[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przez długi czas nie odpowiadałem, szukając wła. ściwych słów. Rozkołysany fotel mamy
stopniowo zwalniał, aż w końcu zupełnie zamarł. Wiedziałem że to zły znak.
- Ukończyłem pierwszy próbny miesiąc i pan Gre-gory mówi, że tylko ode mnie zależy,
czy zechcę konty. nuować naukę. Ale jestem okropnie samotny, mamo -wyznałem w końcu. -
Jest tak zle, jak przypuszczałem, nie mam przyjaciół, nikogo w moim wieku, z kim mógłbym
porozmawiać. Czuję się strasznie sam. Chciałbym wrócić i pracować tutaj.
Mogłem powiedzieć coś jeszcze, przypomnieć, jacy szczęśliwi byliśmy na farmie, gdy
wszyscy moi bracia mieszkali w domu. Nie zrobiłem tego jednak - wiedziałem, że ona też za
nimi tęskni. Sądziłem, że choćby dlatego okaże mi współczucie, ale myliłem się.
Długą chwilę w kuchni panowała cisza. Słyszałem, jak Ellie zamiata sąsiednią izbę, nucąc
cicho pod nosem.
- Samotny? - spytała w końcu mama; w jej głosie zamiast współczucia usłyszałem
gniew. - Jak możesz być samotny? Masz przecież siebie. Jeżeli kiedyś zagacisz samego
siebie, wówczas naprawdę będziesz sam- A tymczasem przestań narzekać. Jesteś już pranie
mężczyzną, a mężczyzna musi pracować. Od początku świata mężczyzni wykonują prace,
których nje lubią. Czemu z tobą miałoby być inaczej? Jesteś siódmym synem siódmego syna.
To fach, do którego się urodziłeś.
- Ale przecież pan Gregory miał innych uczniów -wypaliłem. - Jeden z nich mógłby
wrócić i zaopiekować się Hrabstwem. Czemu to muszę być ja?
- Szkolił wielu, lecz tylko nieliczni ukończyli naukę - odparła mama. - A z nich żaden
mu nie dorównuje. Są niegodni, słabi, tchórzliwi. Wędrują pokręconą ścieżką, przyjmując
pieniądze i niewiele dając w zamian. Zostałeś tylko ty, synu. Ty jesteś ostatnią szansą.
Ostatnią nadzieją. Ktoś musi to robić. Ktoś musi stawić czoło ciemności. I tylko ty możesz
tego dokonać.
Fotel znów zaczął się kołysać, powoli nabierając tempa.
- Cóż, cieszę się, że to załatwiliśmy. Chcesz zaczekać na kolację, czy już teraz dać ci
jakąś przekąskę?
- Cały dzień nic nie jadłem, mamo. Nawet śniadania.
118
119
- Mam tu potrawkę z królika. Powinna cię trochę pocieszyć.
Usiadłem przy kuchennym stole. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak smutny i
nieszczęśliwy Tymczasem mama krzątała się przy piecu. Potrawka z królika pachniała
cudownie, do ust napłynęła mi ślinka. Nikt nie gotował lepiej od mojej mamy. Warto było
wrócić do domu, choćby na jeden posiłek.
Z uśmiechem postawiła przede mną wielki talerz pełen parującej potrawki.
- Pójdę i przygotuję twój pokój - oznajmiła. - Skoro już wróciłeś, możesz zostać parę
dni.
Wymamrotałem kilka słów podziękowania i rzuciłem się najedzenie. Gdy tylko mama
zniknęła na górze, w kuchni zjawiła się Ellie.
- Miło znów cię widzieć, Tom. - Uśmiechnęła się, spojrzała na mój talerz. - Chciałbyś
może do tego chleba?
- Tak, proszę - odparłem.
Ellie nasmarowała masłem trzy grube kromki i usiadła naprzeciw mnie. Jadłem dalej, nie
przerywając ani na moment. W końcu wytarłem dokładnie talerz ostatnią wielką kromką
świeżo upieczonego chleba.
- Lepiej ci?
pokiwałem głową i spróbowałem się uśmiechnąć. Wiedziałem jednak, że mi nie wyszło, bo
na twarzy gllie odbiła się troska.
