[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mocy, żeby mnie uwiązać.
- Czy to dlatego nie chciałeś włączyć się w prowadzenie z Cole'em i ze
mną interesów firmy?
- W pewnym stopniu tak. Poza tym nie mam zacięcia do liczb i
wymyślania strategicznych decyzji.
- Wolisz pojawiać się i znikać, tak?
- Mniej więcej.
- Wiesz - powiedział Cameron potrząsając głową - Cole i ja martwimy się
o ciebie.
- Szkoda waszego zdrowia. Sam potrafię dać sobie radę. - Cody otworzył
drzwi i zerknął przez ramię na brata. - Twoja mała nauczycielka chyba nie śpi w
moim łóżku, co? - zapytał z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Ma pokój w innym skrzydle niż ty. Idz do łóżka i jeśli możesz, spróbuj
się nie wpakować w kłopoty.
Cody zasalutował mu żartobliwie i zniknął, zamykając za sobą drzwi.
Cameron ze znużeniem pokiwał głową, wyciągnął rękę i zgasił nocną
lampkę. Leżał i wpatrywał się w cienie na suficie.
Czy to możliwe, że Janine jest w jakiś sposób powiązana z wydarzeniami,
które miały miejsce w ciągu ostatnich dwóch lat? Teraz nie mieli już
najmniejszych wątpliwości, że ktoś próbuje ich za wszelką cenę zdyskredytować
i robi wszystko, by ponieśli jak najwięcej strat. Prawdopodobnie ten sam
człowiek przyczynił się do spowodowania wypadku, w którym zginęli ich
rodzice, i tego, który zakończył się śmiercią żony Camerona.
Nie wiedział, z jakich zródeł Cody czerpał swoje informacje, ale do tej
pory zawsze okazywały się one wiarygodne i bardzo pomocne. Może Cody
celowo udawał takiego playboya, by nie wzbudzać podejrzeń i nie zdradzić,
czym naprawdę się zajmuje. A może te prowadzone przez niego dochodzenia na
rzecz rodziny były tylko zręcznym wybiegiem i wymówką, by nie zajmować się
interesami i być wolnym.
Ciekawe, jak Cody oceni Janine. Po raz pierwszy od bardzo dawna jakoś
nie dowierzał własnej opinii. To chyba ten ostatni pocałunek sprawił, że nagle
nie potrafił już obiektywnie spojrzeć na kobietę, która okazała takie
zainteresowanie jego córką.
Nazajutrz Janine obudziła się z koszmarnym bólem głowy. Mogła być o
to zła tylko na siebie. Doskonale wiedziała, że jeden kieliszek wina to wszystko,
na co sobie może pozwolić, ale nie posłuchała głosu rozsądku.
Cameron Callaway oczarował ją. Chciała przedłużyć ten wczorajszy
wspólny wieczór, sprawić, by jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
Podświadomie czuła, że w życiu miał niewiele powodów do radości,
Chciałaby jakoś złagodzić ukryte w nim, ciągle obecne cierpienie.
Siedzieli przed kominkiem, oboje zapatrzeni w tańczący ogień. Było tak
dziwnie, wydawało się, że czas stanął w miejscu.
Opowiedziała mu trochę o swoim dzieciństwie, życiu bez ojca, o tym, jak
w wolnym czasie zajmowała się dziećmi z sąsiedztwa. Cameron opisał jej życie
na ranczu, gdzie się wychował ze świadomością, że przez cały czas jego
poczynania są obserwowane i skrzętnie opisywane tylko dlatego, że jest
Callawayem. Z trójki braci on był najspokojniejszy. Przepadał za książkami i
nauką, nie znosił rozgłosu.
Przez te kilka godzin poznali się lepiej. Cameron stał się dla niej
konkretną osobą. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak łatwo go zranić.
Zmusiła się, by wstać z łóżka i wziąć prysznic. Na szczęście w torebce
miała aspirynę. Lekarstwo przyniosło jej ulgę. Przysięgła sobie, że już więcej
nie powtórzy wczorajszego błędu.
Zeszła po schodach i zatrzymała się na progu jadalni. Jakiś mężczyzna,
którego wcześniej nie widziała, zbliżał się do niej z wyciągniętą dłonią.
- Pani jest nauczycielką Trishy, prawda? Nie wiedziałem, że w
dzisiejszych czasach nauczycielki są takie zachwycające.
Był wysoki, o złocistych jasnych włosach i zuchwałym spojrzeniu, ale
szeroki uśmiech świadczył o tym, że jego słowa to tylko żarty, których nie
powinna brać poważnie. Wyciągnęła rękę.
- Janine Talbot - powiedziała, starając się, by zabrzmiało to jak
najbardziej rzeczowo i surowo.
Natychmiast uniósł w górę brodę i odezwał się uniżenie:
- Cody Callaway, do pani usług.
- Cody - powtórzyła, idąc za nim do stołu. - Najmłodszy z całej trójki,
tak?
%7łartobliwie rozejrzał się wokół i konspiratorsko pochylił ku niej.
- To okropna plotka, którą ci dwaj rozpuszczają na mój temat. Pozwalam
na to, bo daje im to poczucie, że są najważniejsi.
Naprawdę był niemożliwy. Janinę wybuchnęła śmiechem. Pokiwał głową,
zadowolony z jej reakcji, i nalał jej kawy.
- Widziałeś już Trishę?
- Jeszcze nie, dopiero co zszedłem. Położyłem się raczej pózno.
Janine przeciągnęła dłonią po czole, ból głowy ciągle dawał znać o sobie.
- Chyba nie mam głowy do alkoholu - stwierdziła z goryczą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]