do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chabano zniknął bezszelestnie jak kobra, chociaż bardziej przypominał szukającego miodu
niedzwiedzia.
X
Zielone wzgórza zachodniego brzegu Jeziora Zmierci już dawno połknęły słooce. Teraz posrebrzone
księżycem chmury zakrywały gwiazdy. W stronę wyspy Ichiribu wiał wiatr, na razie słaby, ale niosący
zapowiedz nawałnicy.
Na szczycie najwyższego na wyspie wzgórza, stojąc po jednej stronie tanecznego bębna, Conan
bacznie przyglądał się stojącemu naprzeciwko Aondo. Obaj mieli na sobie jedynie przepaski na biodra
i skórzane pasy na kostkach i nadgarstkach, a ich twarze przybrały wyraz determinacji. Zwłaszcza
Aondo starał się to pokazad. Conan wyglądał normalnie, czyli, jak mówili wśród widzów, tak samo
groznie jak zawsze.
 Wyglądasz, jakbyś był gotów wyzwad samych bogów, gdy tylko dadzą ci cieo powodu 
powiedziała mu niegdyś pewna kobieta w odległym kraju. To miał byd z jej strony komplement,
chociaż należała do tych, którzy wątpią w istnienie bogów,
Niewiara Conana była innego rodzaju. Wątpił we wszystko, co kapłani mówili o bogach; czekał, aż
bogowie sami przemówią. Ale że dotąd milczeli, uznał to za wystarczający powód, by polegad tylko na
swoich umiejętnościach i sile.
Twarz rozjaśniła mu się nieco, gdy tak przyglądał się Aondo. Olbrzymi Ichiribu nie mógł pochwalid
się błyskotliwym rozumem; wyglądał na powolnego jak stojący w bagnie bawół, ale to było
zwodnicze. Conan widział w poprzednich próbach, jak potrafi byd szybki. A nade wszystko Aondo znał
sztukę taoca na bębnie od dziecka, podczas gdy życie Conana  teraz również Valerii, niech ją diabli!
 zależało od tego, czy zdoła nauczyd się go w ciągu najbliższych chwil.
Conan dał spokój obserwacji Aondo i zaczął przyglądad się bębnowi.
Gigantyczny instrument stanowił niezbyt dokładne koło o średnicy około dwudziestu kroków. Ramę
tworzyły belki, tak grube że można by z nich zbudowad galerę. W świetle pochodni powierzchnia
bębna miała jasnobrązowy kolor dobrze wyprawionej skóry bawołu, ale połysk malutkich łusek
zdradzał inne pochodzenie. Wiedząc, jak wiele dziwnych zwierząt zamieszkiwało tę częśd puszczy,
Cymeryjczyk nie zastanawiał się specjalnie, z którego z nich ta skóra pochodzi. Ważne, by utrzymała
jego ciężar, dopóki nie wygra życia i wolności dla siebie i Valerii. Niechby sobie była chodby ze stwora
mieszkającego na księżycu.
Zza kręgu widzów wysunęli się naprzód Dobanpu i Seyganko. Conanowi wydało się, że wśród ludzi
widzi Emwayę i Valerię, ale w takim tłumie nie mógł byd tego pewien. Wyglądało na to, że każdy, kto
żyw, postanowił tu dziś przybyd, od niesionych na rękach niemowląt do czcigodnych starców.
Zawiał wiatr i omal nie zdmuchnął pochodni, których dym spowijał Conana jak wstęga. W powietrzu
unosił się zapach egzotycznych żywic i ziół, których Conan nie spotkał nigdy w Czarnych Królestwach.
Mógł się założyd, że plemiona znad Jeziora Zmierci nie kontaktowały się nawet z mieszkającymi bliżej
morza krewnymi. Będzie czas, żeby ich lepiej poznad, kiedy zwycięży.
Podniósł ręce nad głowę i klasnął na znak, że jest gotów. Aondo zrobił to samo.
Poza oświetlonym przez pochodnie kręgiem uderzono w bębny. Brzmiało to raczej jakby dziecko
stukało sobie dla zabawy, ale musiał to byd rytualny sygnał, by tancerze zajęli miejsca.
Conan zauważył, że za drabinę prowadzącą na wysoki bęben służyła nie wzbudzająca zaufania,
ponacinana belka. Złapał się brzegu bębna, ugiął kolana i jednym skokiem znalazł się na górze.
Zadudniło, jakby wszystkie bębny wszystkich galer z całego świata uderzyły naraz. Conanowi wydało
się, że płomienie pochodni na chwilę zamarły. Na wszystkich twarzach, również Aondo, malowało się
zdziwienie.
Mistrz Ichiribu miał przynajmniej tyle rozumu, by nie próbowad powtórzyd wyczynu Conana. Wspiął
się na bęben po kłodzie i dopiero wtedy skoczył na jego środek.
Znów po wzgórzu rozniosło się dudnienie i zamarło w ciemności nad jeziorem.
Conan ugiął kolana, żeby rozbujad skórę bębna. Uznał, że utrzymad się na nim nie jest trudniej niż
na pokładzie statku, a na pewno łatwiej niż stanąd na grzbiecie konia. Nie oczekiwał jednak, że dalej
też będzie łatwo.
Wobeku z poważną miną przyglądał się, jak tancerze przymierzali się do swego dzisiejszego zadania.
Wątpił, by doświadczenie Aondo na coś mu się przydało. Był zanadto pewny siebie, no i nie doceniał
przeciwnika. A stanąd przeciwko Cymeryjczykowi& to szaleostwo.
Tym lepiej. Im więcej Aondo będzie zawdzięczał Wobeku, tym lepszym będzie narzędziem w jego
rękach. Im więcej wieści Wobeku zaniesie kwanyjskiemu wodzowi, tym wyższe zajmie miejsce, kiedy
już zawładną wszystkimi ziemiami wokół Jeziora Zmierci.
Wobeku poklepał wiszącą przy pasie sakwę. Wyglądała jak sakwa zwykłego wojownika, w której
można znalezd łyżkę i miskę z tykwy, igłę z rybiej ości i ścięgna do naprawy ubrania, albo kilka
kawałków suszonego mięsa czy solonej ryby. Nosił te rzeczy, owszem  ale po to, by zmylid kogoś,
kto przypadkowo do niej zajrzy. Pod spodem leżały dwie części krótkiej dmuchawki i kołczanik z
rybiego pęcherza ze strzałkami.
Szczepy mieszkające na południu używały dmuchawek długości człowieka; ta była nieduża. Miała
zasięg krótszy niż pół dobrego rzutu włócznią. Ale dziś nie będzie musiał strzelad nawet z tak daleka,
bo ofiara nie będzie się niczego spodziewad. Strzałka nie musi też głęboko ugodzid; wystarczy, że
przebije skórę, by zadziałała trucizna.
Tylko Ludzie Bogowie wiedzieli, co zrobid, by jad kobry nie tracił mocy na powietrzu. Strzałki
stanowiły częśd ich darów dla Chabano. Dośd małą częśd, ponieważ Wobeku miał ich tylko trzy. Czy
zaklęcie konserwujące jad było tak skomplikowane, czy też Ludzie Bogowie byli aż tak skąpi?
Chociaż& jeśli jedna strzałka wystarczała, to nie potrzeba nawet trzech. Ofiara nic nie podejrzewa, a
kobry są dośd pospolite na wyspie, więc wszyscy pomyślą, że to zwykły pech, aż w koocu będzie za
pózno. Za pózno dla ofiary Wobeku, jak też jej pobratymca na bębnie.
W chłodnym wietrze dało się wyczud nadchodzący deszcz, mimo to Conan był spocony, tak samo
jak Aondo. Ich pot spływał na śliską skórę bębna, tak że jeszcze trudniej było utrzymad się na nogach.
Nie tylko pot przeszkadzał Cymeryjczykowi. Co jakiś czas wojownik Ichiribu padał na kolana, potem
na brzuch, po czym z całej siły walił ogromnymi dłoomi w bęben, chcąc się szybko podnieśd. To
wprawiało bęben w bardzo niebezpieczny, nieprzewidywalny ruch.
Conan nie używał takich sztuczek. Szybko nauczył się, że ruchy bębna nie groziły upadkiem& o ile
był na nie przygotowany. Nogi musiał mied szeroko rozstawione i w odpowiednim momencie je [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl