[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śniadanie w porannym pokoju i życzył sobie, by panienka do niego
dołączyła, jak tylko będzie wolna.
- Dziękuję. - Odwróciła się, by nie widzieć karcącego spojrzenia
kucharki. Nie zamierzała wysłuchiwać kazania na temat, co przystoi
młodej służącej, szczególnie gdy w zamku przebywa przystojny książę
kobieciarz...
- To ja zajmę się Mariką, dobrze? - zaoferowała się Milla.
- Nie. Książę się nią zaopiekuje.
Kucharka otworzyła szeroko usta ze zdziwienia, ale nic nie
powiedziała. Jedynie Janus uśmiechnął się z aprobatą i zaprowadził Tiannę
do pokoju porannego.
Garth podniósł się na ich widok, a ona powitała go promiennym
uśmiechem. Ośmiokątny pokój miał cztery szklane ściany, poprzez które
wpadały do środka promienie słoneczne. Włosy księcia lśniły w słońcu.
- Dzień dobry - przywitała się. Garth ukłonił się nisko.
- Dzień dobry, jaśnie pani - wyszeptał. Uśmiechnął się przeciągle.
Widać było, że podoba mu się to, co widzi. Przynajmniej dopóki nie
zauważył niemowlęcia.
52
RS
- Dlaczego jej nie odeślesz do pokoju dziecięcego? Bridget się nią
zajmie, Trzymając małą na ręku, nie będziesz mogła jeść.
- Masz rację. - Zauważyła, że książę był już po śniadaniu i teraz pił
kawę. - Ale mam lepszy pomysł. Potrzymaj, proszę, Marikę.
- Ja?
- Tak, ty.
Nie czekając na odpowiedz, posadziła mu dziecko na kolanach, a
sama zaczęła nakładać sobie na talerz grzanki i jajka z bekonem. Kątem
oka obserwowała poczynania Gartha. Najpierw go zamurowało, potem
spojrzał ni to rozkazująco, ni to błagalnie na kamerdynera.
- Janus, proszę, zabierz ją...
- Przykro mi, jaśnie panie - odparł Janus, uśmiechając się chytrze. -
Muszę złapać Homera, nim odstawi samochód do naprawy. Sam pan
prosił, bym dopilnował, żeby sprawdził, co takiego stuka w podwoziu.
- Ach tak, oczywiście - mruknął Garth, z rezygnacją patrząc, jak jego
ostatnia deska ratunku opuszcza pokój. Trzymał dziecko z lękiem, jakby
bał się czymś zarazić. - Tianna, to bez sensu... - lamentował.
Lecz ona nuciła sobie radośnie, układając na talerzu plasterki
pomidora, a potem srogo spojrzała na Gartha.
- Przestań histeryzować, tylko siedz spokojnie. Boisz się małej
dziewczynki? - Zachichotała. - Marika nie gryzie, nawet nie ma jeszcze
ząbków.
Aypnął ponuro okiem, ale siedział posłusznie, starając się jak
najmniej dotykać dziecka. Marika mówiła coś w tylko sobie znanym
języku i śmiała się radośnie.
Tianna wzięła do ręki widelec i zapytała:
53
RS
- Co masz przeciwko temu słodkiemu maleństwu? Posłał jej
mordercze spojrzenie.
- Dzieci płaczą, śmierdzą, chcą, by je wiecznie nosić na rękach,
potrzebują, by się nimi cały czas zajmować...
- Ale też śmieją się, chcą się bawić, wyglądają słodko i uroczo...
- Plują mlekiem.
- Tak, czasami, ale...
- Właśnie to zrobiła! Zabierz ją ode mnie! - W jego głosie było
słychać autentyczne przerażenie.
- Och! - Tianna podeszła, ale zamiast zabrać Marikę, położyła na
ramieniu Gartha ściereczkę i wygodnie ułożyła dziecko. Wzięła księcia za
rękę i pokazała, jak należy delikatnie poklepać niemowlę po plecach.
Garth spojrzał na nią i nagle obojgu to, co robili, zdało się niezwykle
intymnym doznaniem. Tianna odsunęła się gwałtownie i wróciła na swoje
miejsce, ale Garth nadal poklepywał po pleckach Marikę. Z początku
wychodziło mu to niezdarnie, lecz z czasem zyskał wprawę.
Tianna nie mogła się skoncentrować na jedzeniu. Patrzyła, jak Garth
usiłuje dogodzić niemowlęciu. Przestał narzekać. Starał się jak najlepiej
wywiązać ze swojej roli, choć nadal był nienaturalnie skupiony. Marika
nie wyglądała na zachwyconą. Jeszcze chwila i zacznie rozdzierająco
płakać...
Nagle wydarzyło się coś niezwykłego. Książę Garth przytulił
maleńką dziewczynkę i wyszeptał jej do ucha coś miłego.
Tianna wstrzymała oddech. Co takiego powiedział? Czy dobrze
usłyszała, że zapytał się, czy już wszystko w porządku, kochanie?! Nie, to
54
RS
nie może być prawda! Ale gdy Garth po raz drugi powtórzył te słowa, nie
miała już żadnych wątpliwości. Uśmiechnęła się szeroko.
- Co cię tak bawi? - spytał groznie.
- A kto tu jest rozbawiony? - odparła niewinnie. Marika znów
zaczęła wesoło gaworzyć, więc wybuchnęli śmiechem.
Do pokoju weszła Bridget.
- Kucharka przysłała mnie, bym zobaczyła, czy nie. trzeba panience
pomóc przy dziec... - Urwała, a jej oczy stały się wielkie jak spodki, gdy
ujrzała księcia tulącego niemowlę.
- Dziękuję, Bridget. - Nie uszło uwagi Gartha, iż Tianna powiedziała
to tonem osoby, która przywykła do wydawania poleceń służbie. - Myślę,
że Jego Wysokość wystarczająco zaprzyjaznił się z naszą podopieczną.
Byłabym ci wdzięczna, gdybyś zabrała małą do pokoju dziecięcego i
posiedziała z nią, dopóki nie przyjdę. Mam jeszcze parę spraw do
omówienia z księciem, ale nie zajmie mi to wiele czasu.
- Dobrze, panienko. - Bridget skinęła posłusznie głową, a Garth
odetchnął z ulgą, gdy uwolniła go od niemowlęcia.
Dziwny to był poranek. Nigdy dotąd nie trzymał na rękach dziecka.
Właściwie nie było to takie okropne, jak się spodziewał. Momentami
odczuwał nawet sympatię do Mariki, ale mimo to był wdzięczny Bridget
za ratunek i miał nadzieję, że nie będzie musiał w najbliższym czasie
powtarzać doświadczenia.
- Wróćmy do interesów. - Tianna odsunęła na bok swój talerz. -
Musimy znalezć mamę Mariki.
Nie mógł zrozumieć, jak kobieta może być zarazem tak pociągająca i
tak denerwująca.
55
RS
- Janus się tym zajmie.
- Wiem, ale nie zaszkodzi, gdybyśmy razem pojechali do miasta i
popytali tu i tam.
- Tianno. - Wziął ją za rękę. - Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym
dziecku?
Zabrała rękę, udając, że sięga po szklankę z sokiem.
- Może to ja powinnam zapytać, dlaczego tobie tak na nim nie
zależy?
- Ponieważ to nie jest moje dziecko!
- Skąd ta pewność?
- Bo... po prostu wiem. Co innego mogę ci powiedzieć? Ja...
Pokręciła z niedowierzaniem głową. Garth patrzył z zachwytem na
jej jedwabiste włosy, które opadały w lokach na szczupłe ramiona. Nie
mógł uwierzyć, że reaguje w ten sposób. Pragnął jej! Całą duszą i ciałem...
Nie, nie może sobie pozwolić na takie myśli! Nie dzisiaj, nie teraz!
- Czy to znaczy... że to jest w ogóle niemożliwe? - Czuła się
skrępowana, zadając to pytanie, ale musiała do końca wyjaśnić sprawę.
- Można by tak powiedzieć. Nie zamierzał niczego jej ułatwiać.
- To znaczy, że... że nie możesz mieć dzieci? -dzielnie brnęła w śliski
temat.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]