do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozsypały się po chodniku.
Kiedy Carlyle przyjechał do ambasady, nie zatrzymał się przy ogrodzeniu, by obejrzeć
Goriego z bliska. Po krótkiej rozmowie ze zestresowanym ochroniarzem poszedł prosto na dach.
Tutaj też nie czuł się dobrze, ale lepiej znosił lęk wysokości niż widok zmasakrowanych zwłok.
Joe Szyszkowski stał tuż za plecami szefa, jeszcze ostrożniejszy niż on.
 Więc jak  spytał, zerkając niepewnie na krawędz dachu  skoczył, czy ktoś go zepchnął?
 Moim zdaniem nie wyglądał na samobójcę  odparł Carlyle szorstko.  Rozmawiałem z
nim kilka dni temu. Zachowywał się jak arogancki gnojek, któremu się wydaje, że wypełnia jakąś
misję od Boga czy coś w tym rodzaju. Myślał chyba, że będzie żył wiecznie.
 To mógł być wypadek  zasugerował Joe.  Może był wstawiony? Co tu w ogóle robił?
 Ochroniarz na dole mówił, że w całym budynku obowiązuje zakaz palenia, więc pewnie
przychodził tutaj na fajkę.
 Technicy coś znalezli?  spytał Joe, spoglądając na asfaltową powierzchnię dachu.
 Tylko niedopałek. Prawdopodobnie Goriego.  Carlyle się rozejrzał.  Trudno powiedzieć,
czy przyszedł sam, czy w towarzystwie. Nie ma tu kamer.
 %7ładnych świadków?
Carlyle pokręcił głową.
 O tej porze ambasada była prawie pusta. Strażnik patrolował parter i podwórko, ale nie
wchodził na górę. Mówi, że nikogo nie widział. W pobliżu nie ma budynków, z których byłoby
widać tę część dachu.  Wskazał hotel Radisson po drugiej stronie placu, jedyny budynek w
okolicy wyższy od ambasady.  Stamtąd z kolei jest za daleko, żeby zobaczyć, co się tu dzieje.
Upewniwszy się, że nie stoi zbyt blisko brzegu, Carlyle pochylił się do przodu i spojrzał na
zdechłą rybę.
 Nie ty jeden spadłeś ostatnio z dachu wysokiego budynku, prawda, kolego?  powiedział
cicho do siebie. Na myśl o Jeromie Sullivanie i Michaelu Haggerze poczuł bolesne wyrzuty
sumienia. Od spotkania z Haggerem na placu nie zrobił nic, by odnalezć małego Jake'a. Z tego co
wiedział, Cutler, policjant prowadzący śledztwo w tej sprawie, też nie zrobił żadnych postępów.
Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku i lekkie zawroty głowy. Odwrócił się i ruszył w stronę
schodów.
 Chodzmy.
Joe skinął głową, po czym obaj weszli do budynku.
 I cóż to wszystko dla nas oznacza?  spytał Joe, gdy znalezli się na półpiętrze.
 Same dobre rzeczy.  Carlyle wzruszył ramionami.  Zmierć Goriego to nie nasza sprawa,
nie musimy się tym martwić.
 Pewnie uznają to za wypadek  stwierdził Joe.
 Prawdopodobnie  zgodził się z nim Carlyle.  A jeśli to on był naszym zabójcą, to sprawa
jest zamknięta.
 A co z Groves?
 To też nie nasze zmartwienie.  Carlyle ziewnął.  Powiedziałem, co o tym myślę Chanowi
i jego kumplowi w szpitalu, ale mnie olali, więc niech się sami nad tym głowią.
Pomyślał o Monice Hartson  wyglądało na to, że wróci z Glasgow znacznie szybciej, niż
przypuszczała. Wyjął z kieszeni komórkę i wybrał jej numer. Tym razem odpowiedziała mu
poczta głosowa.
 Szlag by to trafił!  syknął. Dlaczego niektórzy ludzie nie potrafią odebrać cholernej
komórki! Rozłączył się, nie zostawiwszy wiadomości, i schował telefon do kieszeni.  Napisałeś
raport o Millsach?
Joe ruszył po schodach z opuszczoną głową.
 Nie.
 Nie martw się  uspokoił go z uśmiechem Carlyle.
 Zajmę się tym po śniadaniu.
Na wzmiankę o jedzeniu Joe wyraznie poweselał.
 Zwietnie.
 A potem pójdę do Simpson.
38
Wszystko więc wskazuje na to, że pan Mills zabił swoją żonę z nieznanych przyczyn, a potem,
gnębiony wyrzutami sumienia, sam odebrał sobie życie.
Dlatego też uważamy, że nie ma potrzeby kontynuować śledztwa i że sprawa może zostać
zamknięta.
Carole Simpson jeszcze raz uważnie przeczytała ostatnie zdanie. Pomimo najlepszych chęci
nie mogła doszukać się w nim żadnych ukrytych znaczeń czy aluzji. Podniosła wzrok na
Carlyle'a, który siedział po drugiej stronie biurka z rękami na kolanach i kamienną twarzą.
Komendantka pomyślała, że jeśli w ciągu ostatniej dekady był w tym biurze ktoś, kto mniej
pasował do roli grzecznego podwładnego, to musiała to przegapić.
Uniosła lekko brwi i rzuciła raport na biurko.
 I to wszystko?
Inspektor spojrzał prosto w oczy szefowej.
 Tak, pani komendant  odparł sztywno.
 %7ładnych chilijskich zabójców?
Carlyle uśmiechnął się lekko.
 To była tylko jedna z hipotez.
 A co z Sandrą Groves i tą...  przez chwilę szukała w pamięci nazwiska  Hartson?
Carlyle przestał się uśmiechać. Mógł zarzucić Simspon wiele rzeczy, ale na pewno nie
naiwność.
 Nie śledziłem zbyt uważnie sprawy Groves  odparł wymijająco.  A śmierć Hartson
uznano za samobójstwo. Jej lekarz potwierdził, że cierpiała na nerwicę pourazową.
Wiem coś o tym, pomyślała Simpson posępnie.
 Wygląda na to, że od dłuższego czasu nie czuła się najlepiej i...
 Więc rzuciła się pod pociąg, tak?  przerwała mu komendantka.
Carlyle wzruszył ramionami. Gdy w końcu ktoś odebrał telefon Hartson, okazało się, że była
to opryskliwa policjantka. Gdy dowiedziała się już, z kim ma do czynienia, poinformowała
inspektora, że właścicielka telefonu  rzuciła się pod pociąg w metrze". Carlyle nie próbował jej
tłumaczyć, że mogło to jednak wyglądać trochę inaczej.
 I to zaledwie kilka minut po spotkaniu z tobą?  spytała Simpson.
 Wygląda na to, że biedaczka nie mogła już tego dłużej znieść.
 Tak, czasami działasz tak na ludzi  mruknęła Simpson.
 Słucham?
 Nie, nic takiego.  Niemal wbrew sobie Simpson brnęła dalej:  To wszystko wygląda na
przedziwny zbieg okoliczności, nie uważasz?
 Maszynista powiedział, że skoczyła  odpowiedział spokojnie Carlyle.  %7ładen ze
świadków nie zaprzeczył.
 Hm...
 A z nagrań ochrony nie wynikło nic konkretnego.
Dobrze wiedząc, że jej podwładny potrafi bardzo oszczędnie dawkować istotne informacje,
Simpson popatrzyła na niego nieufnie.
 Ale czy analizując swoje hipotezy, nie przypuszczałeś, że pani Hartson groziło jakieś
niebezpieczeństwo?
 To były tylko domysły  westchnął, odpowiadając fałszywą skromnością na oczywisty blef
komendantki.  Ta kobieta widziała naprawdę okropne rzeczy. Opowiadała mi o swoich
doświadczeniach z Iraku. Przerażające.
 Tak, rozumiem.  Simpson nie chciała znać krwawych szczegółów tych opowieści.
 Bez wątpienia była bardzo przygnębiona i zdenerwowana.
 No dobrze.  Simpson westchnęła przeciągle. Inspektor może tak z nią pogrywać przez
cały dzień, a ma jeszcze kilka ważnych spotkań.
 Więc sprawa załatwiona, tak?  Carlyle położył dłonie na poręczach krzesła, gotów do
wyjścia.
 Na to wygląda  odpowiedziała Simpson zbolałym głosem. Postukała w raport palcem
wskazującym. Dopiero teraz zauważyła, że obgryzła paznokieć niemal do żywego mięsa.  Ale
dlaczego uznałeś, że powinieneś tu przyjść i oddać mi to osobiście? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl