do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

próbowałem skubać je po palcach, starających się pogładzić mnie po łbie; nie zamierzałem
gryzć dziewczęcych rączek, chciałem jedynie spróbować smaku ich ciał, ich aromatu.
Wkrótce koło mnie zebrała się duża grupa chłopców i dziewczynek. Co więksi chłopcy
przepychali się do przodu. Aapczywie chwytałem wciskane mi w pysk toffi, a dzieci
błyskawicznie zabierały palce, gdy zdawało się, że je połknę razem z cukierkiem. Drobna
dziewczynka z jasnoblond włosami przysunęła twarz do mojego pyska. Polizałem jej nos i
policzek. Nie odsunęła się, lecz objęła mnie za szyję.
Wtedy właśnie wróciły nawiedzające mnie ulotne wspomnienia. Kiedyś miałem taką
dziewczynkę! Wydało mi się, że właśnie ta, która mnie teraz obejmowała, należała kiedyś do
mnie. Przed oczyma pojawiły mi się jednak inne rysy. Moja córka miała takie same jasne
włosy okalające urwisowatą twarzyczkę, ale niebieskie, nie brązowe, oczy. Wyrwał mi się
okrzyk nadziei, lecz dziewczynka sądziła, że to jęk strachu. Usiłowała mnie uspokoić. Prosiła,
bym się nie bał. Stałem jak sparaliżowany. Po głowie tłukła mi się jedna myśl: byłem
człowiekiem! Dlaczego stałem się psem?!
Po chwili paraliż ustąpił, świadomość dawnego istnienia skryła się w zakątku, w którym stale
przebywała, i znów stałem się tylko psem. (Choć pewność, że w rzeczywistości byłem
człowiekiem, prawie mnie nie opuszczała przez pierwsze miesiące mojego życia, a poczucie
człowieczeństwa w konflikcie z psią naturą odgrywało bardzo zmienną rolę.)
Znów zacząłem wymachiwać ogonem jak flagą. Z wdzięcznością przyjąłem od dzieci więcej
cukierków. Dzieciaki hałasowały nade mną, usiłując metodą prób i błędów ustalić, jak się
wabię. Za nic nie mogłem sobie przypomnieć, jak się wcześniej nazywałem. Na mojej obroży
chłopcy nie znalezli żadnego imienia. Człaptuś, King, Reks, Dupogąb (Dupogąb!  co za
popapraniec mógł to wymyślić)  na dzwięk tych wszystkich imion wymachiwałem ogonem
jak szalony. Nie znaczyły dla mnie nic, tak samo zresztą jak dla wszystkich psów, które
reagują wyłącznie na znany dzwięk. Byłem po prostu szczęśliwy, że znalazłem się wśród
przyjaciół.
Nagle zabrzmiał ostry dzwięk dzwonka. Po kilku kolejnych dzwonkach dzieci niechętnie
oderwały się ode mnie. Wcisnąłem się z całych sił miedzy pręty ogrodzenia, chcąc pobiec za
nimi. Jasnowłosa odeszła ostatnia, uścisnąwszy mnie mocno na pożegnanie. Przywoływałem
dzieci szczekaniem, lecz ustawiły się w szeregu, plecami do mnie. Co chwila któreś z nich
rzucało na mnie ukradkowe spojrzenie, starając się stłumić chichot, który wyraznie był
widoczny po ich podskakujących barkach. Potem szeregiem podążyły do nędznego budynku.
Drzwi zamknęły się bezapelacyjnie.
Pustym wzrokiem wpatrywałem się w boisko zrozpaczony, że straciłem moich nowych
przyjaciół. Uśmiechnąłem się i wyprostowałem, gdy zobaczyłem w oknach małe twarzyczki.
Wkrótce pojawiło się koło nich starsze, pomarszczone oblicze nauczyciela, który surowym
głosem nakazywał dzieciom wrócić do ławek. Chłopcu, który się ociągał z wykonaniem
polecenia, wykręcił ucho. Zostałem tam jeszcze przez kilka minut, mając nadzieję, że dzieci
powrócą, w końcu jednak rozczarowany wyjąłem łeb spomiędzy prętów ogrodzenia.
Psy są w zasadzie stworzeniami o pogodnym usposobieniu. W ich naturze przeważa
zachłanna ciekawość, gdy więc koło mnie przejechał stary mężczyzna na rowerze, z którego
kierownicy zwieszały się siatki z zakupami, zapomniałem o rozczarowaniu i pogalopowałem
za nim. Z dziury w spodzie siatki wystawała jakaś zielona łodyga z liśćmi. Sądzę, że był to
rabarbar  przypominam sobie słodką, przyprawiającą o ślinienie, woń. Aodyga wyglądała
bardzo apetycznie. Wkrótce doścignąłem rowerzystę, był bowiem bardzo stary i pedałował
powoli. Nim miał szansę mnie zauważyć, skoczyłem i wyszarpnąłem intrygującą mnie
łodygę. Miałem zarówno szczęście, jak i nieszczęście.
Wyciągając nagłym szarpnięciem łodygę przez dziurę w siatce, pozbawiłem rowerzystę
równowagi. Zwalił się na mnie wraz z rowerem. Zabrakło mi tchu, więc zamiast zawyć,
wydawałem z siebie tylko słabe skomlenie. Zakrztusiłem się, walcząc o złapanie powietrza, i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl