[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ki.
Suzy i jej kolega przycwałowali z piskiem i zaczęli wspinać
się na Stevena.
- Dobrze, zaraz was przewiozę, ale Jackie musi nam pomóc.
Nie chcę, żeby któreś z was spadło i zrobiło sobie kuku.
Suzy natychmiast zaczęła ciągnąć ją za rękę.
- Zieki - powiedziała, po raz pierwszy zwracając się do
niej po imieniu.
Zcisnęło ją w gardle.
Posadziła Suzy na grzbiecie Stevena, pochyliła się po chłop-
czyka. Malec patrzył na nią z ubóstwieniem. Z wrażenia aż
zamarła.
- Zwietnie ci idzie - powiedział Steven. - Doskonale.
Widziała wpatrzone w nią jego oczy. Jeszcze nigdy w życiu
nie przeżyła podobnej chwili.
Gdy posadziła chłopczyka za Suzy, Steven powolutku ruszył.
Malec zagulgotał radośnie i zaczął wierzgać nóżkami. Suzy
zacisnęła paluszki na koszuli taty.
Jak się nazywa twój kolega? - zapytała Jackie, choć z góry
wiedziała, że mała nie zrozumie pytania. Pochyliła się do
piszczącego chłopca. - Jak masz na imię?
Imię - powiedział malec.
Jackie zamrugała, a Steven zachichotał.
- Davis - powiedział.
Naraz dzieci zaczęły się zsuwać. Steven natychmiast znieru-
chomiał.
- Jackie, pomóż nam, bo będzie katastrofa.
Zręcznie złapała maluchy, znów posadziła je na plecach
Stevena.
S
R
- Chcecie jeszcze? - spytała.
Dzieci zapiszczały radośnie.
Dzięki - rzekł Steven, ostrożnie okrążając matę. Wprawdzie
niedaleko do materaca, ale konik ma swoją dumę. Dotąd nie
zrzucił żadnego jezdzca.
Jesteś wyjątkowym tatą - powiedziała Jackie. Jej ojciec nigdy
się z nią nie bawił. Nawet jeśli rozumiał, że córka rozpaczli-
wie potrzebuje jego uwagi, nic sobie z tego nie robił.
Zatrzymał się, popatrzył na nią.
- To najmilsza rzecz, jaką mi powiedziano.
Nie mogła odwrócić wzroku. Wyciągnęła do niego rękę.
Naraz po drugiej stronie sali zapanował gwar. Beverly zakla-
skała w ręce.
- Pora na bajkę! Pani Lucy zaraz przeczyta nam bajeczkę.
Zapraszamy wszystkich!
Jackie spodziewała się, że maluchy pognają w tamtą stronę,
lecz w ogóle się nie przejęły. Połowa dalej bawiła się w naj-
lepsze, inne szukały nowych zajęć. Jakaś dziewczynka zaczę-
ła żałośnie płakać. Rodzice zabierali dzieci i przenosili się z
nimi na drugi koniec sali.
Jackie ostrożnie zdjęła Davisa i Suzy z pleców Stevena. Pod-
niósł się, wziął na ręce chłopczyka.
- Może potrzymasz Suzy podczas bajki? Zwykle zaczyna się
wiercić i chce, by ktoś ją przytulał. Ktoś, kogo lubi.
- Dawał do zrozumienia, że Jackie jest taką osobą. I on to
akceptuje.
Poruszona, dotknęła jego ramienia.
- Suzy ma wielkie szczęście, że ma takiego ojca.
Ujął jej dłoń.
S
R
Dzięki, że zgodziłaś się tu ze mną przyjść. No to jak z tą baj-
ką? Chcesz jej posłuchać?
Oczywiście - odparła z uśmiechem i wyciągnęła ręce po
dziewczynkę.
W tej samej chwili między nich weszła Beverly Darvish po-
pychając. Jackie z takim impetem, że omal jej nie prze wróci-
ła.
- Steven, zajęłam ci miejsce, jak zawsze. Choć słuchanie
bajek pewnie cię znudzi. - Popatrzyła na Jackie i znowu
odwróciła się do Stevena. - Ty już trzymasz Davisa, więc ja
wezmę Suzy. - Zwinnie chwyciła małą, drugim ramieniem
objęła Stevena i pociągnęła go na drugi koniec sali. Suzy
zaczęła się wyrywać i odwróciwszy się w tył, rozszerzony
mi oczami wpatrywała się w Jackie.
Steven nie ruszył się z miejsca, Oczy pociemniały mu groz-
nie. Oswobodził się z uścisku Beverly, ostrożnie po stawił na
materacu Davisa i sięgnął po córkę.
- Beverly, dziękuję za propozycję - powiedział lodowatym
tonem - ale może nie dotarło do ciebie, że Jackie jest moim
gościem i nie pozwolę jej zle traktować. Omal przez ciebie
nie upadła, a ty nawet nie powiedziałaś przepraszam". Idz
posłuchać bajki, Czerwony Kapturek już jest w połowie drogi
do babci. Chyba nie chcesz, by umknęło ci zakończenie? -
zakończył z chłodnym uśmiechem.
Beverly zamrugała, po chwili odeszła.
- Nic ci nie jest? - zapytał skonfundowaną Jackie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]