do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czary nie uchronią jej przed kulą.
- Kula może ją powalić, ale jej nie unicestwi.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Gdyby została postrzelona, dajmy na to w głowę lub w serce i wyglądałaby jak nieżywa,
potraktowałbym ją jak wampirzycę. Odrąbałbym jej głowę i wyjął z piersi serce. A potem
spaliłbym ciało. - Spojrzał na mnie z ukosa.
Nie odezwałam się ani słowem. Rozmawialiśmy o zamordowaniu Domingi Salvador.
Kobiety, która więziła dusze i umieszczała je na powrót w martwych ciałach. To było
naprawdę plugawe.
Dominga zapewne zaatakuje mnie pierwsza. Jakaś nadnaturalna istota już wkrótce złoży mi
wizytę. Ta kobieta była zła i to ona wykona pierwszy ruch. To ona mnie zaatakuje. Czy
usunięcie jej byłoby równoznaczne z morderstwem? Taa. Czy mimo wszystko mogłabym się
do tego posunąć? Czy byłam gotowa popełnić morderstwo? Zastanawiałam się nad tym
przez dłuższą chwilę. Rozkoszowałam się tą myślą jak wyjątkowo dobrym cukierkiem. Tak,
57
mogłam to zrobić. Powinnam mieć wyrzuty sumienia, że bez żadnego konkretnego powodu,
bez mrugnięcia okiem, całkiem na zimno byłam w stanie zaplanować morderstwo.
Sęk w tym, że nie czułam się z tym zle. Wręcz przeciwnie, pocieszałam się na myśl, że w
razie potencjalnego ataku byłam gotowa na natychmiastowy kontratak. Kimże byłam, aby
potępiać Manny ego za zbrodnie sprzed dwudziestu lat? Kim byłam? No właśnie. Oto jest
pytanie.
58
8
Było wczesne popołudnie. Manny wysadził mnie bez słowa. Nie próbował się wpraszać, a i
ja nie zachęcałam go do tego. Wciąż nie wiedziałam, co mam myśleć o nim, o Domindze
Salvador i nie rozkładających się zombi z duszami. Postanowiłam o tym nie myśleć.
Potrzebowałam solidnego wycisku. Szczęściem tego popołudnia miałam trening judo.
Posiadam czarny pas, co może się wydawać znacznie bardziej imponujące, aniżeli jest w
istocie. W dojo, gdzie są sędziowie i odpowiednie reguły, radzę sobie niezgorzej, a w
realnym świecie, gdzie większość bandziorów jest ode mnie o sto funtów cięższa, wolę
zaufać broni palnej.
Sięgałam właśnie dłonią do klamki, kiedy rozległ się dzwonek. Odsunęłam pękaty worek
bokserski wiszący przy drzwiach i spojrzałam przez judasza. Aby tego dokonać, zawsze
muszę stawać na palcach.
Ujrzałam lekko zniekształcone znajome oblicze. Jasne włosy, jasne oczy, gęsta czupryna. To
był Tommy, muskularny ochroniarz Harolda Gaynora. No proszę, ten dzień stawał się coraz
ciekawszy.
Zwykle na trening nie biorę ze sobą pistoletu. Trening odbywa się wczesnym popołudniem.
Latem jest wtedy jeszcze jasno. To co naprawdę niebezpieczne, wypełza ze swych kryjówek
dopiero po zmroku. Wyjęłam ze spodni czerwoną koszulkę polo i wpięłam z tyłu kaburę.
Mała dziewiątka była pod koszulką prawie niewidoczna. Zresztą gdybym wiedziała, że będę
jej potrzebować, założyłabym luzne dżinsy.
Znów zabrzmiał dzwonek. Nie zawołałam, aby dać Tommy emu znać, że jestem w domu.
Mimo to facet nie zniechęcił się. Zadzwonił po raz trzeci, tym razem nie zdejmując palca z
przycisku dzwonka. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Spojrzałam w
jasnoniebieskie oczy Tommy ego. Były nadal puste i martwe. Pustka doskonała. Czy
człowiek już rodził się z takim spojrzeniem, czy może musiał w tym celu specjalnie ćwiczyć?
- Czego? - spytałam grzecznie.
- Nie zaprosisz mnie do środka? - Drgnęła mu górna warga.
- Raczej nie.
Wzruszył masywnymi ramionami. Dostrzegłam ślady odciskających się pod jego marynarką
szelek kabury. Przydałby mu się lepszy krawiec. Drzwi po lewej otworzyły się. Wyszła z nich
kobieta z dzieckiem na ręku. Zamknęła drzwi na klucz i dopiero wtedy odwróciła się, by nas
ujrzeć.
- O, witam - uśmiechnęła się promiennie.
- Dzień dobry - powiedziałam.
Tommy skinął głową.
Kobieta odwróciła się i ruszyła w stronę schodów. Mamrotała coś bez ładu i składu i
przymilała się do maleństwa.
Tommy znów na mnie spojrzał.
59
- Naprawdę chcesz, abyśmy tak stali w korytarzu? Mamy to zrobić tutaj? - spytał.
- A co konkretnie?
- Ubić interes. Załatwić sprawę z kasą. - Jego oblicze okazało się dla mnie nieodgadnione.
Pocieszałam się tym, że gdyby Tommy miał zrobić mi krzywdę, raczej nie fatygowałby się w
tym celu do mego mieszkania. Raczej. Nie miałam pewności. Cofnęłam się, przytrzymując
drzwi otwarte na oścież. Gdy wszedł do mieszkania, stanęłam poza zasięgiem jego ramion.
Rozejrzał się dokoła. - Aadnie tu. Czysto.
- Mam sprzątaczkę - odparłam. - A teraz pogadajmy o interesach, Tommy. Tylko szybko.
Jestem umówiona.
Spojrzał na worek wiszący przy drzwiach.
- Praca czy przyjemność? - spytał.
- Nie twoja sprawa - ucięłam.
Znów ten dziwny grymas. Uświadomiłam sobie, że mógł to być uśmiech. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl