do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

grawerowanych mughalijskich rubinów, ale \aden nie miał
więcej ni\ dziesięć karatów i pod względem jakości daleko
im było do rubinów Montegeau.
- Pytasz z jakiegoś konkretnego powodu?
- Dzisiaj w moim sklepie pojawił się mę\czyzna, który
szukał właśnie takiego kamienia. Wkurzył się, gdy powiedziałam,
\e go nie mam. Był pewien, \e ukrywam przed nim
rubin, próbując podbić cenę.
- Dlaczego?
- Ponoć ktoś go zapewnił, \e posiadam grawerowany rubin
najwy\szej jakości.
- Kto?
- Nie powiedział.
- Pytałaś?
Słysząc te pytania, przymru\yła oczy.
- Nie. Czy to ma jakieś znaczenie?
- Prawdopodobnie nie - przyznał Walker, przeciągając
głoski. - Po prostu zbieram rubinowe ciekawostki. Mo\e
mógłbym mu pomóc, na przykład odstępując coś ze swojej
kolekcji. Jak nazywał się ten facet?
- Iwanowicz. Iwan Iwanowicz.
Walker i Archer wymienili szybkie spojrzenia. Iwanowicz
to słowiański odpowiednik amerykańskiego Johnsona - syna
Johna. Niezwykle charakterystyczne nazwisko. Wyjątkowo
częste, na dodatek bardzo łatwo je zapomnieć.
Innymi słowy, nazwisko, za którym bez najmniejszego
trudu mo\na się ukryć.
- Daj mi znać, gdyby pan Iwanowicz do ciebie wrócił - powiedział
po chwili Walker. Starał się, by jego słowa zabrzmiały
jak zwykła prośba, nie \ądanie.
W stalowych oczach Archera wyczytał, \e szef myśli dokładnie
to samo, ale Faith wcale nie musiała o tym wiedzieć.
Po przygodzie z Tonym odrzucała ka\dą, nawet całkiem rozsądną
prośbę, jaka padła z ust mę\czyzny.
- Ile kosztowałby rubin, jakiego szuka pan Iwanowicz? -
spytała Faith. - Miliony?
- Kamień szlachetny zawsze wart jest tyle, ile mo\na za
niego dostać - wyjaśnił Walker obojętnie. - Nie martw się.
Jeśli wytrzasnę coś dla pana Iwanowicza, odpalę ci znalezne.
- Chyba szybciej zobaczę twój tyłek - rzuciła.
Tylko obecność Archera powstrzymała Walkera przed powiedzeniem,
\e jeśli będzie chciała, w ka\dej chwili gotów
pokazać jej swój tyłek, nawet nagi, pod warunkiem, i\ ona
wyświadczy mu tę samą przysługę.
Archer wrócił do porównywania rubinów.
- Jak to mo\liwe, by rzeczoznawca pomylił birmańskie
rubiny z innymi?
- Aatwo popełnić taki błąd - przyznał Walker, odrywając
myśli od nagich pośladków Faith. - Patrzysz właśnie na anyun,
jak określa się fachowo ka\dy birmański rubin najwy\szej
jakości od dwóch karatów wzwy\. Rzeczoznawca mo\e
przez całe \ycie nie zobaczyć takiego kamienia. Gorsze jakościowo
birmańskie świecidełka łatwo pomylić z innymi,
zwłaszcza jeśli wcześniej zostaną odpowiednio wysma\one.
Gdybym nie poświęcił kilku lat na uganianie się za rubinami
po całej Azji, te\ nie dostrzegłbym tak szybko ró\nicy.
- Wysma\one? - spytała Faith.
- Taak. Dosłownie. To bardzo stara praktyka. Ten paskudny
mały sekret handlarzy rubinów wyszedł na jaw dopiero
kilkadziesiąt lat temu. Inna sztuczka polega na pokazywaniu
kamieni na brązowym talerzu, dzięki czemu nabierają
Strona 39
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
one intensywniejszej czerwieni.
- W jaki sposób... hm... wysma\anie wpływa na kamień?
- W niektórych rubinach zmienia kolor, w innych - przejrzystość.
Często i jedno, i drugie.
Sięgnął do jednego z przyniesionych przez siebie pudełeczek
i wyjął kilka szlifowanych czerwonych kamieni. Uło\ył
je na stole.
- Rubiny? - spytała Faith sceptycznie.
Przytaknął.
- Są zbyt matowe - zauwa\ył Archer.
- I za bardzo... niebieskie - dodała.
- Oboje macie rację - przyznał Walker. - Osiemset lat temu
wsadziłbym je do pieca na godzinę albo tydzień, w zale\ności
od potrzeby. Rubiny pierwotnie powstały w rozgrzanym
do czerwoności wnętrzu Ziemi. Czasami mo\na je
oczyścić w palenisku wznieconym przez człowieka.
Ten pomysł rozbudził wyobraznię Faith. Ogień tworzący.
Ogień oczyszczający. Ogień przekształcający. Piękne czerwone
płomienie...
- Jaki to ma wpływ?
- Zbyt wysoka temperatura niszczy rubin, dlatego trzeba
naprawdę bardzo uwa\ać - wyjaśnił Walker. - Przy odpowiedniej
temperaturze zmienia się skład chemiczny samego
kamienia. Błękitna domieszka dosłownie ulega wypaleniu,
a zostaje czysta czerwień. To samo dotyczy niektórych pustych
miejsc i innych skaz. Za du\o jedwabiu? Nie ma sprawy.
Poddaj kamień obróbce cieplnej, a obłoczki znikną.
Oczywiście, przy okazji spieprzysz fluorescencję, ale koniec
końców kamień wychodzący z pieca ma du\o większą wartość,
ni\ gdyby się go tam nie wsadziło.
- Ciekawe, kto to odkrył? - spytał Archer.
- Pierwsza kobieta, która rozpaliła ognisko na kamienistym
brzegu rzeki, a potem w popiele znalazła zimne, jasnoczerwone
płomienie - zasugerował Walker. - Odkąd świat
zna rubiny, zawsze istniały prymitywne sposoby poprawiania
ich czystości, przejrzystości i koloru. We współczesnych laboratoriach,
dysponujących najnowszymi zdobyczami tech-
niki, mo\na lepiej zadbać o poślednie kamienie ni\ w glinianych
piecach z dawnych epok.
- A więc obróbka cieplna nie jest uwa\ana za oszustwo?
- spytała Faith.
- Jeśli powiesz o tym klientowi. Nie zapominaj jednak, \e
kiedy kupujesz kamienie szlachetne, płacisz za coś niezwykle
rzadkiego i pięknego. Dobre, nie poddawane \adnej obróbce kamienie
są du\o rzadsze ni\ te, które zostały ulepszone. - Potem
Walker wzruszył ramionami. -Ale obecnie ludzie zajmujący się
handlem drogimi kamieniami z góry zakładają, \e wszystkie rubiny
pochodzą z pieca. Dlatego nie trzeba się skar\yć. Poniewa\
grasz w tej samej dru\ynie, nie wspominaj o niczym klientowi,
mo\e, głupiec, nie wpadnie na to, by cię zapytać.
- Tak samo jest z pieniędzmi - zauwa\ył Archer. - Złe
wypychają dobre.
- Albo z perłami - dodała Faith. - Okazy pochodzące
z hodowli wyparły z rynku perły naturalne.
- Prawie całkowicie - przyznał ze smutkiem Archer. - Do
jasnej cholery, naturalne birmańskie rubiny są niemal taką
samą rzadkością jak perły, które nie pochodzą z hodowli. Ale
wcią\ jeszcze na rynku kamieni szlachetnych jest miejsce -
i to bardzo dobre miejsce - dla rubinów nie poddanych obróbce
cieplnej. - Zerknął na Faith. - Takich, jakie przysłali ci
twoi przyjaciele.
Zciągnęła miodowe brwi.
- Davis nie mówił, czy wyszły z pieca, czy nie.
- W ogóle coś powiedział?
Faith się zawahała.
Neutralny ton Walkera pozostawał w wyraznej sprzeczności
z jego ponurym, pełnym natę\enia spojrzeniem.
Archer równie\ wyczuł w tym pytaniu du\e zaniepokojenie.
Strona 40
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
Spojrzał na Walkera spod przymru\onych powiek, zastanawiając
się, o czym myśli jego inteligentny pracownik.
- Davis zdradził mi tylko, \e on i jego syn handlują bi\uterią
pochodzącą od osób prywatnych - wyjaśniła Faith. -
Jest to jednak tylko działalność uboczna, luzno związana
z rodzinnym interesem.
- Czy właśnie w taki sposób wszedł w posiadanie tych
rubinów? - spytał Archer. - Kupił je od osoby prywatnej?
- Jeśli nawet tak, to chyba bardzo dawno temu. Powiedział,
\e. kamienie te nale\ą do rodziny ju\ od jakiegoś czasu.
Teraz postanowił obdarować ładnym naszyjnikiem przyszłą
synową, chcąc uczcić pojawienie się na świecie nowego
pokolenia. Niewątpliwie klanowi Montegeau bardzo zale\y
na rozrastaniu się rodu. Davis ma tylko jedno dziecko, Jeffa.
On właśnie ma zostać mał\onkiem mojej przyjaciółki, Mel.
- To będzie bardzo kosztowny naszyjnik - powiedział łagodnie
Walker. - wyjątkowo ładny. Zwłaszcza \e ty go wykonasz.
Zamrugała zaskoczona. Wszyscy członkowie rodziny
traktowali jej umiejętności jako coś całkiem naturalnego. Nawet
jeśli je dostrzegali, rzadko o tym mówili. A jednak zdolności
plastyczne matki podziwiał cały świat. Obrazy Susy
przyćmiewały osiągnięcia córki.
- W porządku. Montegeau utrzymuje, \e te rubiny są
klejnotami rodzinnymi - podsumował Archer. - Wiek brylantów
mo\na określić na podstawie ich szlifu. Czy tak samo
jest w przypadku rubinów? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl