do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do szuwarów. Obrócił się na pięcie i znikł w gęstwinie.
 Panie Geeenku!  poczęliśmy wołać chórem.
 Jesteście wstrętni, okrutni  rzekła z pogardą Agnieszka, choć i ona nie
mogła powstrzymać się od uśmiechu.
Tylko doktor Strom nie pojmował przyczyny tak dziwnego zachowania się
Genka.
34
Państwo Markomanów  teren dzisiejszych Czech zamieszkany w pierwszych wiekach naszej ery przez
germańskie plemię Markomanów.
 Co się stało? Powiedzcie, co się stało?
 Trucizna  odrzekł Roman.
Wołaliśmy chórem:
 Panie Geeenku! Panie Geeenku!...
Po jakimś czasie usłyszeliśmy w odpowiedzi:
 Już idęęę!...
Wywołało to u nas wybuch śmiechu. Najkomiczniejsze było jednak i że
Chudy Genek zupełnie nie zdawał sobie sprawy z przyczyny swych
niespodziewanych dolegliwości. Wyszedł z gęstwiny szuwarów poważny, choć
trochę blady. W ręku trzymał kacze jajko. Udawał, że właśnie w tym celu udał
się na cypel.
Jajko dał Krystynie i wraz z nią wracał do naszej gromadki, gdy podobnie
jak przedtem, został nagle zmuszony do szybkiej rejterady w gęstwinę.
Wołaliśmy:
 Panie Genkuuu!...
Wreszcie zasiadł między nami. W oczach jego widzieliśmy strach, a na
twarz wypełzła mu dziwna szarość.
 Wracamy do obozu  powiedziałem.  Panie Genku, zapraszam do kajaka
razem z Agnieszką. Przewiozę was do obozu, a potem wrócę po następnych.
Agnieszka usiadła z przodu, a ja z tyłu. W środku miał zasiąść Genek. Już
nawet wsadził jedną nogę do kajaka, gdy ogarnęły go wątpliwości.
 Nie, ja zostanę. Jeszcze trochę zostanę...  szepnął.
Wzruszyłem ramionami:
 Jakże to tak, panie Genku? Nie chce pan towarzyszyć Agnieszce? Ledwie
zobaczył pan piękną wróżkę, a już decyduje się pan zostać na wyspie? Przecież
Agnieszka jest równie piękna...
 To afront wobec Agnieszki  stwierdził Andrzej. Nareszcie i on miał
sposobność zemścić się na  rybaku .
Nawet Herr Strom  gdy Andrzej wyjaśnił mu decyzję Genka  z
dezaprobatą pokręcił głową.
Na miejscu Genka usiadł Franciszek.
 Ja wolę być w obozie. Zaraz będzie burza  rzekł.
Spojrzeliśmy na niebo. Rzeczywiście nadchodziła burza  czarne
wyciągnięte ramię chmur zagarniało zmętniałe niebo.
 Burze tu są okropne. Długie. Pioruny biją w jezioro, a chmury kołują nad
wodą  przypomniał Andrzej.
Krystyna nareszcie przemówiła:
 Boję się. Panie Tomaszu, ja się boję burzy. Zwijam namiot i przenoszę się
do waszego obozu.
Wyskoczyłem z kajaka.
 Paweł! Przewiez do brzegu pana Franciszka i panią Agnieszkę.
I pobiegłem pomagać Krystynie w przeniesieniu jej obozu. Wszystkie
drobniejsze rzeczy wrzuciliśmy do wnętrza kajaka, na wierzchu położyliśmy
złożony namiot. Ale i burza goniła na tysiącu koni. Sięgnęła po słońce i zaraz
zrobiło się ciemno. W uszach aż dzwięczało od ciężkiej ciszy. W górze
kotłowały się żółtawoczarne chmury, spiętrzone jak ogromny kok na głowie
czarownicy. Jezioro trwało nieruchomo, jakby pełne rozgrzanego ołowiu.
Kilkanaście metrów od brzegu wyspy odczuliśmy pierwszy podmuch wiatru.
Był delikatny i wydał się bardzo przyjemny, jakby ktoś uchylił okno w dusznej
sali. Zaraz potem jednak uderzył w nas wicher. Pod jego naporem kajak o mało
nie przewrócił się. W mgnieniu oka na jeziorze podniosły się fale.
Obejrzałem się na wyspę. Paweł zdążył już moim składakiem
przetransportować do obozu Andrzeja i doktora Stroma, Zosię i Romana. Na
cyplu samotnie sterczał jeszcze tylko Chudy Genek, który zapewne z powodu
swych dolegliwości ciągle nie mógł się zdecydować na podróż przez jezioro.
Czyżby moja zemsta miała się najdoskonalej dopełnić i Chudego Genka czekał
samotny pobyt na bezludnej (tym razem na pewno bezludnej) wyspie?
Wiosłowaliśmy z trudnością. W kajaku było ciasno, nie można było siedzieć,
lecz co najwyżej klęczeć. Dął wiatr i w tej pozycji trzeba było utrzymać
równowagę na wysokiej, kapryśnej fali. Na szczęście Krystyna okazała się
doskonałą wioślarką.
Już na brzegu złapały nas pierwsze krople ulewy. Paweł odziany w
nieprzemakalny płaszcz wyruszył w ostatni rejs na wyspę.
 Zobaczysz, jak on zmoknie  wołał do mnie przekrzykując wichurę.
Nie interesował mnie jednak los Chudego Genka. Obóz zalały potoki
deszczu, otwarło się niebo z workiem oślepiających błyskawic i grzmotów. Ale
jeszcze przedtem Paweł i Genek zdołali powrócić z wyspy, może właśnie tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl