do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pamiętały.
Spoglądał w niebo i wzdychał.
Ponieważ grand zaopatrzył go sowicie w pieniądze, Vetle mógł teraz nocować po wiejskich
gospodach, co go niebywale cieszyło. Dni jednak ciężko było przeżyć. Ostatnie długie
odcinki marszu przebywał w kompletnej samotności.
Aż któregoś dnia koło południa dotarł do jakiejś biednej wioski na niewysokich wzgórzach na
granicy Las Marismas.
Zapytał pewnego człowieka, który najwyrazniej wracał do domu na sjestę, o drogę do osady
Silvio-de-los-muertos.
Mężczyzna przeżegnał się z lękiem.
- Czego ty tam szukasz, chłopcze?
- Po prostu muszę tam iść, czy chcę tego czy nie - odparł Vetle, który już coraz lepiej mówił
po hiszpańsku.
- To nie jest miejsce dla małych chłopców. Tam rządzą umarli.
74
Czy on nie mógłby mówić o czymś przyjemniejszym? Czy Vetle już i tak nie dość się boi?
- Nic na to nie poradzę - odparł, przełykając ślinę. - Ja zresztą nie szukam samej osady,
tylko zamku, do którego należała.
Mężczyzna mrugał niespokojnie.
- Nigdy się tam nie dostaniesz.
- O tym też już słyszałem. Ale proszę mi tylko powiedzieć, gdzie to jest.
- To bardzo niebezpieczna wyprawa dla niedużego chłopca. Większość dorosłych by się na
nią nie odważyła. Skoro jednak musisz, to powinieneś iść drogą na południe, w dół, ku
równinie. Po jakimś czasie zobaczysz boczną drogę skręcającą na mokradła. To bardzo zle
utrzymana droga, ale mało kto tamtędy jezdzi.
- Czy ta droga wiedzie do Silvio-de-los-muertos?
- Si, senór. I potem dalej, do zamku umarłych. Ale tam zli strażnicy zamykają wejście.
- Muszę przynajmniej spróbować. W zamku mieszkają ludzie, prawda?
- Jakiś szaleniec i kilku jego pomocników, to wszystko.
Vetle westchnął cicho i podziękował za pomoc. Mężczyzna uczynił nad nim znak krzyża i
zniknął w drzwiach swojego domu.
Miał jednak pewne powody do radości w tej swojej mordędze. Rana prawie się zagoiła,
pewna cygańska kobieta w grocie odmawiała nad nią jakieś formułki. Na widok rozdartego
mięśnia zmarszczyła brwi i zapytała, kto mu to zrobił.  Jakieś zwierzę napadło na mnie w
ciemności - odpowiedział.  Zwierzę? - rzekła z niedowierzaniem w przenikliwych oczach. -
Chciałabym zobaczyć to zwierzę, to znaczy, chciałam powiedzieć, że nie pragnę spotkać
takiego zwierzęcia!
Wymamrotała jeszcze jakieś zaklęcia i wykonała dziwny gest nad raną, gest, który Vetlego
przestraszył.
Jeszcze raz zapragnął mieć kogoś przy sobie, gdy opuścił także i tę wieś i ponownie znalazł
się na drodze. Och, jakże pragnął ludzkiego towarzystwa! Droga wiodła w dół, na równinę, a
to było w najwyższym stopniu nieprzyjemne.
Wkrótce ukazał się też las. w martwy, podmokły las.
Vetle szedł również podczas sjesty, by zyskać na czasie. Panował morderczy upał, ale cóż
można było poradzić? Musiał dojść na miejsce, zanim słońce zajdzie, a uważał, że nie wolno
mu już stracić kolejnego dnia.
75
Poza tym miał wrażenie, że próbę dostania się do zamku powinien podjąć nocą.
Vetle podciągnął w górę ramiona i jęknął cicho, bo słabo mu się robiło na myśl o tym, co go
czeka.
Jak gorąco! Cóż za dręczący upał! Słońce stało na niebie niczym rozżarzony tygiel, z
którego lał się na ziemię żywy ogień. Powietrze drgało od gorąca, ciemne płatki latały
Vetlemu przed oczyma, a serce tłukło ciężko z wysiłku.
Krajobraz wokół też nie wyglądał szczególnie optymistycznie. Nawet droga zdawała się
drgać w upale. Po obu jej stronach widziało się rozległe bajora z zaśmierdłą wodą, nad którą
to tu, to tam chwiały się kępy przegniłej trawy. Pnie drzew oblepione były mokrym mchem i
porostami, a nagie gałęzie zwieszały się ku ziemi obrośnięte jakimiś pasożytniczymi
roślinami, wyglądającymi jak paskudny, nigdy nie golony zarost.
W głębi lasu było ponuro, wszystko śliskie, przegniłe, ociekające wodą i nic nie wskazywało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl