[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie obiecywał, tylko wziął szybki prysznic, przełknął
kanapkę i popędził do pracowni. Całe zmęczenie uleciało, gdy
zaświtał mu pewien pomysł. Od dawna szeroki na ponad sto
dwadzieścia centymetrów dębowy kloc zawadzał w pracowni,
ale Kirk już wiedział, co z nim zrobić.
Błyskawiczne wykonał podstawowe szkice, obmierzył
dokładnie kawał drewna i zaznaczył na nim zarys pomysłu.
Jeden z największych artystów wszech czasów powiedział, że
sztuka rzezbienia polega na odłupywaniu od bezkształtnej
bryły marmuru czy drewna tego wszystkiego, co zbędne. I
wcale nie był to lekki, dowcipny aforyzm, tylko najgłębsza
prawda. Dawno zmarły geniusz miał bowiem na myśli to, że
prawdziwe dzieło sztuki, nim zyska materialny kształt,
najpierw musi urodzić się w formie idealnej w duszy artysty,
który odbicie owego ideału wydobywa z bezkształtnej bryły.
Wena twórcza, natchnienie, tak można by określić stan ducha,
w którym znalazł się Kirk.
Doświadczał tego już wiele razy, lecz nigdy aż w takim
natężeniu.
Dopiero w środku nocy wyczerpane ciało dopomniało się o
swoje prawa. Kirk, nim poszedł do domu, spojrzał na
rozpoczęte dzieło. Twardy dąb jest żmudny w obróbce,
wiedział więc, że potrzebuje jeszcze co najmniej kilku tygodni
na dokończenie rzezby. Czy zdąży, nim Angelica stąd
wyjedzie? Zależało mu bardzo, by zobaczyła ukończoną pracę.
Wiedział, że największą trudność sprawi mu oddanie wyrazu
twarzy postaci: strach, zdziwienie, radość i poczucie wolności.
Wolność.
Może tak zatytułuje tę rzezbę?
Gdy następnego ranka Kirk jadł śniadanie, zadzwonił telefon.
- Witaj, Kirk. Tu Webb Francis.
- Hej! Jak siÄ™ miewasz? Wracasz do domu?
- Jeszcze nie teraz. - Odkaszlnął. - Siostra nalega, żebym na
rekonwalescencję przyjechał do niej. Mieszka w Louisville. A
w szpitalu mam leżeć do końca tygodnia. Co u ciebie?
- Wszystko w porządku. Ludzie tęsknią za tobą, a już Gina nie
może się ciebie doczekać. Rozumiesz, chodzi o festiwal. A
skoro już o festiwalu mowa, to twój gość zamierza na nim
zagrać.
- NaprawdÄ™?! Angelica Cannon na naszym festiwalu...
Rewelacja! Jest wybitną skrzypaczką, należy do światowej
czołówki najmłodszego pokolenia. Zbierała
dobre recenzje już jako nastolatka, obecnie gra pierwsze
skrzypce w jednej z najlepszych orkiestr symfonicznych, a
także daje recitale i nagrywa solowe płyty. Potrzebuje jeszcze
trochę czasu, ale zobaczysz, za kilka lat przestanie być młodą
zdolną, zostanie uznaną sławą. - Przerwał na moment. - Mam
jej coÅ› do przekazania.
- Dzwoniłeś do siebie?
- Tak, ale Angélica nie podniosÅ‚a sÅ‚uchawki. Wczoraj
rozmawiałem z Ryanem Simmonsem...
- Kto to taki? - wpadł mu w słowo. - Chyba nie znam
człowieka.
- Nic dziwnego. Był profesorem Angeliki w konserwatorium.
Próbował się z nią skontaktować, ale ma wyłączoną komórkę.
Jak się z nią zobaczysz, to powiedz, że Simmons pilnie
oczekuje od niej telefonu.
- Oczywiście przekażę.
- Dzięki. Może wiesz, jak jej idzie nauka muzyki folkowej?
- Wiem tylko tyle, że pilnie studiuje biblioteczną płytotekę i
uczy dwoje dzieci gry na skrzypkach.
- Zwietnie. Tak wiele ma im do przekazania. Chciałbym być
już z wami, ale Betsy twardo obstaje przy swoim pomyśle.
Zagroziła, że przyśle po mnie Charlesa, by siłą przywiózł mnie
do Louisville. A jej mąż ma niezłą krzepę.
- Powinieneś się cieszyć, przecież miałem okazję się
przekonać, jak wspaniale gotuje twoja siostra, a przez tę
chorobę mocno schudłeś.
- Tak, kuchnia Betsy to mocny argument... Ale w tej sytuacji
muszę cię prosić, żebyś nadal miał oko na mój dom.
- A po co ma się sąsiadów? Poza tym twoim domem zajmuje
się Angelica, więc wszystko jest jak należy. Wyjedzie po
festiwalu... - Powiedział to bardziej do siebie niż do Webba
Francisa, jakby musiał uświadomić sobie złą wiadomość. Bo
dobrą na pewno nie była. - Może jednak wrócisz do Smoky
Hollow przed festiwalem? Moglibyście wystąpić z Angelicą w
duecie.
- Zobaczymy. Powtórz jej, by zadzwoniła do profesora
Simmonsa.
- Oczywiście. - Zamierzał rzezbić, ale przekazanie
wiadomości zajmie zaledwie minutkę.
ROZDZIAA SZÓSTY
Przemierzył trawnik, który od dawna domagał się kosiarki.
Kirk przyrzekł sobie, że skosi trawę tego popołudnia. Gdy
zapukał do drzwi, w progu stanęła najpiękniejsza kobieta na
świecie. Kirk jako artysta mógł to stwierdzić autorytatywnie,
no i właśnie stwierdził. A uśmiech Angeliki był najpiękniejszy
w całym kosmosie.
- Chcesz kawy?
- Jasne, poproszę. - Zamierzał rzezbić, ale co tam, kawy nie
pije się godzinami. - Dzwonił do mnie Webb Francis.
- Usiądz - powiedziała, gdy znalezli się w kuchni. - Co u
niego?
- Niby lepiej, ale jeszcze go trzymajÄ… w szpitalu. Na
rekonwalescencjÄ™ wybiera siÄ™ do siostry.
- Powiedział, że mam opuścić jego dom?
- Nie, skądże. Zależy mu, żebyś tu mieszkała. Webb Francis
nie złapał cię pod domowym numerem...
- Pewnie akurat brałam prysznic.
- Jasne. Dlatego poprosił, żebym przekazał ci wiadomość.
Masz zadzwonić do profesora Simmonsa, to chyba coś pilnego,
a twoja komórka nie odpowiada.
- Nie mam tu zasięgu. Mój operator widocznie przeoczył
Kentucky. Ciekawe, czego chce Simmons...
- Zadzwoń, to się przekonasz.
Nie obrazisz się, że teraz to zrobię? Kawa zaraz będzie
gotowa.
Angelica zadzwoniła do profesora Simmonsa, dowiedziała się
jednak, że jest na zajęciach, więc podała numer do Webba
Francisa.
- Jaką pijesz kawę? - spytała.
- CzarnÄ….
Napełniła kubki, po czym poprosiła:
- Opowiedz o domach, które zbudowałeś.
- TrochÄ™ ich stoi.
- W różnych stronach Ameryki, jak mówiłeś. Na farmie
wszyscy się ciebie słuchali. Skrzyknęliście się po sąsiedzku i z
miejsca zostałeś szefem.
- Nie jestem zamordystÄ… czy jakimÅ› macho, ale na budowie
jestem bossem. Mam w głowie precyzyjny plan i go realizuję.
Ludzie to czują i chętnie mnie słuchają. - Cały czas
obserwował Angelicę. Była swobodna, wyluzowana,
rozkosznie ożywiona, a przy tym nie była już taka blada.
Słońce Kentucky dobrze jej służyło. No, może była trochę za
chuda, ale to zawsze może się zmienić.
- Teraz zrobiłeś sobie przerwę, ale utrzymujesz się z
budownictwa, prawda? - Intuicyjnie czuła, że nie jest to cała
prawda, dlatego sondowała Kirka.
- Można tak powiedzieć - odparł enigmatycznie.
- Hm... Wiem, że masz kłopoty ze słuchem, ale może dawniej
zajmowałeś się muzyką? Grałeś na jakimś instrumencie?
- Ktoś musi zapełniać widownię.
- Jasne. - Uśmiechnęła się. - Trafiłam na piękną balladę, ma
cudowną melodię, ale słów prawie w ogóle nie zrozumiałam.
- Może została napisana w dawnej angielszczyznie? Albo w
dialekcie? Zachowało się wiele takich utworów, szczególnie
ballad.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]