[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Potem zejdÄ™ i porozmawiamy, zgoda?
- Oczywiście. Wszystko jest gotowe. - Błyskając zęba
mi, Paul Bailey poprowadził ich do recepcji i podał klucz.
- Bagaże zaraz będą na górze. Czy życzą sobie państwo
jeszcze czegoÅ›?
- Dziękuję. A ty, B.J.? - B.J. nadal podziwiała luksuso
wy hol. - %7łyczysz sobie czegoś? - Taylor uśmiechnął się do
niej i odsunął kosmyk włosów z jej policzka.
- Och, nie... dziękuję.
Taylor skinął Baileyowi głową, wziął B.J. za rękę i zapro
wadził do jednej z wind. Poszybowali w górę, wysoko ponad
gąszcz zieleni, w ośmiokątnej klatce ze szkła.
Na najwyższym piętrze Taylor poprowadził ją po grubym,
miękkim dywanie i otworzył drzwi do apartamentu.
B.J. od razu skierowała się do okna. Z przyprawiającej
o zawrót głowy wysokości patrzyła na białą plażę stykającą
NIEODPARTY UROK
111
się z lazurową przestrzenią oceanu. Widać było białe grzywy
fal oraz mewy, które zataczały koła i nurkowały.
- Niewiarygodny widok - westchnęła. - Mam ochotę
skoczyć tam prosto z balkonu. - Odwróciła się i zauważyła,
że Taylor obserwuje ją, stojąc na środku pokoju. Nie mogła
rozszyfrować wyrazu jego oczu. - Tu jest uroczo - dodała,
aby przerwać niepokojącą ciszę. - Przesunęła palcem po
gładkiej powierzchni mahoniowego barku, zastanawiając się,
czy to Daria dekorowała ten pokój i przyznając z niechęcią,
że jeśli tak, to wykonała dobrą robotę.
- Napijesz siÄ™ czegoÅ›? - Taylor nacisnÄ…Å‚ guzik, sprytnie
ukryty obok lustra na ścianie, przy której stał bufet. Lustro
przesunęło się, odsłaniając dobrze zaopatrzony barek.
- Bardzo sprytne. - B.J. uśmiechnęła się. - Wystarczy mi
woda sodowa - powiedziała, opierając łokcie na bufecie.
- Nic mocniejszego? - spytał, nalewając wodę na kostki
lodu. - Proszę! - odezwał się głośno, słysząc pukanie do drzwi.
Po chwili boy hotelowy ubrany w czerwono-czarny uni
form wniósł walizki. B.J. zauważyła, że zerkał na nią z za
ciekawieniem i mimo woli zarumieniła się.
3oy przyjÄ…Å‚ napiwek od Taylora i zniknÄ…Å‚, cicho zamyka
jÄ…c za sobÄ… drzwi.
B.J. spojrzała na walizki. Elegancka, szara należała do
Taylora; obok stała jej praktyczna brązowa.
- Dlaczego przyniósł je obie tutaj? - zaniepokoiła się
nagle. - Odstawiła szklankę i podniosła na niego wzrok. -
Czy moja walizka nie powinna zostać odniesiona do mojego
pokoju?
- Właśnie w nim jest. - Taylor wyjął następną butelkę
i nalał sobie szkockiej.
NORA ROBERTS
112
- Myślałam, że to twój apartament. - B J. rozejrzała się
po luksusowym wnętrzu.
- To jest mój apartament.
- Ale powiedziałeś... - Zarumieniła się. - Chyba nie my
ślisz, że...
- B.J., naprawdę powinnaś wreszcie nauczyć się kończyć
zdania.
- Nie będę z tobą spała - oświadczyła stanowczo. Jej
oczy przypominały gradowe chmury.
- Nie przypominam sobie, bym cię o to prosił - rzekł
leniwym głosem, a potem wypił łyk szkockiej. - W tym
apartamencie są dwie sypialnie. Jestem pewien, że będzie ci
tu wygodnie.
Zażenowanie spowodowało, że rumieniec oblał jej po
liczki...
- Nie zostanę tu z tobą. Wszyscy pomyślą, że ja... że
my...
- Nie przypominam sobie, byś kiedykolwiek wyrażała się
równie precyzyjnie - rzekł z drwiną w głosie. - W każdym
razie twoja reputacja i tak już ucierpiała. Ponieważ podróżu
jesz ze mną, wszyscy uważają, że jesteśmy kochankami.
Nieważne, że jest inaczej. Oczywiście - ciągnął z uśmie
chem - jeśli zechcesz, by plotki stały się prawdą, może dam
się przekonać...
- Ty nieznośny, zarozumiały, egoistyczny głupcze...
- Wyzwiska to nie najlepsza perswazja. - Pogłaskał ją
protekcjonalnie po głowie, co ją tylko bardziej rozwścieczy
ło. - Rozumiem więc, że chcesz mieć własną sypialnię?
- To jeszcze nie sezon. Na pewno sÄ… tu wolne pokoje.
Z uśmiechem pogłaskał palcem jej ramię.
NIEODPARTY UROK 113
- Obawiasz się, że nie będziesz w stanie oprzeć się po
kusie, B J.?
- Oczywiście, że nie! - zaprotestowała, mimo że jego
dotyk podziałał na jej zmysły.
- W porządku - powiedział, kończąc drinka. - Jeśli oba
wiasz się moich zapałów, sprawdz, że w drzwiach sypialni
masz mocny zamek. Teraz wychodzÄ™ na spotkanie z Baile-
yem. Może skorzystasz z okazji i pójdziesz na plażę? Drugie
drzwi z korytarza na lewo prowadzÄ… do twojej sypialni. -
Wskazał je po drodze do wyjścia, po czym wyszedł, nim
zdążyła wymyślić jakąś ripostę.
Gdy się rozpakowywała, przychodziło jej do głowy mnó
stwo miażdżących uwag, które powinna zrobić. Teraz na nic
się nie zdały. Postanowiła cieszyć się chwilą. Ostatecznie nie
codziennie miała okazję pławić się w takim luksusie. A poza
tym apartament był dość duży, by pomieścić ich oboje.
Przebrała się w szorty i zielony podkoszulek i wybrała się
na plażę.
Taylor idealnie wykorzystał walory natury, oferując tu
luksusowe miejsce wypoczynku. B.J. zauważyła ogromny
basen wyłożony mozaiką, a tuż za nim korty tenisowe, oko
lone palmami i kwitnącymi krzewami. Gościom Taylora
z pewnością nie brakowało niczego.
Na plaży B.J. zasłoniła oczy od słońca, podziwiając znów
perfekcję tego olśniewającego ośrodka. Musiała przyznać
z westchnieniem, że był bardzo elegancki. Elegancki i jakże
daleki od jej rzeczywistości. Tak samo jak Taylor... Ona
i Taylor nie należeli do tego samego świata.
- Cześć!
114 NORA ROBERTS
Przestraszona odwróciła głowę i zmrużyła oczy. Spo
strzegła czyjś równy, biały uśmiech na opalonej twarzy.
- Cześć. - Z pewnymi oporami odwzajemniła uśmiech,
przyglądając się atrakcyjnej męskiej twarzy okolonej gęstymi
spalonymi słońcem włosami.
- Nie zamierza pani spróbować kąpieli?
- Nie dzisiaj.
- To naprawdę nietypowe. - Szedł obok niej. - Zazwy
czaj wszyscy już pierwszego dnia kąpią się i opalają.
- Skąd pan wie, że jestem tu pierwszy dzień?
- Ponieważ wcześniej pani nie widziałem, a na pewno
bym zauważył. - Zmierzył ją intensywnym, ciekawskim
spojrzeniem. - A poza tym jest pani bardzo blada.
- To nie jest odpowiednia pora roku na opalanie - zauwa
żyła B.J., podziwiając jego mocną, równą opaleniznę, gdy
zakładał koszulę. - Pan natomiast zapewne przebywa tu już
jakiÅ› czas.
- Dwa lata - odparł ze zniewalającym uśmiechem. - Je
stem instruktorem tenisa. Chad Hardy.
- B.J. Clark - przedstawiła się, zatrzymując się na wyło
żonej płytami ścieżce prowadzącej do hotelu.
- Może ma pani ochotę na lekcje tenisa?
- Nie, dziękuję - odmówiła swobodnie.
- A może zjemy razem kolację? - Chad chwycił ją za rękę
i delikatnie, choć natarczywie, zmusił, by na niego spojrzała.
- Nie sÄ…dzÄ™.
- Może chociaż drinka?
Uśmiechnęła się na tę zuchwałość.
- Na drinka jest stanowczo za wcześnie.
- A więc poczekam.
NIEODPARTY UROK 115
Ze śmiechem pokręciła głową i cofnęła rękę.
- Nie trzeba. Ale doceniam pańską ofertę. Do widzenia,
panie Hardy.
- Chad. - Poszedł za nią do hotelu. - A co z jutrem?
Może wspólne śniadanie, lunch, albo weekend w Las Vegas?
B.J. roześmiała się głośno. Urokowi Chada trudno się było
oprzeć.
- Nie sądzę, byś miał trudności w znalezieniu sobie to
warzystwa.
- Mam mnóstwo trudności. Nawet sobie nie wyobrażasz.
Gdybyś miała choć odrobinę litości, okazałabyś mi współ
czucie.
B.J. w końcu uległa.
- Zgoda. Chętnie napiję się soku pomarańczowego.
Chwilę pózniej siedzieli pod parasolem przy basenie.
- Wcale nie jest tak wcześnie - zauważył Chad, gdy upie
rała się przy soku owocowym. - Większość ludzi zmywa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]