[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwanych pokojami, za które płacili siedem szylingów tygodniowo. Nie było
tam pieca kuchennego, więc gotowali strawę na pojedynczym palniku
gazowym umieszczonym w kominku. Jako ludzie o skromnych środkach
finansowych, nie mogli pozwolić sobie na nieograniczony dopływ gazu, ale
dla ich dobra zainstalowano bardzo wymyślny mechanizm. Gdy wrzuciłeś do
automatu pensa, wydzielała się określona ilość gazu, po czym dopływ
zamykał się automatycznie.
Nim się obejrzysz, już po pensie powiedziała. a obiad nie
dogotowany!
Całymi latami żyli na granicy głodu. Miesiąc po miesiącu wstawali od stołu z
uczuciem, że mogliby i chcieliby zjeść więcej. A gdy znajdziesz się już raz na
pochyłości, chroniczny niedosyt staje się ważnym czynnikiem podkopującym
siły żywotne i przyśpieszającym upadek.
Kobieta była pracowita. Od pół do piątej rano aż do zmroku harowała ciężko,
szyjąc płócienne halki z podszewką i dwiema falbanami po siedem szylingów
od tuzina. Pomyślcie tylko, halki podbite podszewką i obszyte dwiema
falbanami siedem szylingów za tuzin! Po przeliczeniu daje to jeden i trzy
czwarte dolara za tuzin lub czternaście i trzy czwarte centa za sztukę!
Aby otrzymać pracę, mąż jej zapisał się do związku i płacił półtora szylinga
składki tygodniowej. A jeśli wybuchał strajk, gdy miał właśnie pracę, zdarzało
się, że musiał oddawać do kasy związku na rzecz funduszu pomocy aż
siedemnaście szylingów tygodniowo.
Starsza z córek była praktykantką u krawcowej. Zarabiała półtora szylinga na
tydzień czyli trzydzieści siedem i pół centa na tydzień lub pięć centów z
ułamkiem dziennie. W martwym sezonie została zwolniona z pracy, chociaż
przyjmując ją za takim niskim wynagrodzeniem, gwarantowano naukę
zawodu i zajęcie. Przez następne trzy lata pracowała w składzie rowerów,
gdzie zarabiała pięć szylingów tygodniowo. Do pracy szła pieszo dwie mile i
dwie z powrotem, a za każde spóznienie musiała płacić kary pieniężne.
Dla ojca i matki gra była już skończona. Ziemia usuwała im się spod nóg i
lecieli w przepaść. Alę jaki los czeka córki?
Czy żyjąc jak zwierzęta, wycieńczone chronicznym niedożywieniem,
osłabione na ciele, duchu i umyśle, miały jakąś szansę wypełznięcia z
Otchłani, do której staczały się od urodzenia?
Gdy piszę te słowa, w powietrzu rozbrzmiewają ohydne odgłosy brutalnej,
grubiańskiej walki, która rozgrywa się na sąsiednim podwórzu. Trwa ona już
od godziny. W pierwszej chwili przypuszczałem, że to szczekanie i warczenie
psów, i dopiero po kilku minutach zdołałem uwierzyć, że istoty ludzkie i to
kobiety mogą wydawać tak przerażające dzwięki.
Bójka pijanych kobiet! Przykro o tym pomyśleć, ale jeszcze przykrzej słyszeć.
Odbywa się to mniej więcej w taki sposób:
Niezrozumiałe przerazliwe okrzyki kilku kobiet; chwila ciszy, w której słychać
płacz dziecka i błagalny, płaczliwy głos młodej dziewczyny, wreszcie pisk
kobiety, ostry i zgrzytliwy: Toś ty mnie uderzyła, ty pierwsza! Potem
cios! Wyzwanie zostaje przyjęte i walka szaleje od nowa.
Okna domów okalających podwórze, na którym rozgrywa się ta scena,
zapełniają się szczelnie entuzjastycznymi widzami, a odgłosy razów i
przekleństw mrożących krew w żyłach docierają wyraznie (do moich uszu. Na
szczęście nie mogę dojrzeć walczących przeciwniczek.
Chwila ciszy. Toś ty puściła to dziecko samopas! A dziecko, najwyżej
kilkoletnie, wrzeszczy przerazliwie ze strachu. Bo mi się tak podobało
powtarzane z uporem i na całe gardło najmniej dwadzieścia razy. A mnie
podoba się dać ci tym kamieniem po łbie! Po czym, sądząc z nasilenia
krzyków, kamień istotnie trafia w głowę.
Cisza; widocznie jedna przeciwniczka została chwilowo unieszkodliwiona i
trzeba ją cucić; znowu głos dziecka, ale tym razem cichszy, nabrzmiały
lejkiem i zdradzający wyczerpanie.
Głosy przybierają na sile i rozpoczyna się dialog w tym rodzaju:
Tak?
Tak!
Tak?
Tak!
Tak?
Tak!
Tak?
Tak!
Obu stronom wystarczyło tych wzajemnych zapewnień i konflikt wybucha od
nowa. Jedna z przeciwniczek zyskuje druzgocącą przewagę i sądząc po
wrzaskach drugiej o krwawym morderstwie, utrzymuje ją przez dłuższy czas.
Ale wołanie o krwawym morderstwie cichnie i zamiera, niewątpliwie zdławione
silnym chwytem za gardło.
Przyłączają się nowe głosy; atak z flanki; należy sądzić, że chwyt za gardło
został nagle zwolniony, bo wołanie o krwawym morderstwie rozlega się
ponownie, tym razem o pół oktawy wyżej; ogólny harmider, wszyscy walczą.
Cisza; nowy głos młodej dziewczyny. Myślisz, że się nie ujmę za własną
matką? Potem dialog, powtarzany około pięciu razy. Zrobię, co mi się
podoba! Ty świnio, ty świnio, ty świnio! A ja rozwalę ci łeb!... Ty
cholero, ty cholero, ty cholero! Potem walka wybucha z nowym nasileniem
walczą matki, córki, wszyscy. Tymczasem moja gospodyni odwołuje z
kuchennych schodów córkę, a ja zastanawiam się, jaki wpływ na moralność
młodej dziewczyny będzie miało to wszystko, co przed chwilą słyszała.
ROZDZIAA VI
ULICZKA FRYING-PAN I RZUT OKA W PIEKAO
Wieprz żre i drzemie. Tak samo i lew My również, bowiem świat to wielki
chlew!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]