- Przypadkiem usłyszałam twoją rozmowę z mamą _ powiedziała. - Na pewno nie jest
aż tak zle. Czujesz się tak dlatego, bo to nowa, nieznana praca. Wkrótce jednak do niej
przywykniesz. Poza tym nie musisz wracać od razu, po paru dniach w domu poczujesz się
lepiej-1 zawsze będziesz tu mile widziany, nawet kiedy farma przypadnie Jackowi.
- Nie wydaje mi się, by Jack ucieszył się na mój widok.
- Czemu tak uważasz? - zdziwiła się Ellie.
- Po prostu nie przyjął mnie zbyt przyjaznie. Chyba nie chce mnie tutaj.
- Nie przejmuj się swoim starszym, wrednym bratem. Aatwo to naprawię.
Wówczas uśmiechnąłem się szczerze, bo faktycznie tak było. Jak zauważyła kiedyś mama,
Ellie potrafiła owinąć sobie Jacka wokół najmniejszego palca.
- Tak naprawdę denerwuje się z tego powodu - Ellie pogładziła dłonią brzuch. - Siostra
mojej matki zmarła w połogu, w rodzinie wciąż się o tym mówi. Dlatego Jack się denerwuje.
Aleja się nie martwię, bo
120
121
nie mogłam trafić w lepsze miejsce. Twoja mama się mną zajmie - urwała. - Ale jest coś
jeszcze. Martwi g0 twoja nowa praca.
- Nim odszedłem, sprawiał wrażenie zadowolonego.
- Zachowywał się tak dlatego, że jesteś jego bratem i cię kocha. Lecz fach stracharza
przeraża ludzi. Budzi w nich niepokój. Gdybyście od razu odeszli, nic by się nie stało. Lecz
Jack twierdzi, że tamtego dnia poszliście wprost na wzgórze w lesie i od tego czasu psy wciąż
się niepokoją. Teraz nie chcą się nawet zbliżyć do północnego pastwiska.
Jack uważa, że coś obudziliście. Myślę, że w sumie wszystko sprowadza się do tego - Ellie
delikatnie poklepała brzuch. - Po prostu chce nas chronić. Myśli o swojej rodzinie. Ale nie
martw się, w końcu wszystko się ułoży.
***
Ostatecznie zostałem w domu trzy dni. Starałem się udawać, że nic się nie stało, ale w końcu
wyczułem, że już czas odejść. Mama była ostatnią osobą, z którą rozmawiałem. Zostaliśmy
sami w kuchni-Uścisnęła moje ramię i powiedziała, że jest ze mnie dumna.
_ Jesteś czymś więcej niż siódmym synem siódmego gyria - oznajmiła z ciepłym uśmiechem.
- Jesteś też moim dzieckiem i masz dość sił, by zrobić to, co trzeba.
przytaknąłem, bo chciałem zrobić jej przyjemność, ale gdy tylko wyszedłem za bramę,
uśmiech zniknął z mojej twarzy. Bez cienia entuzjazmu wlokłem się do domu stracharza,
zawiedziony i zraniony tym, że mama nie chciała przyjąć mnie z powrotem.
Przez całą drogę do Chipenden padało i gdy dotarłem na miejsce, byłem zmarznięty,
przemoczony i nieszczęśliwy. Zdumiałem się, kiedy stanąłem przed bramą, bo rygiel uniósł
się sam i furtka rozwarła się, choć jej nie dotykałem. Stanowiło to zachętę, zapraszający gest,
powitanie, które, jak sądziłem, było zarezerwowane wyłącznie dla stracharza. Chyba powinno
mnie było ucieszyć, ale tak się nie stało. Wydało mi się upiorne.
Trzy razy zastukałem do drzwi, nim wreszcie zauważyłem, że w zamku tkwi klucz. Ponieważ
nikt nie zareagował na pukanie, przekręciłem go w zamku i otworzyłem drzwi.
Sprawdziłem wszystkie pomieszczenia na parterze, prócz jednego, a potem uniosłem głowę i
zawołałem. Nikt nie odpowiedział, toteż zaryzykowałem wizytę w kuchni.
122
123
Na palenisku płonął ogień, na stole czekał posiłek dla jednej osoby: duży garniec parującego
gulaszu, Byłem tak głodny, że poczęstowałem się i opróżniłem go prawie zupełnie, nim
zauważyłem liścik wetknie, ty pod solniczkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]