do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niej. Mieli nadzieję, że Lake przeczytałby to, poskrobałby się w głowę i pomyślał:
cholera jasna, dokąd ja wysłałem ten przeklęty list do Carol?
Szybko doszli do wniosku, że jednak nie napiszą. Dlaczego? Dlatego że ktoś
przechwytywał ich korespondencję i na pewno by to przeczytał. Dopóki nie wie-
dzieli, kto to jest, nie mogli ryzykować.
Dopili kawę, poszli do kantyny i samotnie zjedli śniadanie; kukurydziane płat-
ki i jogurt, tylko to, co najzdrowsze, ponieważ czuli, że na wolności czeka ich cie-
kawe życie. Potem bieżnia, cztery spokojne rundki bez papierosa. A po spacerze
powrót do sali konferencyjnej na dalszy ciąg porannych rozważań.
Biedny Lake. Ganiał od stanu do stanu, ciągnąc za sobą pięćdziesięciu ludzi.
Spózniał się na trzy spotkania naraz, dwunastu doradców nieustannie szeptało mu
183
coś do ucha. Nie miał czasu, żeby pomyśleć.
Tymczasem Bracia mieli go aż za dużo. Godzinami, dniami i nocami mogli
siedzieć, myśleć i spiskować. I co tu mówić o równych szansach?
Rozdział 26
W Trumble były dwa rodzaje telefonów: nadzorowane i nienadzorowane.
W teorii wszystkie rozmowy nienadzorowane powinny być nagrywane, a następ-
nie kontrolowane przez malutkie elfy, które siedząc gdzieś hen, daleko, nie robiły
nic poza wysłuchiwaniem milionów godzin bzdurnej paplaniny. Jednakże w rze-
czywistości nagrywano jedynie połowę rozmów  wybierano je na chybił trafił
 i tylko pięć procent z nich odsłuchiwano. Nawet rządu federalnego nie było
stać na wynajęcie tylu elfów, żeby mogły skontrolować wszystkie rozmowy.
Bywało, że przez telefony nienadzorowane handlarze narkotykami kierowa-
li swoimi gangami, a szefowie mafii zlecali kontrakty na głowę rywali. Istniało
bardzo nikłe prawdopodobieństwo, że zostaną przyłapani.
Telefonów nadzorowanych było mniej i zgodnie z prawem prowadzonych
przez nie rozmów nie można było podsłuchiwać. Dzwoniono z nich tylko do ad-
wokatów i tylko w obecności strażnika.
Kiedy przyszła kolej Spicera, strażnik odszedł na bok.
 Kancelaria  mruknął nieuprzejmy głos z wolnego świata.
 Mówi Joe Roy Spicer z więzienia w Trumble. Chciałbym rozmawiać z Tre-
vorem.
 Mecenas śpi.
Było wpół do drugiej.
 Sukinkot  warknął Spicer.  To niech go pani obudzi.
 Chwila.
 Można by szybciej? To więzienna linia.
Joe Roy rozejrzał się i po raz setny zadał sobie pytanie, po jaką cholerę się
z nim zadali.
 Dzwonisz?  powitał go Trevor.  Dlaczego dzwonisz?
 Nieważne. Obudz się, wez dupę w garść i do roboty. Musisz coś załatwić.
Pierwszy telefon z Trumble  w domku naprzeciwko kancelarii zapanowało
wielkie poruszenie.
 Załatwić? Ale co?
185
 Trzeba sprawdzić pewną skrytkę pocztową. Chcemy, żebyś nadzorował to
osobiście. Nie wyjeżdżaj, dopóki nie skończysz.
 Dlaczego akurat ja?
 Nie pytaj, tylko bierz się do roboty, dobra? To może być największa sprawa,
jaka ci się w życiu trafiła.
 Gdzie to jest?
 Chevy Chase w Marylandzie. Zapisz sobie. Al Konyers, skrytka czterysta
pięćdziesiąt pięć, Mailbox America, trzydzieści dziewięć, trzysta osiemdziesiąt
Western Avenue, Chevy Chase. Bądz bardzo ostrożny, bo ten facet może mieć
kumpli. Poza tym nie wiem, czy skrytki ktoś nie obserwuje. Wez pieniądze i wy-
najmij dwóch dobrych detektywów.
 Jestem cholernie zajęty. . .
 Tak, tak, przepraszam, że cię obudziłem. Do roboty, Trevor. Jutro wyjeż-
dżasz. I nie wracaj, dopóki się nie dowiesz, kto zacz.
 Dobra, już dobra.
Spicer odwiesił słuchawkę, a Trevor położył nogi na biurku. Wyglądało na to,
że ponownie zapadł w drzemkę, ale nie, on tylko myślał. Chwilę pózniej krzyknął
do Jan, żeby sprawdziła rozkład lotów do Waszyngtonu.
Klockner był agentem od czternastu lat, ale jeszcze nigdy dotąd nie widział,
żeby tylu ludzi obserwowało jednego, w dodatku tak niemrawego człowieka.
Szybko zadzwonił do Deville a i ekipa agentów wynajmujących domek w Neptu-
ne Beach przystąpiła do działania. Nadeszła pora na występ Wesa i Chapa.
Wes przeszedł na drugą stronę ulicy i otworzył spękane, obłażące z farby drzwi
kancelarii prawniczej mecenasa L. Trevora Carsona. Luzne spodnie koloru khaki,
sweter, lekkie mokasyny, brak skarpetek  Jan obdarzyła go krzywym uśmie-
chem, nie wiedząc, czy stoi przed nią turysta, czy tubylec.
 Czym mogę służyć?
 Muszę się zobaczyć z mecenasem Carsonem  odrzekł Wes z nutką roz-
paczy w głosie.
 Jest pan umówiony?  spytała Jan, jakby Trevor miał na głowie sto spo-
tkań dziennie.
 Nie, to nagła i pilna sprawa.
 Pan mecenas jest bardzo zajęty. . .  Wes niemal słyszał, jak czuwający
naprzeciwko kumple ryczą ze śmiechu.
 Bardzo panią proszę, ja muszę z nim porozmawiać.
Jan przewróciła oczami. Ani myślała ustępować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl