do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Za szybą w drzwiach zamajaczyła korpulentna postać,
którą natychmiast rozpoznał, otworzył więc pospiesznie
drzwi.  Niech pan wejdzie, proszę  powiedział do Do-
heny'ego i uważnie znów zamknął drzwi na klucz.
 Dzień dobry panu. Dowiedziałem się o pańskim te-
lefonie dcść pózno i pomyślałem sobie, że lepiej będzie,
jak od razu tu przyjdę. Przykro mi, że nie było mnie wte-
dy na miejscu.
 Nic nie szkodzi.
 Mam nadzieję, że nie przeszkadzam panu w zaję-
ciach?
 Nie.
 No to świetnie. Co pana gryzie? Wyobrażam sobie,
że musi pan mieć naprawdę ważny powód, skoro wzywa
pan policję.
 Niestety tak.  Przyglądał się, jak detektyw zaj-
muje miejsce naprzeciw niego, a po chwili szybko oznaj-
mił:  Proszę sobie wyobrazić, że usiłowano dokonać za-
machu na moje życie.
Doheny, który właśnie sięgał do kieszeni po cygaro, za-
marł w bezruchu, a przyjazny uśmiech zniknął nagle
z jego twarzy. Oczy jego stały się lodowato zimne.
 A więc tak? Został pan ranny?  zapytał.
 Nie. Ocalałem, ale jeszcze jedna chwila i byłoby po
mnie.
 W samą porę, tak?
 Tak.
Lodowate zimno przeniknęło Brade'a na wskroś. Detek-
tyw wpatrywał się teraz w niego nieprzyjaznym wzro-
kiem. Nie, to było nawet coś więcej. Po raz pierwszy Do-
heny patrzył na niego tak, jak gdyby w końcu doszedł do
przekonania, że właśnie doktor Brade jest mordercą.
Rozdział 19
Brade jąkał się, ale powoli opisał, w jaki sposób odkrył,
że ktoś musiał manipulować przy jego butli z tlenem.
Doheny słuchał z na pół przymkniętymi powiekami.
Raz tylko oczy jego błysnęły'zainteresowaniem, gdy Bra-
de określił płyn jako  głicerol" lub jak powszechnie, ale
niepoprawnie,' nazywa się go ,,gliceryną".
Doheny oparł się dłońmi o brzeg stołu i zapytał:  Gli-
ceryna? Ma pan na myśli nitroglicerynę?
Brade stłumił w sobie złość.  Nie, nie. Gliceryna jako
taka... to znaczy, chciałem powiedzieć, głicerol... jest cał-
kowicie nieszkodliwy. Używa się go do produkcji słody-
czy, kosmetyków...
 Nieszkodliwy? A więc...
 Nieszkodliwy w normalnych warunkach. Ale niech
pan popatrzy. Gdyby ta butla została odkręcona, wówczas
czysty tlen wypełniłby małą komorę wewnątrz manome-
tru stwarzając ciśnienie koło tysiąca ośmiuset funtów
na jeden cal kwadratowy. Dla porównania, ciśnienie tlenu
w powietrzu wokół nas wynosi około trzech funtów na cal
kwadratowy. Pod wpływem tlenu o tak wysokim ciśnie-
niu głicerol, który jest normalnie nieszkodliwy, wyłado-
wałby się szybko i gwałtownie, uwalniając olbrzymie iloś-
ci energii cieplnej.
 Chce pan przez to powiedzieć, że eksplodowałby?
230
 Wybiłoby główny zawór w butli, tak że reszta tlenu
wydostałaby się na zewnątrz, a butla, niby jakiś potwór
o napędzie odrzutowym, rozerwałaby laboratorium na
szczątki, razem, oczywiście, ze mną.
Doheny wciągnął głęboko powietrze i podrapał się po
pulchnym policzku.  Czy ten płyn nie mógł się tam do-
stać przypadkowo?  zapytał.
 Nie  odpowiedział zdecydowanie Brade. Gwin-
tu na butli tlenowej nie należy nigdy oliwić i nie wyobra-
żam sobie, żeby ktoś to zrobił przypadkowo. W zeszły
czwartek zbiornik był w najlepszym porządku, a potem
musiał ktoś przy nim umyślnie manipulować.
 %7łeby pana zabić, panie doktorze, czy tak?
 To zupełnie oczywiste. Nie mogło być innego po-
wodu. Tylko ja korzystam z tego zbiornika, nikt inny.
Była to tylko kwestia czasu, zanimbym odkręcił główny
zawór. W zasadzie o mały włos tego nie zrobiłem.
Doheny pokiwał ze zrozumieniem głową. Nadal zacho-
wywał się chłodno.  A jak pan sądzi, co to wszystko
oznacza? Myśli pan, że ten sam facet otruł pańskiego chło-
paka i nasmarował tę butlę?
 Istnienie dwóch oddzielnych zabójców byłoby zbyt
dużym zbiegiem okoliczności, prawda?  powiedział
Brade.
 Oczywiście, że tak. Stąd wniosek, że pan nie może
być zabójcą, ponieważ jest pan jedną z ofiar?
 No cóż...
 Ale właściwie, to pan nie jest jedną z ofiar, prawda?
Jest pan cały i zdrów, nic się panu nie stało, ponieważ
mimo wszystko nie odkręcił pan zaworu. Jest pan pewny,
że nie zrobił pan tego sani?
 'Co takiego? Niech pan posłucha...
231
 Nie. Niech pan raczej posłucha. Zupełnie mi się to
nie podoba. Zaczynam myśleć, że może jednak się pomy-
liłem. Mimo licznych dowodów przeciwko panu, sądziłem
dotąd, że pan jest niewinny. Ale nie potrafił pan siedzieć
cicho i teraz zaczyna pan wyglądać podejrzanie.
Doheny wyraznie się ożywił i ciągnął dalej:  Facet,
na którego pada podejrzenie, jeśli jest winny, powinien
siedzieć cicho i nic nie robić licząc na to, że policja nie
zdobędzie odpowiednich dowodów, które mogłaby przed-
stawić sądowi. To jest, niewątpliwie, najlepsza rzecz, jaką
może zrobić, a także najtrudniejsza. Pan tego nie potrafi
ze względu na zbyt wybujałą wyobraznię- Należy pan do
takich ludzi, co to siedzą i wymyślają różne niestworzone
rzeczy, żeby tylko mieć czym się denerwować.
 Drugą niezłą rzeczą, jaką podejrzany może zrobić, to
zwiać, wziąć nogi za pas. Pan nie mógł tego zrobić, bo ma
pan rodzinę, stanowisko. Ale jest jeszcze jedna rzecz, któ-
rą taki człowiek może zrobić, przypuścić kontratak. Na
przykład sfabrykować dowody, które go oczyszczą z winy.
Ale żeby to zrobić, podejrzany musi się uważać za inte-
ligentniejszego od policji. Profesorowi uniwersytetu nie-
trudno jest dojść do takiego wniosku. Chodzi mi o to, że.
inteligencja to niejako jego zawód, nieprawdaż?
Brade przerwał mu energicznie:  Powtarzam panu,
że w moim wypadku nie wchodzi w grę żadna z tych
ewentualności. '
 W porządku, panie doktorze, w takim razie słucham
pana. Zacznijmy jeszcze raz od samego początku. Naj-
częstszym fałszywym dowodem, jaki napotykamy, są
właśnie pozory, jakie stwarza podejrzany, jakoby miał
być następną- ofiarą. Zdarza się, na przykład, że jeśli
gdzieś było włamanie do domu, a my podejrzewamy jed-
235
nego faceta z sąsiedztwa, to natychmiast również nastę-
puje włamanie właśnie do jego domu. %7łe niby on sam
staje się jedną z ofiar, no i nie może być jednocześnie
włamywaczem.
 A więc uważa pan, że to ja sam manipulowałem przy
butli z tlenem i dlatego pana wezwałem?
 Panie doktorze, bardzo pana lubię, ale myślę, że to
właśnie pan zrobił.
Brade wziął manometr i powiedział spokojnie:  " Wo-
bec tego niepotrzebne to panu jako dowód rzeczowy?
 To nie stanowi żadnego dowodu.
Brade pokiwał głową. Wytarł gwint na manometrze
i na butli tlenowej miękką szmatką, którą zmaczał naj-
pierw w alkoholu, a pózniej w eterze. Dmuchnął następ-
nie sprężonym powietrzem.  Zajmę się tym pózniej bar-
dziej szczegółowo  powiedział. Zamocował manometr [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl