[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dzisiejszy wieczór zapowiadał się bajecznie. Rune wpadł na
doskonały pomysł: obie sprawy można pogodzić. Rozumował
logicznie, bo rzeczywiście z dużym prawdopodobieństwem
mogli zakładać, że w taki piękny wieczór zakochana para
przyjdzie na spacer do Tivoli.
- Widziałam w sklepie z pamiątkami fajne koszulki ze
śmiesznymi obrazkami i napisem: Kocham Tivoli. - Udawała,
że tą uwagą chce zyskać na czasie, jakby nie podjęła jeszcze
decyzji, ale w głębi ducha bardzo się cieszyła na samą myśl o
dzisiejszym wieczorze.
RS
55
- Mieszkańcy Kopenhagi uwielbiają to miejsce na równi z
turystami. Proponuję, żebyś poszła ze mną do tego
czarodziejskiego ogrodu i sama oceniła, czy naprawdę jest taki
niezwykły, jak ci mówiono.
Czarodziejski ogród... Gina czuła się jak bohaterka niezwykłej
baśni. Co jej przyniesie dzisiejszy wieczór? Od pierwszego
spotkania poddała się urokowi Rune'a Christensena, ale spotkało
ją bolesne rozczarowanie. W prawdziwej bajce to nie do
pomyślenia. Na razie miała dosyć romantycznych uniesień, ale
wciąż łudziła się nadzieją, że spotka wkrótce Suzie i zabierze ją
do Anglii. Wiele by dała, żeby bezmiar Morza Północnego
oddzielił ją od jasnowłosego Skandynawa o paskudnym
charakterze.
- Nie przyszło ci do głowy, że mam inne plany? - zapytała z
fałszywą słodyczą. Jego propozycje były kuszące, ale nie
zamierzała poddać się bez walki.
- Umówiłaś się z tym angielskim smarkaczem, który cię
podrywał w kawiarni? Przechodziłem tamtędy i widziałem, jak
się do niego czuliłaś. Obejmował cię, prawda? - Mocniej
zacisnął dłonie na jej ramionach. - Musisz odwołać spotkanie.
Nie ma powodu, żebyś włóczyła się po mieście z obcym
mężczyzną, skoro ja chemie dotrzymam ci towarzystwa.
- Bo masz w tym swój cel! - odparła ze złością. Nie
zamierzała mu wyjaśniać, że młody człowiek od niedawna
studiujący w Danii marketing i reklamę nie mógł sobie pozwolić
na częste wyjazdy do kraju i dlatego ucieszył się jak dziecko,
gdy spotkał rodaczkę i koleżankę po fachu gotową wysłuchać
jego zwierzeń. A jego ręka spoczywała na oparciu krzesła. Rune
Christensen powinien kupić sobie okulary, skoro tego nie
zauważył!
- Jasne! - odparł, unosząc brwi. - Jesteś dorosłą kobietą i
wiesz, że każdy mężczyzna ma ukryte motywy, gdy proponuje
wieczorne spotkanie. Tak czy inaczej daję ci do wyboru: albo
zaprosisz mnie do pokoju i pogadamy o naszych sprawach, gdy
RS
56
będziesz się szykować do wyjścia; albo poczekam tu na ciebie
godzinę. Zabrałem ciekawą książkę, więc nie będę się nudzić.
Proszę bardzo, pozwolił jej decydować! A jak zręcznie
uniknął odpowiedzi, gdy nie wprost zapytała o powód
dzisiejszego spotkania, choć już wcześniej dała mu do
zrozumienia, że zna sekret miłosnej gry, którą prowadził z
Lotta. Przyszło jej do głowy trzecie wyjście: gdyby zamknęła
się w pokoju, czekałby tu na nią do skończenia świata... ale
wówczas nie zwiedziłaby Tivoli.
- Zgoda. Przyjdę tu za godzinę - odparła lodowatym tonem i
popatrzyła na zegarek.
- Dajesz słowo? - Popatrzył na nią takim wzrokiem, że nie
odważyła się skłamać.
- Daję słowo - przytaknęła z rezygnacją.
Po godzinie zjechali razem żelazną windą na sam dół. Rune
skinął głową porterowi. Gdy wyszli przed hotel, czekał tam na
nich granatowy mercedes.
Rune z uśmiechem odebrał kluczyki i wyjaśnił krótko:
- Pojechałem wczoraj do domu i zabrałem auto.
- Co to za dom? - wypytywała z ciekawością, ale po chwili
skarciła się w duchu, bo nie powinna interesować się jego
prywatnym życiem.
- Rok temu kupiłem rezydencję nad morzem, a przed
wyjazdem postarałem się dodatkowo o mieszkanie, żeby mieć w
Kopenhadze własne lokum, w razie gdybym musiał tu nocować.
Miasto jest męczące, ale mam tutaj wiele spraw do załatwienia,
więc tak jest wygodniej. Uciekam na wybrzeże, jak często się
da.
Gdy wysiedli z auta na parkingu niedaleko bram Tivoli, bez
słowa wziął ją za rękę.
- Jeśli chcesz się dziś dobrze bawić, zapomnijmy o sporach i
kłótniach. Mam pomysł: udawajmy parę! Tivoli najlepiej
zwiedzać we dwoje. To idealne miejsce dla zakochanych.
RS
57
W pierwszej chwili chciała zaprotestować przeciwko takiej
mistyfikacji, ale po namyśle stwierdziła: czemu nie? Skoro dla
Duńczyków to zaczarowany ogród, trzeba sobie wyobrazić, że
trafili do krainy baśni, gdzie wszystko może się zdarzyć. Wiara
góry przenosi, więc kto wie, czy... nie spotkają Suzie i Svenda?
Bez słowa kiwnęła głową i ruszyli główną aleją. Zajrzeli na
moment do teatru, gdzie grapa mimów dawała darmowe
przedstawienie, posłuchali kilku utworów granych przez
znakomity jazzband, w ostatnich promieniach podziwiali bogate
kostiumy aktorów grających na wielkim trawniku. Spektakl
nosił tytuł Arabskie noce". Była to plenerowa inscenizacja
baśniowych opowieści Szeherezady.
Czas mijał szybko i wkrótce zapadł zmierzch, a wśród drzew
zapaliły się niezliczone latarnie i barwne lampiony.
Podświetlone altany wyglądały jak budowle wzniesione przez
czarnoksiężników.
- Zadowolona? - spytał cicho Rune.
- Jak możesz pytać?
Nie dodała nic więcej, ponieważ bała się powiedzieć za dużo.
Była oczarowana, ale nie chciała, żeby o tym wiedział, bo
musiałaby również przyznać, że w tej czarodziejskiej, a zarazem
realnej krainie stała się nagle całkiem bezbronna. Nie chronił jej
żaden mur. Gdy milczała uparcie, uznał, że twierdząca
odpowiedz zawiera się w jej pytaniu.
- To był długi spacer, na pewno zgłodniałaś. Idziemy do
restauracji. - Wziął ją pod rękę i pociągnął w stronę
przeszklonego budynku.
Usiedli przy stoliku umieszczonym w niszy przypominającej
werandę, z której mogli obserwować przechodniów. Kwiaty i
zapalone świece dodawały temu zakątkowi romantycznego
uroku. Menu prezentowało się imponująco, a kelnerzy byli
uprzejmi i dyskretni. Idealne miejsce na kolację we dwoje!
- Niestety - zaczął Rune z komiczną powagą - w moim
zimnym kraju winorośl się nie udaje, więc nie mogę ci
RS
58
zaproponować duńskiego wina. Na szczęście w innych krajach
są wspaniałe winnice. Dawni wikingowie traktowali wino jako
cenny łup, ale współcześni Duńczycy po prostu je kupują jak
wszyscy. Powiedz mi, jakie wina lubisz, a potem wspólnie
dokonamy wyboru - obiecał, podając jej kartę.
- Pewnie uznasz, że brak winnic to kolejne podobieństwo,
które ma nas zbliżyć, prawda? Teraz cię zaskoczę: na południu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]