do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tętna, jak ten zdumiewający znak życia. Lord John zatrzymał auto przy chodniku, a w sekundę pózniej
pędziliśmy przez otwarte drzwi domu i dalej po schodach na drugie piętro, do frontowego pokoju, skąd
pochodził sygnał.
- 44 -
W fotelu tuż przy oknie siedziała bardzo stara kobieta, a obok niej na krześle stała butla z tlenem,
mniejsza wprawdzie, ale o tych samych kształtach, jak te, które uratowały nam życie. Kiedy
stłoczyliśmy się w drzwiach, zwróciła ku nam chudą, pomarszczoną twarz w okularach.
- Obawiałam się, że będę opuszczona już na zawsze - odezwała się - bo ja jestem chora i nie mogę
się poruszać.
- No cóż, proszę pani - odrzekł Challenger - tak się szczęśliwie złożyło, że akurat tędy
przejeżdżaliśmy.
- Chciałabym was zapytać o jedną niezmiernie ważną sprawę - powiedziała. - Panowie, błagam,
abyście byli ze mną szczerzy. Jakie skutki mogą wywrzeć te wypadki na akcje Kolei Londyńskiej i
Północno-zachodniej ?
Wybuchnęlibyśmy śmiechem, gdyby nie to, że z tak tragicznym napięciem oczekiwała od nas
odpowiedzi. Pani Burston, bo tak brzmiało jej nazwisko, była już od lat wdową, której cały dochód
pochodził z kilku akcji kolejowych. %7łycie jej układało się w zależności od tego, czy dywidendy rosły,
czy malały. Nie umiała zresztą wyobrazić sobie innej egzystencji prócz tej, która kształtowała się na
podstawie kursu jej udziałów na giełdzie. Na próżno staraliśmy się jej wytłumaczyć, że wszystkie
pieniądze na świecie były do jej dyspozycji, a gdyby je nawet wzięła, to i tak nie miały już wartości.
Starczy jej umysł nie był w stanie przystosować się do nowej sytuacji, opłakiwała więc głośno swój
stracony kapitał.
- To było wszystko, co posiadałam - lamentowała. - Jeżeli przepadło, to i ja nie mam po co żyć.
Z jej narzekań dowiedzieliśmy się, w jaki sposób utrzymała się przy życiu ta krucha stara roślina,
podczas gdy spłonął cały olbrzymi las. Była osobą całkowicie zniedołężniałą i cierpiała na astmę. Na
tę chorobę zapisywano jej tlen. W momencie krytycznym miała jedną butlę tlenu u siebie. Naturalnie
wchłaniała go po trochu, tak, jak to było w jej zwyczaju, gdy odczuwała trudności w oddychaniu.
Sprawiało jej to ulgę, a dzieląc na porcje swój zapas, zdołała przeżyć całą noc. W końcu zapadła w
sen, obudził ją dopiero warkot naszego samochodu. Niestety, nie mogliśmy jej zabrać ze sobą, widząc
jednak, że ma wszystko, co jej do życia potrzebne, obiecaliśmy skontaktować się z nią najpózniej w
ciągi kilku dni. Tak więc pozostawiliśmy staruszkę, wciąż jeszcze gorzko opłakującą stracony majątek.
Kiedy zbliżaliśmy się do Tamizy, ulice były coraz częściej zatarasowane, a przeszkody coraz
trudniejsze do przebycia. Z największym wysiłkiem utorowaliśmy sobie drogę przez London Bridge.
Dojazdy do mostu od strony Middlesexu były od początku do końca zablokowane zamarłym ruchem
ulicznym, co uniemożliwiało jakiekolwiek posuwanie się w tym kierunku. W pobliżu mostu, przy
nabrzeżu, palił się jasnym płomieniem statek, a w powietrzu pełno było unoszącej się sadzy i
drażniącego zapachu spalenizny. Gdzieś niedaleko nad Parlamentem zawisła gęsta chmura dymu,
jednak z miejsca, gdzie się znajdowaliśmy, nie można było rozpoznać, co się pali.
