do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pochodzenie hrabiego Albany z rodu królewskiego jest mitem], nieprawego
potomka tego monarchy.
Usposobienie Fitz-Roya było wysoce nieszczęśliwe. Ujawniało się to nie tylko w
wybuchach gniewu, ale i w napadach długotrwałej gderliwości w stosunku do tego,
kto go uraził. Zazwyczaj w najgorszym usposobieniu był wczesnym rankiem i
swym orlim okiem zawsze wypatrzył, że na okręcie coś jest nie w porządku, a
wówczas nie szczędził słów nagany. Młodsi oficerowie przy porannej zmianie
zwykli byli pytać, "czy podawano dużo kawy rano", co było równoznaczne z
pytaniem o humor kapitana. Był on nieco podejrzliwy i czasami wpadał w
przygnębienie, co pewnego razu wręcz wyglądało na obłęd. Czasem wydawało mi
się, że zawodzi go trzezwy sąd i zdrowy rozum. Dla mnie był wyjątkowo
uprzejmy, lecz trudno było się z nim zżyć w jednej kajucie i przy wspólnym stole.
Często kłóciliśmy się; gdy wpadał w rozdrażnienie, stawał się zupełnie
nierozsądny. Tak np. na początku podróży, gdyśmy byli w Bahia w Brazylii, zaczął
bronić i zachwalać niewolnictwo, które dla mnie było rzeczą wstrętną, i
oświadczył, że właśnie gościł u wielkiego właściciela niewolników, który
przywołał wielu z nich i pytał, czy są szczęśliwi i czy życzyliby sobie uzyskać
wolność, na co wszyscy odpowiedzieli: "Nie". Spytałem go wówczas, zapewne nie
bez drwiny, czy uważa, że odpowiedzi niewolników w obecności ich pana mają
jakąkolwiek wartość. Strasznie go to rozgniewało. Powiedział, że nie możemy
razem dłużej mieszkać, ponieważ wątpię o prawdziwości jego słów. Myślałem, że
będę musiał porzucić okręt, lecz gdy tylko nowina rozeszła się - a rozeszła się
szybko, bo kapitan posłał po pierwszego porucznika, aby sobie ulżyć wylewając
przed nim całą złość na mnie - z wielką satysfakcją otrzymałem od wszystkich
oficerów propozycję wspólnego mieszkania. Po kilku wszakże godzinach Fitz-Roy
okazał swą zwykłą wspaniałomyślność posyłając po mnie oficera z przeprosinami i
prośbą, abym z nim dalej mieszkał. Przypominam sobie inny przykład jego
bezpośredniości. Jeszcze przed wyjazdem z Plymouth okropnie się rozgniewał na
handlarza naczyń, który odmówił wymienienia pewnych przedmiotów
zakupionych w jego sklepie. Kapitan spytał wtedy kupca o cenę bardzo
kosztownego serwisu porcelanowego i rzekł: "Kupiłbym to, gdyby nie był Pan tak
nieuprzejmy". Wiedziałem, że jego kajuta jest dosłownie zapchana wszelkimi
naczyniami, zwątpiłem więc o szczerości tego zamiaru. Nie powiedziałem ani
słowa, musiało to wszakże odbić się na mojej twarzy. Opuszczając sklep, popatrzył
on na mnie i zapytał, czy nie wierzę temu, co mówił i musiałem to potwierdzić.
Milczał parę minut, a następnie powiedział, że mam rację i że postąpił
niewłaściwie ze złości na tego łajdaka.
34
W Conception w Chile biedny Fitz-Roy był strasznie przepracowany i bardzo
przygnębiony. Uskarżał się gorzko przede mną, że musi wydać wielkie przyjęcie
dla wszystkich mieszkańców miasta. Zaprzeczyłem mu i powiedziałem, że nie
widzę, by okoliczności go do tego zmuszały. Na to wpadł we wściekłość
oświadczając, że należę do tych ludzi, którzy korzystają chętnie z wszelkich
względów, nic w zamian nie dając. Wstałem więc i opuściwszy bez słowa kajutę,
wróciłem do Conception, gdzie wówczas mieszkałem. Po paru dniach wróciłem na
okręt i zostałem przyjęty przez kapitana tak serdecznie, jak zawsze; burza minęła.
Pierwszy porucznik jednak powiedział mi: "Niech pana licho wezmie, filozofie.
Chciałbym, aby pan nie kłócił się z szyprem. W dniu, w którym opuścił pan statek,
byłem śmiertelnie zmęczony (okręt był w naprawie), a on taszczył mnie do
północy po pokładzie, wygadując na pana". Trudności współżycia z kapitanem
okrętu wojennego są tym większe, że gdy się chce mu odpowiedzieć jak
komukolwiek innemu, wygląda to niemal na bunt. Poza tym trudności te wzmagała
jeszcze obawa, jaką odczuwali przed nim w tych czasach wszyscy znajdujący się
na pokładzie. Przypominam sobie ciekawą przygodę skarbnika z Adventure. Okręt
ten żeglował razem z Beagle w czasie pierwszego rejsu. Skarbnik kupował w Rio
de Janeiro rum dla załogi, gdy niewielki ubrany po cywilnemu gentleman wszedł
do sklepu. Skarbnik zwrócił się do niego: "Niech pan będzie tak uprzejmy
skosztować tego rumu i dać o nim swą opinię". Gentleman uczynił zadość prośbie i
wkrótce opuścił sklep. Kupiec zapytał wówczas skarbnika, czy wie, że mówił z
kapitanem okrętu liniowego, który dopiero co zawitał do portu. Biedny skarbnik
zmartwiał z przerażenia, upuścił szklankę z trunkiem na ziemię, natychmiast
pobiegł na okręt i, jak mnie zapewniał oficer z Adventure, żadna siła nie mogła go
skłonić do wyjścia na ląd; tak bał się on spotkania z kapitanem po tym okropnym
akcie poufałości.
Po moim powrocie do domu rzadko tylko widywałem Fitz-Roya, gdyż zawsze
obawiałem się, aby go niechcący nie obrazić, co się zresztą nawet przydarzyło,
prawie że bez widoków pogodzenia się. Pózniej był oburzony na mnie za
ogłoszenie tak nieprawowiernej książki jak "Powstawanie gatunków" (stał się on
bardzo religijny). Pod koniec swego życia wpadł on niemal w ubóstwo, co w dużej
mierze było, jak sądzę, rezultatem jego hojności. W każdym razie po jego śmierci
musiano uciec się do subskrypcji, aby spłacić długi. Koniec jego życia był żałosny,
popełnił bowiem samobójstwo, podobnie jak i jego wuj lord Castlereagh, którego
tak przypominał z obejścia i wyglądu.
Był to pod wieloma względami najszlachetniejszy ze znanych mi charakterów,
choć przysłonięty ciężkimi wadami.
35
Podróż na Beagle była najdonioślejszym zdarzeniem mojego życia i zdecydowała
o całej mojej dalszej karierze. A zależało to od tak drobnej okoliczności, jak to, że
wuj ofiarował się jechać ze mną 30 mil od Shrewsbury, co niewielu wujów
chciałoby uczynić, i od takiego głupstwa, jak kształt mego nosa. Zawsze
uważałem, że przede wszystkim tej podróży zawdzięczam sprawność mego umysłu
i wykształcenie. Skłoniła mnie ona do gruntownego zajęcia się rozmaitymi
gałęziami nauk przyrodniczych, przez co wydoskonaliły się moje zdolności
obserwacyjne, zresztą dość dobrze już przedtem rozwinięte. Daleko wszakże
większe znaczenie miały badania geologiczne każdej zwiedzanej okolicy, to
bowiem wymaga rozumowania. Nic nie wydaje się bardziej beznadziejne w
pierwszym okresie badania nowej okolicy niż chaos skał. Jednakże jeśli się w
wielu miejscach bada uwarstwienie skał i skamielin oraz ich właściwości, a przy
tym nieustannie człowiek myśli i stara się przewidzieć, co można znalezć w
jeszcze innym miejscu, to powoli wszystko zaczyna się rozjaśniać i struktura staje
się mniej lub więcej zrozumiała. Zabrałem ze sobą pierwszy tom "Zasad geologii" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl