do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Twój diabeł ma rację, Jado. Długo zamierzasz tu stać? - Drgnęłam, słysząc kobiecy głos. Stała dwa kroki od nas. Piękna półelfia Juliana,
szefowa tutejszych magicznych. Maleńka, drobna i złotowłosa, wydawała się taka krucha, choć miała nie mniej niż siedemset lat. Nigdy nie
zdradziła nam, kiedy dokładnie się urodziła. Pytałam o to często na szkoleniu, jedyne, co udało mi się ustalić ze stu procentową pewnością, to że
trzynasty wiek pamięta doskonale. Jeśli okazałoby się, że jest starsza od Jemioły czy Katarzyny, nie byłabym zdziwiona. Jedyny pełnokrwisty elf,
jakiego spotkałam w życiu, miał tysiąc pięćset lat i odnosił się do niej z szacunkiem. Wyglądał zresztą na osiemnaście lat. Podobnie Juliana. Jej
uroda łączyła w sobie delikatną i zmysłową kobiecość z dziecięcą niewinnością. Budziła we mnie jakieś instynkty opiekuńcze, co było
absurdalne. Starsza, silniejsza, cóż z tego, że rozmiarem przypominała trzynastolatkę. Spoglądałam na hafty na jej sukience, kunsztowne listki
bluszczu, srebrna nić na jasnozielonej materii, byle tylko uniknąć spojrzenia w jej oczy.
- Wybacz, Juliano, nie przychodziłabym, ale to ważne. - Głos mi się łamał.
- Co masz na myśli, że byś nie przychodziła? - powiedziała tak chłodno, że igiełki lodu wbiły się w moją skórę. Nie mogłam wykrztusić z siebie
odpowiedzi.
- Pani, jeśli pozwolisz, wyjaśnię, bo jeśli zaczekamy, aż Dora coś powie, zejdzie nam do rana, a nie mamy tyle czasu. - Miron ukłonił się nisko.
Uśmiechnęła się do niego, podobał jej się, odkąd go poznała.
- Diable, miło cię widzieć, ale nie przypominam sobie, by Jada potrzebowała kiedykolwiek adwokata - powiedziała słodko.
- Cóż, tym razem potrzebuje. Sumienie nie pozwala jej spojrzeć ci w oczy.
- Sumienie? - Drgnęła zaskoczona.
- Och, ja też nie rozumiem do końca tego fenomenu, może mój drogi przyjaciel, anioł Joshua, mógłby dać nam mały wykład, ale nie czas na to. -
Miron wskazał na anioła, który ukłonił się i wyciągnął rękę w stronę elfki. Uścisnęła ją, obdarzając go czujnym spojrzeniem.
- A więc to jest ten twój anioł, Jado, wieść doszła i do nas. Cóż, konsekwentnie trzymasz się swego smaku - uśmiechnęła się - choć niekoniecznie
swojej rasy.
- Czy to przytyk, pani? Nasze gatunki nie zasługują na względy wiedzmy? - zapytał szarmancko Miron, choć wiedziałam, że kryło się w tym tonie
niezadowolenie.
- Och nie, po prostu... Jada zawsze zaskakiwała nas wszystkich... Myślałam, że ostatecznie wybrała jednego z nas, ale Gwidon przyjechał leczyć
tu złamane serce. -Przytyk za przytyk.
- Gwidon tu jest? - sapnęłam. Zwietnie, tego mi było trzeba.
- Oczywiście, przyjechał do matki. Jurata nie jest ci dziś szczególnie przychylną, ale jej minie. Zresztą, chłopak przyznał, że był lekkomyślny i nie
używał osłon.
Czy coś mi będzie oszczędzone? Czy po prostu mam uderzać głową o beton, aż wszystko się samo ułoży? Jurata była Panią Morza Bałtyckiego.
Och, naprawdę, czy mogłabym mieć jakichś mniej znaczących antyfanów? Była z tych zaborczych matek rozkochanych w swoich synach.
- A ty, pani, czy jesteś jej przychylną? - zapytał Joshua, odzywając się po raz pierwszy.
- Czemu miałabym nie być? - Szczere zaskoczenie dzwięczało w głosie Juliany. - Zawsze była moją faworytką.
Było w tym stwierdzeniu nieco przesady, ale poczułam lekką ulgę.
- Widzisz, pani, nasza przyjaciółka unikała tego miejsca, czując, że możecie ją winić za śmierć waszych bliskich i za to, że to ona nosi dziś ich
moc - powiedział Joshua wprost.
- Głupia dziewczyna - parsknęła elfka. - Przecież nie miała z tym nic wspólnego. - Podeszła krok bliżej i zwróciła się już bezpośrednio do mnie. -
Gdybyś przyjechała na uroczystości w pazdzierniku, wiedziałabyś, że nie masz tu wrogów, ale przyjaciół. Pożegnaliśmy duchy naszych bliskich,
które odeszły w spokoju, nie tylko nie
złorzecząc ci, ale błogosławiąc. Bez twojej interwencji nie odnalezliby spokoju w zaświatach. Gdybyś przyjęła zaproszenie, wiedziałabyś, że
traktowana jesteś w Gorzkich Godach jak bohaterka. Nawet przyjął się tu ten okropny drink twojego pomysłu.
- Jadeith - szepnęłam, nie mogąc ukryć uśmiechu. Leon ma długie ręce, pomyślałam.
- Taaak, zielony i pachnący ogórkiem, absurdalnie niesmaczny. - Skrzywiła się. Elfy nie przepadają za alkoholem innym niż białe wino.
- Może wejdzmy więc do środka, sprawdzić, czy tutejszy barman robi go równie dobrze, jak Leon z Szatańskiego Pierwiosnka? - powiedział Miron
i otworzył przede mną drzwi, zanim odpowiedziałam. Drink, tak, potrzebuję czegoś z procentami.
*
- Jado, nie pytaj skąd, ale mam pewność, że znów się w coś wpakowałaś. - Juliana obracała w dłoniach kieliszek wina i nie spuszczała ze mnie
wzroku.
- Jak zawsze, pani, przecież wiesz, że chadzam ścieżką kłopotów.
- Czy twoje dziwaczne towarzystwo ma z tym coś wspólnego? Czuję ich aury w twojej. - Zmarszczyła lekko nos. Ciekawe, wydaje się, że zapach
anioła drażnił ją bardziej niż zapach diabła. Kiedy poznała Mirona, nie była tak obcesowa. Zupełnie nie kryła się ze swoją dezaprobatą, choć obaj
siedzieli z nami przy stoliku. Może miała w przeszłości jakieś zatargi z inkwizycją, złe dzieciństwo i różne takie, ale nie zamierzałam pozwolić jej
na nieuprzejmość wobec anioła. Nie wierzę w odpowiedzialność grupową.
- Pani, moi przyjaciele są mi wsparciem i nie mają nic wspólnego z moimi kłopotami. I proszę, byś była dla nich co najmniej tak miła, jak dla mnie.
- Och, proszę, jaka wrażliwa... - parsknęła elfka. Zacisnęłam zęby.
- Pani, kocham ich i dzielę z nimi życie, więc potraktuj moją prośbę bardzo poważnie - warknęłam dosadnie.
Nie kryła zaskoczenia.
- Nie myślałam, że usłyszę od ciebie takie deklaracje - powiedziała w końcu.
- A jednak - odrzekłam już spokojniej.
- A wy? - spojrzała na nich groznie.
- Czy to ten moment, gdy usłyszę, że jeśli zrobię jej krzywdę, będę miał z tobą do czynienia? - Miron nie krył wesołości. Podobało mu się, że
przyznaję się do nich mimo obiekcji Juliany.
- Och, zapewniam cię, że mimo iż jesteś z innego systemu, znalazłabym sposób, by cię skrzywdzić - nadal była grozna - każdego z was.
- Więc gramy w jednej drużynie. Zapewniam, że każdy, kto chciałby ją skrzywdzić, miałby ze mną do czynienia - warknął.
- O ile przeżyłby starcie ze mną - powiedział Joshua spokojnie. Trudno było brać jego słowa na poważnie, kiedy siedział tu jako szczuplutki drągal
w skórzanej kurteczce, ale ja widziałam go w pełni majestatu. Był aniołem zemsty i zniszczenia.
- Spokój, chłopcy, nie będziemy się licytować - rzuciłam spokojnie znad szklanki z Jadeithem. - Gdyby ktoś
zamierzał mnie skrzywdzić, nie czekałabym na kawalerię, sama stłukłabym mu tyłek, ale doceniam waszą troskę. - Posłałam im buziaki w
powietrzu, wywołując uśmiechy na ich twarzach. Juliana spasowała.
- W jakich więc kłopotach znów jesteś? - W jej głosie pobrzmiewała rezygnacja.
- Wiem o śmierci kilku twoich ludzi. Chcę wyjaśnić tajemnicę tych zgonów.
- Nie ma tajemnicy - westchnęła. - Zabił je wampir.
- Mam powody, by z całą pewnością zaprzeczyć, pani, wiem, że tak to wygląda, ale...
- Jeżeli coś wygląda jak koza i meczy jak koza, jest kozą - powiedziała Juliana sentencjonalnie.
- Ale jeśli nie pachnie jak koza, możemy podejrzewać, że ktoś się za nią przebrał, prawda?
Zmrużyła oczy.
- Wyjaśnij. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl