[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mandelyn wreszcie dotarła do domu. Nadal jednak była
niespokojna. Chodziła tam i z powrotem, póki nie zdecydo-
wała się położyć spać. Jednak sen nie nadchodził. Przez wiele
godzin przewracała się z boku na bok, wspominając dotyk
dłoni Carsona, jego namiętne pocałunki i swoją reakcję. Ja-
kaś jej część tego wszystkiego nienawidziła.
Upłynęło wiele lat od czasu, kiedy ostatni raz czuła na-
miętność. Nie chciała znowu jej ulec, jednak Carson rozpa-
lił w niej emocje, które przypominały wspomnienia z prze-
szłości.
Dotąd nigdy się tak nie czuła. Przewróciła się na plecy
i popatrzyła w sufit. Może dlatego, że była bliska zostania
starą panną i czuła się samotna, podobnie jak Carson.
Wyobrażała go sobie, jego niebieskie oczy, głodne usta
i opalone ręce przesuwające się delikatnie po jej ciele...
Oczywiście to mogło być tylko zauroczenie. Kształtowała
jego nowy wizerunek, więc to normalne, że jest nim zaintere-
sowana. Była zadowolona, że wreszcie znalazła odpowiedź.
Więc dlaczego za każdym razem, kiedy myślała o nim, drżała
z podniecenia? Zamknęła oczy i pomyślała o ptakach.
Następnego dnia Patty przyszła z jakimiś dokumentami
z banku, które trzeba było podpisać.
- To dokumenty potrzebne do uzyskania pożyczki - powie-
68
PANNA Z CHARLESTONU
działa i szeroko się uśmiechnęła. - O której spotykamy się
z prawnikiem?
- O siedemnastej - powiedziała Mandelyn. - Zadowolo-
na jesteś?
- Szczęśliwa - usłyszała odpowiedź. - Muszę jechać
do Carsona i obejrzeć tego byka. Pojedziesz ze mną? W dro-
dze powrotnej zatrzymamy się w restauracji i zjemy coś
pysznego.
- Chętnie - powiedziała Mandelyn. - Angie, kiedy bę-
dziesz wychodziła na lunch, po prostu zamknij biuro.
- Bawcie się dobrze.
Bawcie się... ? Serce jej waliło mocno, kiedy wsiadała do
pikapa Patty. Nie chciała spotkać Carsona, choć i tak wieczo-
rem przychodził do niej na kolację.
Kiedy przyjechały, Carsona nie było w domu. Drzwi były
zamknięte na klucz.
- Gdzie on może być? - zastanawiała się Patty, przygry-
zając wargę. - Przecież wiedział, że przyjadę.
- Może jest w oborze - zasugerowała Mandelyn.
Patty westchnęła.
- Ale jestem bystra! Wcale o tym nie pomyślałam! Może
powinnam zająć się czymś innym... Jest jego samochód.
Poszły do obory. Mandelyn żałowała, że włożyła buty na
wysokich obcasach, ale doskonale pasowały do jej niebiesko-
-białej garsonki. Kiedy jednak weszła do obory i zobaczyła
zachwyt na twarzy Carsona, doszła do wniosku, że warto
było się wystroić. Pochylał się nad bykiem. Jake stał przy
nim. Carson nie mógł oderwać oczu od Mandelyn.
Obaj mężczyźni podnieśli się i Mandelyn zauważyła, jak
Patty ożywiła się. Była ubrana w dżinsy i bluzeczkę, włosy
PANNA Z CHARLESTONU
upięła w kok; wyglądała niezmiernie kobieco i kusząco. Car-
son uśmiechnął się szeroko i przytulił ją.
- Moja ulubiona dziewczyna - powiedział, a Mandelyn
poczuła, że byłaby zdolna do morderstwa.
- Jak tam mój pacjent? - zapytała Patty i odwzajemniła
uścisk. Jake przyglądał im się z takim wyrazem twarzy, któ-
rego Mandelyn nie mogła zrozumieć.
- Bez zmian. - Carson westchnął, przyglądając się byko-
wi. Nadal obejmował Patty i Mandelyn odkryła, że ma mu
to za złe.
Patty pochyliła się nad ogromnym zwierzęciem i profe-
sjonalnie je zbadała.
- Podam mu drugą dawkę tego samego lekarstwa. To
powinno podziałać. Wydaję mi się, że wyzdrowieje.
- Jeśli ci się nie uda, nigdy się do ciebie nie odezwę
- zagroził Carson. - Zapewniam cię, że przynajmniej pięć
Z moich krów zdechnie z tęsknoty za ukochanym.
Mandelyn zaczerwieniła się, a Patty tylko się roześmiała.
- Doprowadzę twojego byka do poprzedniej formy. Przy-
niosę swoją torbę lekarską. Spieszysz się, Mandy?
- Nie - odpowiedziała cicho Mandelyn. - Nie mam nic pil-
nego do zrobienia.
- Pomogę ci przynieść torbę - zaproponował Jake. Wy-
szedł za Patty zdecydowanym krokiem. Po raz pierwszy po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]