do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stronę połyskującej wody. Martwię się też, żeby się nie spalił na słońcu, więc próbuję
wkładać mu kapelusz, który on natychmiast zdejmuje. A na dokładkę, przestał rano sypiać -
pewno dlatego, że tyle się dzieje i nie chce niczego stracić.
Rebeka zakochała się w Arnoldzie i Sidneyu, którzy pozwalają jej z łaski włóczyć się
za sobą, kiedy grają w krykieta na trawie albo skaczą na materace dmuchane do basenu.
Martin, jak podejrzewałam, ma duszę organizatora. Podczas gdy ja z największą
przyjemnością drzemię sobie na brzegu basenu, on chce, żebyśmy Coś Robili.
- Chodzcie, ruszcie się ludzie! - wrzeszczy. - Zagramy we francuskiego krykieta!
- Chryste - mruczę pod nosem. - Odchrzań się. Ale Mike ochoczo się do niego
przyłącza. Wszystko, byle by nie być ze mną sam na sam, jak się zdaje.
Czwartek, 27 sierpnia
Zeszłej nocy namówiliśmy gospodynię, która przyszła posprzątać (całkiem
zbytecznie, biorąc pod uwagę obsesję czystości Harriet), żeby została z dziećmi, a sami
wyszliśmy na kolację. Jakieś pięć mil od naszego domu jest cudowna mała restauracyjka w
młynie. Zamówiliśmy stolik na tarasie i wyruszyliśmy w doskonałych humorach. Upajam się
tym, że jestem taka brązowa i mogę nawet ścierpieć fakt, że Harriet wygląda olśniewająco w
czerwonej sukni z gołymi ramionami. Mike jest już ciemny jak Arab, a jasnoniebieska
koszula jeszcze podkreśla jego opaleniznę. Wygląda cudownie. Jaką piękną parę tworzyliby z
Harriet, myślę smutno.
Martin, zamiast zbrązowieć, zrobił się czerwony jak rak, a jego okrągła łysinka,
przypieczona słońcem, lśni jak przyrumieniony bekon. Zamówiliśmy ogromne ilości wina i
szarpnęliśmy się na menu gastronomique. Harriet zapewne zje jednego ślimaczka. Z biegiem
wieczoru rozmowa zboczyła na politykę. Martin, zagorzały torys, grzmiał na temat stanu
gospodarki. Mike złośliwie go podjudzał, a ja wtrącałam swoje. Harriet milczała. W pewnej
chwili, w odpowiedzi na jedno z kompletnie bzdurnych stwierdzeń na temat bezrobocia,
powiedziała:
- Ale przecież wielu z tych ludzi mogłoby znalezć pracę, gdyby nie brak kwalifikacji,
prawda?
- Harriet - zagrzmiał Martin - zamknij się! Nie masz pojęcia, o czym mówisz. Słuchaj
no. Mike - ciągnął, odwracając się do niej tyłem - co sądzisz o stopach procentowych? Pójdą
w górę czy w dół? Powinieneś kupić sobie trochę akcji. Znam jednego naprawdę dobrego
gościa...
Zerknęłam na Harriet i ze zdumieniem zobaczyłam, że ma oczy pełne łez. Odłożyła
serwetkę, wstała niezgrabnie i uciekła do toalety. Mike podniósł wzrok, zaskoczony; Martin
perorował dalej, nie zwracając na nią uwagi. Spojrzałam porozumiewawczo na Mike a i
poszłam za nią. Stała pochylona nad umywalką, jej ramiona drżały.
- Harriet, nic ci nie jest? - spytałam.
Podniosła twarz i nasze oczy spotkały się w lustrze.
- Jest takim bydlakiem - syknęła. - Nienawidzę go. Rzygać mi się chce. Mam dość
tego, że traktuje mnie jak idiotkę.
- Ale... myślałam, że jesteście... szczęśliwi - wyjąkałam. Czułam się, jakbym dostała
obuchem w głowę. Harriet sprawiała wrażenie, że wielbi ziemię, po której Martin stąpa.
- On ma romans - powiedziała.
- Nie! - Nie wierzyłam własnym uszom. Kto by go chciał?
- Znalazłam obcy numer w jego telefonie komórkowym i kiedy zadzwoniłam,
odpowiedziała jakaś kobieta. A na jego wyciągu bankowym są przelewy na konto, o którym
nigdy nie słyszałam, i rachunek za hotel w Jersey w dniach, gdy mówił, że załatwia interesy w
Londynie - załkała. - Traktuje mnie, jakbym była nikim, a moje zdanie w ogóle się nie
liczyło.
Ale Harriet jest skończoną pięknością. Jak można tego nie widzieć?
- Co teraz zrobisz? - spytałam niepewnie. - Rzucisz go? Spojrzała na mnie z
politowaniem.
- Jak mogę go rzucić? Nic nie mam. Nie mam pracy, jak ty, nie mam pieniędzy, nie
mam nic. Co z domem? Nie dam rady sama wychować chłopców i co z ich szkołą? -
Wyprostowała się, wytarła chusteczką rozmazany tusz pod oczami, i tylko trochę trzęsącą się
ręką poprawiła szminką usta. - Tak - powiedziała. - Już dobrze. - Uśmiechnęła się do lustra,
na jej pięknej twarzy nie było śladu smutku. - Wracajmy. Panowie będą się dziwić, co się z
nami stało.
Niedziela, 30 sierpnia
Podczas naszej nieobecności przyszło tyle poczty, że ledwo mogliśmy otworzyć
drzwi. Sekretarka automatyczna radośnie powiadomiła nas, że mamy piętnaście wiadomości,
a w poczcie były dwa wyciągi z banku, dwa zestawienia rachunków płaconych kartami
kredytowymi, rachunki za telefon, elektryczność i gaz, oraz ostre napomnienie z powodu
niezapłacenia mandatu za złe parkowanie (moja wina, całkiem o tym zapomniałam).
- Cudownie - powiedziałam do Mike a, wchodząc do kuchni z plikiem brązowych
kopert. - Wymarzony powrót do domu.
Pogoda była deszczowa i mglista, i jak tylko stanęliśmy na angielskiej ziemi,
zatęskniłam za ostrym, jasnym słońcem Francji. Wakacje zawsze wybijają mnie z normalnego
rytmu, a powrót jest okropny. Nic dziwnego, że tylu ludzi decyduje się po wakacjach
spakować cały dobytek i wynieść na Hebrydy. Poczułam, jak z powrotem spada na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl