do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na jego oczach kapłan postarzał się o dziesięć lat.
 Ufasz swoim ludziom?  zapytał, jakby chciał się dowiedzieć o cenę kozła.
 Ufam  odparł Chabano. Widać było, \e rozpiera go duma na myśl o lojalności Kwanyjczyków.
 Zatem pójdzmy do najbli\szej wioski i przekonajmy się, jak prawdziwe są te słowa. Jeśli mówiono
kłamstwa&
 Cisza!  ryknął Chabano, ale nie uraziło to Geyrusa, który poznał, \e ten rozkaz nie dotyczy jego, tylko
wojowników ze świty Chabano. Kilku z nich pochodziło właśnie z owej  najbli\szej wioski , a ich twarze
wyraznie mówiły, \e nie pragnęli gościć Ludzi Bogów.
Wyglądało na to, \e władza Chabano miała granice.
 Wielki Wodzu&  zaczął jeden z wojowników.
Chabano odwrócił się i spoliczkował go, potem wyrwał mu z ręki włócznię, złamał na kolanie i wskazał nią
na ziemię. Tamten rzucił tarczę na trawę i padł na nią twarzą.
Chabano nie podniósł broni, tylko parę razy kopnął go w plecy. Za ka\dym kopnięciem wojownik wydawał
cichy jęk, a Wobeku zobaczył, \e przygryza wargi do krwi.
 Bądz wdzięczny, \e się nad tobą zlitowałem  powiedział na koniec Chabano.  Na wojnie będziesz
mógł nieść włócznię, ale nie wchodz mi w drogę do tego czasu.
Wojownik podniósł się, a towarzysze odsunęli się od niego jak od trędowatego. Oddał pokłon i chwiejnie,
jak starzec, powlókł się ście\ką w głąb d\ungli.
Wobeku nie patrzył za nim. Instynkt podpowiadał mu, \e ta utarczka jeszcze się nie skończyła i \e wszystko
zale\y od woli Geyrusa. Nie śmiał obserwować kapłana, ale starał się podą\ać za jego wzrokiem, który padał
kolejno na ka\dego wojownika. Je\eli podniesie laskę, albo gdy jego wzrok spocznie na kimś dłu\ej&
Ani laska, ani oczy kapłana nie dały Wobeku odpowiedzi. Mimo to miał szczęście  stał daleko po lewej
stronie Chabano i widział wojowników stojących za wodzem. Było ich trzech; jeden zaczął oddychać
nienaturalnie wolno. Jego oczy nabrały purpurowo szafirowego odcienia, a włócznia, jakby ciągnąc za sobą
rękę, powoli podnosiła się do rzutu.
Wtem włócznia podskoczyła, a wojownik zawisł nad ziemią, pociągnięty przez drzewce.
Ci którzy, to widzieli, oniemieli z przera\enia. Wszyscy poza Wobeku.
 Wodzu! Za tobą!  wrzasnął. Ostrzegł Chabano w samą porę. Wódz obrócił się, podrzucając tarczę, i
zadał cios włócznią.
Trafił w powietrze, ale Wobeku miał więcej czasu, by się zło\yć do rzutu. Włócznia utkwiła głęboko w boku
wojownika. Ten odwrócił się do Wobeku, jakby wyśmiewał skulonego Ichiribu.
Wobeku nie mógł się bronić. Oczy rannego wojownika zamieniły się w iskry purpurowo szafirowego ognia,
a mgiełka tych samych barw otaczała jego broń i ręce, ale zaraz purpura magii Ludzi Bogów ustąpiła miejsca
purpurze krwi wypływającej z jego boku i ust. Zakrztusił się, zachwiał i padł.
Wobeku wiedział, \e wojownik zaraz zyska towarzystwo po tamtej stronie \ycia: Chabano i pozostałych
wojowników. Chabano zresztą nie próbował ratować się ucieczką. Daremny trud. Geyrus dostałby go,
gdziekolwiek by się ukrył.
Wobeku te\ ju\ kiedyś uciekł. Nie zamierzał tego robić powtórnie, tak jak nie chciał zabić bidui.
Szykował się na honorowe spotkanie ze śmiercią, co tak go pochłonęło, \e nie zauwa\ył, jak Chabano,
prawdopodobnie wiedziony tą samą myślą, daje krok naprzód. Jego włócznia uniosła się, a mięśnie
naprę\yły, gdy przymierzał się, by cisnąć broń wprost w gardło Geyrusa.
Kapłan podniósł laskę oburącz przed sobą. Włócznia Chabano zatrzymała się, jakby trafiła na skałę. Z
\elaznego grota zaczął unosić się dym, a serce Wobeku zmroziło przera\enie, gdy zobaczył, \e dym ma
odcień purpurowy i błękitny.
Wtedy zobaczył, jak Cichy Brat wychodzi z szeregu, machając swoją laską jak kobieta mozdzierzem, i
przykłada ją do laski Najwy\szego Kapłana.
Z laski Geyrusa wystrzeliły płomienie. W mgnieniu oka objęły całe ciało, jakby było tylko kupą słomy. Mieniły
się wszystkimi kolorami i nie wydzielały dymu, ale były gorące. Wiszące nad nimi liście całkiem zbrązowiały i
Strona 58
Green Roland - Conan i bogowie gór
gdyby nie deszcz, spaliłyby się. Dym unosił się te\ ze ściółki, w której \ar wypalał trawy i liście. Widok
zwykłego dymu jakoś pocieszył Wobeku. Przynajmniej nie zginie w miejscu opuszczonym przez bogów.
Potem pomyślał, \e mo\e w ogóle nie zginie. Chabano słaniając się zrobił kilka kroków w tył i upuścił
włócznię, której nadtopiony grot zasyczał w deszczu. Nie był ranny. Potknął się o ciało swego niedoszłego
zabójcy i o mało nie upadł. Stojący z tyłu wojownicy pochwycili go.
Trzej pozostali, razem z Wobeku, patrzyli jak płomienie połykają obie laski i Najwy\szego Kapłana,
zostawiając Cichego Brata bez szwanku. Wyraznie nie spodobało się to pozostałym kapłanom. Gapili się z
szeroko otwartymi oczami na to przedstawienie, jakby odbywało się wbrew wszelkim regułom.
Wobeku doszedł do siebie. Wyrwał włócznię z rąk wojownika, który stał obok tak wystraszony, \e nie
odró\niłby grotu od drzewca, poniósł ją i rzucił.
Tym razem trafił swoją ofiarę, kapłana stojącego na prawo od Geyrusa, prosto w gardło. Ten puścił laskę,
padł na kolana i złapał się za rozpłatane gardło i tkwiącą w nim włócznię; wreszcie zgiął się tak mocno, \e
spadł mu pióropusz. Nim pióra dotknęły ziemi, upadł na bok i spazmatycznie zagrzebywał nogą resztki \ycia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl