[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wszystko w porządku - mruknął Murphy. - Nazywasz się
Liam Clark. Te dokumenty są na pewno w porządku, bo zostały
sprawdzone dwie godziny temu w Rosslare.
Keogh, który był kierowcą cię\arówki, dopóki nie znalazł się
w więzieniu w Mountjoy jako gość republiki irlandzkiej, chrząknął,
wdrapał się po schodkach do szoferki i obejrzał sobie wszystkie
przyrządy.
- Nie ma problemu - powiedział i wsunął plik dokumentów za
klapę szyby.
- Spotkamy się za godzinę na fermie! - krzyknął Murphy.
Patrzył, jak porwany przegubowiec wyje\d\a z parkingu i włącza
się w strumień ruchu. Jechał na północ w kierunku Dublina.
Podszedł do "policyjnego" samochodu. Brady siedział na tylnym
siedzeniu i opierał nogi na ciele Clarka, le\ącego z zawiązanymi
oczami. Clark widział przez kilka sekund twarz Murphy'ego, który
miał na głowie policyjną czapkę. Nie widział twarzy pozostałych
89
trzech porywaczy. Je\eliby w przyszłości miał wskazać na Murphy'ego
jako na sprawcę napadu, pozostali trzej zapewniliby koledze niezbite
alibi.
Teraz Murphy rozejrzał się po szosie. Była pusta. Nie na długo.
Spojrzał na Brendana i skinął głową. Zerwali z drzwiczek samochodu
znaki Gardy, zwinęli i wrzucili na tył samochodu. Rzut oka na szosę.
Jakiś samochód przejechał obojętnie obok nich. Murphy zdjął z dachu
swojego wozu trójkąt. Jeszcze jedno spojrzenie na szosę. śadnego
ruchu. Marynarki policyjne zostały zdjęte i rzucone Brady'emu. Kiedy
granada wyjechała z parkingu, była znowu zwykłym samochodem
z trzema pasa\erami w cywilu.
Wyprzedzili biało-zieloną cię\arówkę nieco na północ od Arklow.
Murphy, który znowu siedział za kierownicą, dał dyskretny sygnał
klaksonem. Kiedy mijała go granada, Keogh podniósł kciuk na znak,
\e wszystko okay.
Murphy jechał wcią\ dalej na północ, w Kilmacanogue skręcił na
Strona 53
Forsyth Opowiadania.txt
drogę o nazwie Rocky Valley w kierunku Galary Bóg. W tej spokojnej
okolicy wypatrzył na porośniętym wrzosami wzgórzu porzuconą fermę.
Miała tę zaletę, \e była tam stodoła tak wielka, i\ mo\na w niej było
zmieścić cię\arówkę. Przynajmniej na kilka godzin. To wystarczało
Murphy'emu. Dojazd do fermy prowadził przez błotnisty trakt,
zasłonięty od szosy kępą sosen.
Murphy był szczerze dumny ze swojej transakcji. Niełatwo byłoby
pozbyć się dziewięciu tysięcy butelek koniaku na południu kraju.
Pochodziły ze składu wolnocłowego, ka\da skrzynia, ka\da butelka
były numerowane i tam wcześniej czy pózniej rozpoznano by je. Ale
w Ulsterze, na terenie gnębionym wojną domową, sytuacja była inna.
Pełno tam nielegalnych miejsc wyszynku i tajnych klubów bez licencji,
działających poza prawem.
Szynki były ściśle podzielone na katolickie i protestanckie.
Kontrolowało je kryminalne podziemie, które przejęło nadzór nad
lokalami, znajdującymi się do niedawna w rękach prawdziwych
patriotów. Murphy wiedział równie\, zresztą jak wszyscy, \e du\a
liczba morderstw politycznych popełnianych niby to dla dobra
Irlandii, miała o wiele więcej wspólnego z gangsterstwem ni\
z patriotyzmem.
Zawarł więc układ z jednym z najpotę\niejszych ludzi w Irlandii,
człowiekiem, który dostarczał alkohol do całego łańcucha knajp
i szynków. Wiedział, \e pozbędzie się koniaku bez najmniejszych
trudności. Człowiek ten wraz ze swoimi kierowcami miał się
z nim spotkać na fermie, załadować koniak na cztery furgonetki,
90
zapłacić na miejscu gotówką i przemycić towar na Północ. Miał
zrobić to o świcie, jadąc plątaniną polnych dróg, i przekroczyć
granicę pomiędzy jeziorami poło\onymi na linii Fermanagh-Mo-
naghan.
Murphy kazał Brendanowi i Brady'emu przenieść nieszczęsnego
Clarka na fermę. Tam rzucono go w kąt kuchni na kupę worków.
Jego trzej porywacze usiedli. Czekali. O siódmej, kiedy ju\ zmierzchało,
biało-zielony przegubowiec zaturkotał na drodze. Jechał bez świateł.
Trzej mę\czyzni wybiegli na dwór. Z przysłoniętymi latarkami w rękach
otworzyli stare drzwi stodoły. Keogh wprowadził cię\arówkę do
środka, po czym zamknięto drzwi z powrotem. Keogh wyskoczył
z szoferki.
- Myślę, \e dobrze zapracowałem na swój udział - powiedział -
i na drinka.
- Spisałeś się dobrze - potwierdził Murphy - i nie będziesz ju\
musiał prowadzić cię\arówki. Rozładujemy ją o północy, a potem ja
sam poprowadzę ją do miejsca odległego stąd o piętnaście kilometrów
i porzucę. Czego się napijesz?
- Mo\e łyk koniaku? - zaproponował Brady i wszyscy się
roześmieli. Był to dobry \art.
- Nie będę rozbijać skrzyni dla paru kieliszków - oświadczył
Murphy. - Zresztą wolę whisky. Czy to wam wystarczy?
Wyciągnął z kieszeni płaską flaszkę i wszyscy stwierdzili, \e chyba
im to wystarczy. Kwadrans przed ósmą było ju\ całkowicie ciemno.
Murphy z latarką poszedł na koniec drogi, \eby wskazać przybyszom
z Północy drogę. Podał im wprawdzie dokładne instrukcje, ale mimo
to mogli mieć trudności z trafieniem na drogę dojazdową. Dziesięć po
ósmej był z powrotem na terenie fermy. Za nim jechał korowód
czterech furgonetek. Zatrzymały się na podwórzu i z pierwszej z nich
wysiadł mę\czyzna w płaszczu z wielbłądziej wełny. W ręku trzymał
teczkę. Miał twarz człowieka całkowicie pozbawionego poczucia
humoru. "
- Murphy? - zapytał. Murphy skinął głową. - Ma pan towar?
- Prosto z Francji. Jest jeszcze na cię\arówce, w stodole.
- Je\eli otwierał pan cię\arówkę, to będę musiał sprawdzić ka\dą
skrzynię - oświadczył przybysz. Murphy przełknął ślinę. Był zadowo-
lony, \e nie uległ pokusie sprawdzenia łupu.
- Francuskie pieczęcie celne są nie naruszone - stwierdził. -
Mo\e je pan sprawdzić.
Przybysz z Północy mruknął coś pod nosem i skinął głową na
podwładnych, którzy zabrali się do otwierania drzwi stodoły. Ich
Strona 54
Forsyth Opowiadania.txt
91
latarki oświetliły dwa identyczne zamki u tylnych drzwi i zabez-
pieczające je nie naruszone celne pieczęcie. Człowiek z Ulsteru znowu
coś mruknął i pokiwał głową z zadowoleniem. Jeden z jego ludzi
podszedł do drzwi cię\arówki z krótkim łomem w ręku. Przybyły
z Północy mę\czyzna wskazał głową w stronę domu.
- Wejdz do środka - rozkazał. Murphy z latarką w ręku poszedł
pierwszy do pokoju, który był niegdyś salonem. Przybysz otworzył
teczkę i poło\ył ją na stół. Murphy zobaczył kilka rzędów pacz-
kowanych banknotów funtowych. Jeszcze nigdy nie widział takiej
ilości pieniędzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]