[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mówiąc, miałam tylko ją. Nie mogłam uwierzyć, że tak odeszła, nagle i bez
ostrzeżenia. Oczywiście sprawnie załatwiłam wszystkie formalności i wyprawiłam
jej pogrzeb. Zwyczajny pogrzeb. %7ładnych ekstrawagancji. Tak jak sobie życzyła
ciotka, która była bardzo praktyczna i oszczędna.
- Praktyczna jak ty, czy to chciałaś mi powiedzieć? To jest ten twój sekret?
- Właśnie - uśmiechnęła się smutno. - Odkąd sięgnę pamięcią, ludzie mnie
do niej porównywali. Jednak po jej śmierci coś we mnie pękło. Spojrzałam na
siebie, na swoje życie i stwierdziłam, że bardzo mi się to wszystko nie podoba. Tak
jak ciotka byłam dobrą pracownicą, niezawodną przyjaciółką. Prawomyślną,
konserwatywną i nudną Rebeką Malone. Zobaczyłam siebie za dziesięć,
dwadzieścia, trzydzieści lat i to mną wstrząsnęło. - Odwróciła się ku niemu,
poprawiła potargane przez wiatr włosy. - Odeszłam więc z pracy i sprzedałam
wszystko, co miałam.
- Wszystko?
- Absolutnie wszystko. Samochód, mieszkanie, meble, książki, nawet
dzbanek do kawy. Zamieniłam gotówkę na czeki podróżne, włącznie ze spadkiem
po ciotce. Tysiące dolarów. Wiem, że dla ciebie to niewielka suma, ale ja nawet
sobie nie wyobrażałam, że mogę mieć tyle pieniędzy. Kupiłam nowe ubrania,
nowe walizki i poleciałam do Londynu. Pierwszą klasą. Przedtem nigdy nie
leciałam samolotem.
Stephen patrzył na nią zdumionym wzrokiem.
- Niesamowite. Sprzedałaś naprawdę wszystko?
- Tak.
- Nigdy przedtem nie latałaś, a w pierwszą podróż wybrałaś się za
Atlantyk?
- Tak - potwierdziła, coraz bardziej speszona jego reakcją. W głosie
Stephena nie słyszała podziwu ani nagany, tylko rozbawienie. - Chciałam poznać
inne życie - tłumaczyła. - Zatrzymałam się w Ritzu. Potem poleciałam do Paryża i
tam obcięłam sobie włosy. - Skrępowana, przygładziła fryzurę, jakby wciąż nie
była pewna, czy jest jej w niej do twarzy.
Im bardziej zaś była spięta i skonsternowana, tym bardziej Stephen
uważał, żeby się niepotrzebnie nie uśmiechnąć albo nie roześmiać.
- Rozumiem - powiedział z poważną miną, do której twarz wcale nie
chciała mu się układać. - Poleciałaś więc do Paryża, żeby wybrać się do fryzjera.
- Słyszałam, jak jakieś kobiety rozmawiały o tym salonie i uznałam...
Zresztą nieważne. Zaraz potem przyleciałam na Korfu. Spotkałam ciebie i
wszystko zaczęło się dziać tak szybko, że nie byłam w stanie przewidzieć, jak to się
skończy. - Azy znów napłynęły jej do oczu. - Tak bardzo mnie pociągałeś.
Widziałam, że ci się podobam. Ale to nie byłam ja - dodała szybko - tylko kobieta,
za jaką chciałam uchodzić.
- To byłaś ty, Rebeko.
- Nie, ja nigdy bym się tak nie zachowała. Tak otwarcie, tak śmiało. Ja
nigdy nie miałam przelotnego romansu, nikt nie patrzył na mnie tak jak ty. To
była naprawdę inna kobieta.
- Chcesz powiedzieć, że byłem dla tej kobiety taką samą odmianą i atrakcją,
jak wizyta u paryskiego fryzjera?
- Boże, nie! - Nie potrafiła mu wytłumaczyć, ile dla niej znaczył. - Wiem, że
tłumaczenia i przeprosiny nic już nie zmienią, ale przepraszam cię, Stephen.
Przepraszam cię za wszystko. Za udawanie, za kłamstwa, za całą tę
nieodpowiedzialność.
Stephen poczuł, że sztywnieje z napięcia. Postanowił zapytać o rzecz
najważniejszą - i bardzo bał się o to, jaką usłyszy odpowiedz.
- Czy przepraszasz mnie także za to, że się ze mną kochałaś?
- Przepraszam cię, za co chcesz. Wynagrodziłabym ci wszystko, ale
naprawdę nie wiem jak. Chyba że wyskoczę przez okno.
Milczał chwilę, jakby naprawdę zastanawiał się nad jej propozycją.
- I co by mi z tego przyszło? - uśmiechnął się słabo. - Może raczej
usiądziesz obok mnie?
Potrząsnęła głową i nie ruszyła się z miejsca.
- Dzisiaj już nie mam na nic siły. Przykro mi, Stephen.
Masz prawo się gniewać.
Wstał. Czuł, jak narasta w nim złość. Ale Rebeka rzeczywiście wyglądała
mizernie. Cóż, nie traktował jej dziś wieczorem delikatnie. Przynajmniej teraz
powinien dać jej trochę wytchnienia.
- Dobrze, panno Malone - odezwał się z westchnieniem.
- Porozmawiamy jutro, kiedy odpoczniesz. Wiedz tylko, że jest mi przykro z
powodu tego, co się dzisiaj między nami zdarzyło. Ale z tym również zaczekamy
do jutra. - Miał wielką ochotę pogładzić ją po policzku, lecz nie wyjął ręki z
kieszeni, tylko powiedział obojętnym głosem: - A teraz dobranoc. Odpocznij,
skoro tego ci trzeba.
Myślała, że nic bardziej jej nie zrani, lecz teraz jej serce zdawało się
krwawić. Zostawił ją samą. Wyszedł, przymykając wyłamane drzwi. Rebeka nigdy
w życiu nie czuła się gorzej.
Ale było coś, co mogła jeszcze zrobić dla dobra ich obojga.
Mogła zniknąć.
ROZDZIAA 10
W lokalnej gazecie zamieszczono kilka ogłoszeń o dobrych posadach dla
księgowych, ale żadne z nich jej dotąd nie zainteresowało. Czy mogło być coś
ciekawego w ubezpieczeniach zdrowotnych albo w rozstrzyganiu o podziale
zysków, albo w czymkolwiek innym, skoro od dwóch tygodni usiłowała bez
powodzenia zapomnieć o Stephenie?
Co sobie pomyślał, kiedy stwierdził, że uciekła? Poczuł ulgę? Może lekką
irytację.-że nie załatwili tej sprawy do końca? W fantazjach widziała go, jak
gorączkowo szuka jej po całym świecie, bez względu na koszty i trudności.
Rzeczywistość nie jest taka romantyczna, pomyślała z westchnieniem. Pewnie
poczuł ulgę. To dobrze. Przynajmniej udało jej się zniknąć z jego życia z klasą i
bez zbędnego zamieszania.
Teraz natomiast musiała uporządkować własne życie.
Zaczęła od tego, co najważniejsze. Wynajęła mieszkanie z kawałkiem
ogródka. To też była odmiana. Jej dawne mieszkanie znajdowało się w centrum
miasta, na czwartym piętrze nowoczesnego budynku z wszelkimi wygodami.
Nowe mieszkanie mieściło się w starym domu, około pięćdziesiąt
kilometrów od centrum, ale za to rano budził ją codziennie śpiew ptaków. Za
oknem rosły stare dęby, a wkrótce miała posadzić w ogródku kwiaty. Może nie
była to tak odważna decyzja, jak wyprawa do Paryża czy do Grecji, ale i ona mogła
jej przynieść sporo satysfakcji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]