[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sarah potrząsnęła głową. - To nie ma znaczenia. Niedługo się dowiesz.
- Nie rób mi tego ... umrę z ciekawości! - Zaprotestowałem. A następnie znowu go
usłyszałam. Jego głos, wołający mnie. - On jest naprawdę wkurzony - powiedziałam
z żalem. - Lepiej będzie jeśli do niego pójdę.
- Skąd o tym wiesz?
Nawet się nad tym nie zastanawiałam. Wzruszyłam ramionami. - Nie mam pojęcia
skąd. Po prostu wiem.
Leniwy uśmiech rozciągnął usta Sarah. - Jak cudownie - powiedziała miękkim
głosem. - W takim razie, będzie lepiej jeśli wrócisz. Macie sobie tyle do powiedzenia.
- Wątpię. Nie sądzę, żeby on w ogóle chciał ze mną rozmawiać. Nie mogłabyś
pójść razem ze mną?
Sarah potrząsnęła głową. - Porozmawiamy pózniej. Tylko nie pozwól mu się
tyranizować. Raziel może być bardzo twardogłowy.
- Ja naprawdę nie chcę być z nim sama - jęknęłam, czując ogarniającą mnie
rozpacz.
- Dlaczego?
- On może chcieć rozmawiać o tym, co między nami zaszło, co będzie koszmarnie
niezręczne, albo uda, że to nigdy się nie zdarzyło, co będzie jeszcze gorsze. Jeśli ty
będziesz ze mną, to nie będzie dyskusji.
- Sheol nie różni się zbytnio od ludzkiego świata - stwierdziła Sarah powiedziała.
- Mężczyzni nigdy nie chcą rozmawiać o tych rzeczach.
- Właśnie o to mi chodzi. Ale jednak...
- Możesz zupełnie bezpiecznie ignorować tą sytuację, aż do chwili, w której
stwierdzisz, że nie masz ochoty jej dłużej ignorować - gładko powiedziała Sarah. - A
teraz idz do niego.
Powoli zaczęłam iść w górę stoku, gdy usłyszałam zza pleców jej głos mówiący do
mnie: - A tak poza tym, masz na sobie bardzo ładną sukienkę.
Odwróciłam się, zawstydzona.- Przepraszam, zapomniałam ci podziękować! Jest
wspaniała, ta i wszystkie inne, które znalazłam w szafie. Wielkie dzięki, Sarah!
Jej oczy roziskrzyło rozbawienie. - Ja nie miałam czasu, by zaopatrzyć cię w nowe
ubrania, Allie. Raziel musiał tego dopilnować.
Spojrzałam w dół na swoją sukienkę. - To niemożliwe - powiedziałam stanowczo.
- Skoro tak mówisz. Lepiej się pośpiesz. Chyba nie chcesz kazać mu na siebie
czekać.
Ni cholery mnie nie obchodzi, czy będzie na mnie czekać, powiedziałam do siebie,
gdy pokonałam drogę na górę zużywając na to dwa razy więcej czasu niż przy
zejściu. Nie miałam pojęcia, z której strony nadchodzi, wiedziałam tylko, że jest
blisko, więc puściłam się biegiem w kierunku apartamentu.
Nie łamałam sobie głowy dociekaniem skąd mogłam to wiedzieć. Przypuszczalnie
to była część magii tego miejsca. Zdążyłam dobiec do mieszkania przed nim, z
trudem łapiąc oddech zatrzasnęłam za sobą drzwi. Chwyciłam luzny sweter i
naciągnęłam go na skąpą górę. Dlaczego sukienki w Sheolu miały takie duże
dekolty? Zastanawiałam się. Czy habit zakonnicy nie byłby tu bardziej stosowny?
Najwyrazniej nie. To miejsce, w odróżnieniu od bezpłciowego, purytańskiego
życia pozagrobowego, jak go sobie zawsze wyobrażałam, praktycznie kipiało
seksem.
Na chwilę wpadłam do łazienki, by pośpiesznie przeczesać palcami włosy i szybko
wróciłam z powrotem do pokoju dziennego. Dałam wielkiego susa i wylądowałam na
kanapie sekundy przed tym zanim otworzyły się drzwi wejściowe.
- Gdzie byłaś? - Zażądał odpowiedzi.
- Poszłam na spacer. Z Sarah - dodałam. - Nie zdawałam sobie sprawy, że jestem tu
więzniem.
- Nie jesteś. Już nie. Ale wciąż byłoby lepiej, gdybyś wychodziła w czyimś
towarzystwie. Ktoś mi powiedział, że byłaś przy osłonie, sama. Po co tam poszłaś?
Nie widziałam żadnego sensu w kłamaniu, szczególnie, że zawsze do tej pory mógł
odczytywać moje myśli, kiedy tylko chciał. - Myślałam o opuszczeniu tego miejsca.
- To byłby poważny błąd. Tam są Nephilimy. Po zachodzie słońca nie przetrwałabyś
pięciu sekund.
- Może zdołałabym je jakoś ominąć...
- Czy nie zdajesz sobie sprawy z tego, że nie ma powrotu? - Warknął. - Tamto życie
się dla ciebie skończyło. Już go nie ma.
- Już go nie ma. - Wypełniła mnie frustracja. - Więc czym mam je zastąpić?
- Jeśli Uriel zrealizuje swoje plany, to już będzie całkowicie nieistotne.
- Ty też myślisz, że przyjdą Nephilimy? - Zadrżałam i mocniej otuliłam się
swetrem.
- Sarah ci powiedziała, nieprawdaż? Wszyscy to wiemy. Nie znamy tylko
dokładnego czasu, kiedy to nastąpi. Ale wydaje się , że twoje pojawienie się tu było
jakimś rodzajem sygnału. Ostatnim aktem nieposłuszeństwa, przepełniającym konto
Upadłych.
- Masz na myśli, że to wszystko to moja wina? - Zapytałam przerażona. - Jestem
powodem, dla którego wszyscy muszą umrzeć?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]