[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obchodzi mnie to.
Gdy zrobił kilka kroków w tył, wiedział, że ucieka. Ucieka ... przed czym? Spojrzał na kobietę klęczącą
przed nim w niemym błaganiu.
Czy uciekał przed nią? Niedorzeczne. Wycelował w nią wskazujący palec.
- Trzymaj się ode mnie z daleka.
l odszedł.
ROZDZIAA 23
Morderczyni,
Przyjdz na spotkanie sama do fontanny wogrodzie. Przynieś sto funtów albo rozpowiem wszystkim i
odbiorę nagrodr;.
Morderstwo. lan wzdrygnął się. Hadden nie zdradził mu żadnych szczegółów, a Ian nie pytał, bo to nie
miało znaczenia. Miał zamiar pomóc kuzynom.
Zapukał do drzwi Wildy i uśmiechnął się kokieteryjnie do pokojówki, która je otworzyła.
- Chciałbym porozmawiać z twoją panią.
- Odpoczywa, proszę pana, i nie przyjmuje teraz nikogo - dygnęła pokojówka.
- Mnie przyjmie. - Nie zważając na protesty pokojówki przepchnął się przez drzwi do sypialni.
Wilda leżała na łóżku z poduszką na twarzy. Opierając się na materacu, lan łagodnie zanucił: - Wildo,
potrzebuję cię - i podniósł poduszkę.
Bez ruchu wpatrywał się w twarz zalaną łzami. Wilda miała czerwony nos i opuchnięte oczy. Wyglądała na
bardzo nieszczęśliwą. lan westchnął. Więc wciąż opłakuje tego młodzieńca, który ją skompromitował, a
potem porzucił. Ktoś musi przywrócić ją do pionu.
- Czego chcesz, lan,? - Jej głos był szorstki, a podbródek wciąż drżał.
lan cofnął się. Ona znów będzie płakała. Och, na Boga, znów zacznie płakać.
Jednak potrzebował którejś z kuzynek. Potrzebował tych charakterystycznych włosów, tej cery i tego
wzrostu. Inne kuzynki wyśmiałyby go, gdyby poprosił je o przysługę. Poniżanie go sprawiało im przy-
jemność, lecz Wilda była delikatna. Więc to musiała być Wilda.
- Otrzyj łzy, kochana - wyszeptał. - Potrzebuję twojej pomocy.
*
Sebastian wiedział.
Oślepiona i ogłuszona, trzymając się ściany jedną ręką, Mary powłóczyła noga'mi jak staruszka, kiedy
wlokła się przez korytarze Fairchild Manot.
Wiedział od zawsze.
Wciąż była w głębokim szoku. Sebastian pamiętał zakrwawioną dziewczynę, która zabiła Besseborougha
i ukrywał tę informację czekając, aż nadejdzie moment, w którym będzie mógł jej użyć przeciwko Mary.
Nie powinna czuć się tak zdruzgotana. Przecież zawsze wiedziała, że on może pamiętać. Zawsze wie-
działa, jaki bezlitosny jest Sebastian. Jednak ostatni tydzień zmienił jej opinię o lordzie Whitfieldzie. Są-
dziła, że w jego zachowaniu odnajduje przebłyski wrażliwości i opiekuńczości. Zaczęła pielęgnować myśli
o czymś więcej niż fikcyjne narzeczeństwo i wymuszony ślub. Zaczęła marzyć ...
Ach, zaczęła marzyć.
Roześmiała się głośno, a potem zamilkła, słysząc, jak przenikliwy jest jej głos.
- Tato ... - wyszeptała. - Dlaczego ja wciąż marzę, skoro wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłam lub
czego pragnęłam, rozwiewało się jak dym?
Głupia, głupia Otarła łzy płynące po policzkach.
To głupie płakać po czymś tak oczywistym. Głupotą jest marzyć o życiu spędzonym na nauce uśmiechania
się, zaufania, w powolnej, cudownej drodze, jaką jest małżeństwo.
Marzenia. Marzenia były przyczyną wszystkich jej łez. Głośne łkanie wyrwało się z jej piersi i rozejrzała się
wokół zakłopotana. Pokojówka dzwigająca wiadro spojrzała na nią z ciekawością, lecz poszła dalej
niewzruszona. Dy przywrócić posiadłości zwykły wygląd po przyjęciu, konieczne było wielkie sprzątanie.
Gospodyni wie takie lzeczy.
Zatrzymała się przy stole i ze zwieszoną .głową ścisnęła nos, jakby mogło to powstrzymać łzy. Gospody-
ni ma nad wszystkim kontrolę. Lecz ona nie jest już gospodynią. Jest... Sama "nie wiedziała, kim jest. Musi
powstrzymać ten potok łez, przynajmniej zanim dotrze do swojej sypialni. Dobry Boże, gdzie jest j ej
sypialnia?
- Moja droga ... - Dobrze znała ten miły głos. Czy coś się stało?
Mary nie podniosła głowy.
- Nie, nic się nie stało. Dziękuję, panie Brindley. Pan Brindley podszedł do niej i schylił się, by spoj-
rzeć na jej twarz.
- Ho, ho ... To wygląda jak łzy. Dlaczego olśniewająca panna młoda płacze?
- Nie płaczę - głos Mary drżał.
- Oczywiście że nie. - Podał jej czystą chusteczkę, a Mary z wdzięcznością wzięła ją i otarła twarz. - Tak
już lepiej.
- Tak. Dziękuję. - Spojrzała na niego. Miał przekrzywioną perukę i jego głowa wyglądała, jakby ciągle ją
przechylał. Zdr0'kY koloryt nie wrócił na jego policzki. Pamiętając, że już wcześniej widziała go bladego i
zdenerwowanego, powiedziała: - Nie wygląda pan dobrze. Powinien się pan położyć.
Zdawał się jej nie słyszeć.
- Pójdziemy teraz w pewne miejsce i porozmawiamy.
- Dziękuję, lecz muszę odmówić. - Nie miała zamiaru rozmawiać o wypadkach tego dnia z nikim,
nieważne, jak dobre miałby intencje.
- Chyba nie chcesz, by ktoś zobaczył cię w tym stanie - nalegał pan Brindley.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]