- Nie wiem, jakie wy odnosicie wrażenie - odezwał się lord John, wyłączając motor - ale mnie się
zdaje, że wieś jest weselsza niż miasto. Wymarły Londyn zaczyna mi działać na nerwy. Proponuję
objechać miasto, a potem wrócić do Rotherfield.
- Przyznaję, że nie bardzo wiem, czego możemy się tu jeszcze spodziewać - odezwał się profesor
Summerlee.
- A jednak - powiedział Challenger, a jego stentorowy głos dziwnie zagrzmiał pośród tej ciszy -
trudno pojąć, aby z siedmiu milionów ludzi pozostała tylko ta jedna staruszka, która z powodu
specyficznego stanu swego zdrowia i dzięki przypadkowi, że używała tlenu, zdołała przeżyć ten
kataklizm.
- Jeżeli pozostali przy życiu jeszcze inni ludzie, jaką możemy mieć nadzieję, że ich odnajdziemy,
George? - spytała pani Challenger. - Ale zgadzam się z tobą, że nie wolno nam wracać, dopóki nie
spróbujemy ich odnalezć.
Wydostawszy się z auta i pozostawiwszy je przy krawężniku, przeszliśmy z pewnym trudem przez
zapchany chodnik na King William Street i przez otwarte drzwi dostaliśmy się do wielkiego biura
ubezpieczeń. Gmach stał na narożniku, wybraliśmy go więc za punkt obserwacyjny, ponieważ
rozpościera! się stąd widok w każdym kierunku. Wszedłszy po schodach na górę, mi nęliśmy pokój,
który, jak przypuszczam, musiał służyć jako sala obrad, bowiem wokół długiego stołu mieszczącego
się na środku pokoju siedziało ośmiu starszych panów. Przez otwarte drzwi wyszliśmy wszyscy na
balkon. Stąd mogliśmy obserwować zatłoczone ulice londyńskiego City, rozchodzące się promieniście
we wszystkich kierunkach. Ulica tuż pod nami wypełniona była po brzegi czarnymi dachami
nieruchomych taksówek. Wszyst kie auta, albo prawie wszyst kie, zwrócone były ku przedmieściom.
Dowodziło to, że przerażeni ludzie z City czynili daremne wysiłki, aby w ostatnim momencie połączyć
się ze swoimi rodzinami mieszkającymi za miastem lub w okolicach Londynu. Tu i ówdzie wśród
- 45 -
skromnych taksówek wznosił się wielki samochód z mosiężnymi ozdobami, wtłoczony beznadziejnie w
zastygły prąd ruchu ulicznego. Właśnie przy gmachu, w którym byliśmy, stała jedna z tych ogromnych
luksusowych limuzyn. Właściciel, otyły starszy pan, znajdował się w środku. Jego ociężałe cielsko
zwisało na wpół z okna, a krótka, tłusta ręka, połyskująca diamentami, była wyciągnięta tak, jak w
momencie, kiedy przynaglał szofera do ostatniego wysiłku, aby przedrzeć się przez zator.
Kilkanaście autobusów wznosiło się jak wyspy w tym potoku pojazdów; pasażerowie, którzy zalegali
tłumnie dachy, leżeli pokotem, jeden na drugim, jak dziecięce zabawki w przedszkolu. Na środku
jezdni, na szerokiej platformie latarni, stał pokaznej tuszy policjant, opierając się plecami o słup w tak
naturalny sposób, że trudno było się zorientować, czy istotnie nie żyje. Tuż u jego nóg leżał w
poszarpanych łachmanach mały gazeciarz, a obok niego na ziemi stała paczka gazet. Wózek
gazeciarski utknął zablokowany w tłumie i mogliśmy nawet przeczytać ogromne czarne litery wypisane
na żółtym papierze:  Sceny w Izbie Lordów",  Mistrzostwa hrabstwa przerwane". Musiało to być [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl