[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o grubych kłykciach, są tak duże jak moja twarz. Oczywiście mam małą twarz. Luther jest
Murzynem o skórze tak czarnej jak smoła lub mahoń. Jego brązowe oczy są w kącikach
żółtawe od papierosowego dymu. Wątpię, abym kiedykolwiek miała okazję zobaczyć
Luthera bez fajki pomiędzy wargami. Ma nadwagę, kopci jak smok, jednego papierosa po
drugim, a siwizna we włosach zdradza, że musi mieć już ponad pięćdziesiąt lat, a mimo
to nigdy nie choruje. To chyba zasługa dobrych genów, tak przypuszczam.
- Co ma być, Anito? - Jego głos pasuje do ciała, jest głęboki i chrapliwy.
- To co zwykle.
Nalał mi szklaneczkę soku pomarańczowego. Witaminki. Udajemy, że to wódka z
sokiem, aby moja niezłomna abstynencja nie psuła dobrej reputacji tego baru. Kto miałby
ochotę zalewać robaka w knajpie, do której zaglądają abstynenci? I po co u licha
miałabym przychodzić do baru, skoro nie piję?
Zaczęłam sączyć mego lipnego drinka i rzekłam:
110
- Potrzebuję informacji.
- Tak myślałem. Na jaki temat?
- Faceta o imieniu Phillip, tancerza z Grzesznych Rozkoszy.
Gęsta brew uniosła się lekko.
- Wampira?
Pokręciłam głową.
- Wampirzego ćpuna.
Zaciągnął się dymem z papierosa, a koniuszek fajki rozjarzył się jak węgielek.
Wydmuchnął dym, kierując go, na moje szczęście, w przeciwną stronę.
- Co chciałabyś o nim wiedzieć?
- Czy jest godny zaufania?
Patrzył na mnie przez moment, po czym uśmiechnął się.
- Godny zaufania? Do diaska, Anito, to ćpun. Nieważne, co go kręci, prochy, wóda, seks
czy wampiry. punom nie można ufać, wiesz o tym doskonale.
Pokiwałam głową. Wiedziałam, ale co mogłam zrobić?
- Muszę mu zaufać, Lutherze. Mam tylko jego.
- A niech to, dziewczyno, obracasz się w niewłaściwych kręgach.
Uśmiechnęłam się. Tylko Lutherowi pozwalałam tak do siebie mówić Wszystkie kobiety
były dla niego dziewczynami , a faceci kolesiami .
- Muszę wiedzieć, czy słyszałeś coś naprawdę złego na jego temat.
- Co ty kombinujesz? - spytał.
- Nie mogę powiedzieć. Powiedziałabym, gdybym mogła albo gdyby to w jakiś sposób mi
pomogło.
Przyglądał mi się przez chwilę, popiół z papierosa posypał się na kontuar. Jakby od
niechcenia wytarł go czystą białą ścierką.
- W porządku, Anito, przyjmijmy, że tym razem obejdzie się bez wyjaśnień, ale na
przyszłość wolałbym dowiedzieć się czegoś więcej o twoich planach.
Uśmiechnęłam się.
- Obiecuję.
Luther tylko pokiwał głową i wyjął nowego papierosa z paczki, którą zawsze trzymał pod
barem. Po raz ostatni zaciągnął się dymem z niemal całkiem wypalonego papierosa i
włożył do ust następnego. Przypalił go od wciąż żarzącego się niedopałka, wciągając
mocno powietrze. Bibułka i tytoń zajęły się, rozpalając się na pomarańczowo, a Luther
zgasił niedopałek w pełnej popielniczce, którą nosił ze sobą z miejsca na miejsce jak
pluszowego misia.
- Wiem, że mają tam tancerza, dziwoląga. Facet bywa na większości imprez i jest dość
popularny w wampirzych kręgach.
Luther wzruszył ramionami, całe jego ciało zatrzęsło się jak góra, która dostała czkawki.
- Nie mam na niego haka prócz tego, że koleś jest ćpunem i obraca się w kręgach. Choć,
Anito, już samo to powinno wzbudzać wobec niego podejrzenia. Od takich facetów lepiej
się trzymać z daleka.
- Trzymałabym się, gdybym mogła. - Tym razem to ja wzruszyłam ramionami. - Nie
słyszałeś nic więcej na jego temat?
111
Zamyślił się przez chwilę, ssąc nowego papierosa.
- Nie. Ani słowa. To nie jest gruba ryba w Dystrykcie. Raczej zawodowa ofiara. Jeśli o
kimś tutaj rozmawiamy, to o drapieżcach, nie o ich ofiarach. - Zmarszczył brwi. -
Poczekaj chwilę. Coś mi przyszło do głowy. - Zastanawiał się przez dłuższą chwilę, po
czym rzekł z uśmiechem: - Tak, przypomniałem sobie, że doszły mnie słuchy o nowym
drapieżcy. Wampir nazywa się Valentine, nosi maskę. Chwali się, że to on pierwszy
napoczął Phillipa.
- No i... - ponaglałam.
- Nie chodzi o to, że napoczął go, gdy ten był już ćpunem, dziewczyno, Valentine
twierdzi, że dopadł chłopaka, gdy ten był jeszcze dzieciakiem, i niezle mu wtedy
dogodził. Chełpi się, że to właśnie dzięki niemu Phillip stał się ćpunem.
- Boże drogi. - Przypomniałam sobie moje spotkanie i pózniejsze koszmary związane z
Valentine em. Jak coś takiego musiało przeżyć dziecko? Co w podobnej sytuacji stałoby
się ze mną?
- Znasz Valentine a? - spytał Luther.
Pokiwałam głową.
- Taa. Czy wspominał, ile lat miał Phillip, kiedy został przez niego zaatakowany?
Pokręcił głową.
- Nie, ale powiadają, że dwunastolatki są już dla Valentine a za stare, chyba że w grę
wchodzi zemsta. A ten typ jest diabelnie mściwy. Krążą słuchy, że gdyby mistrzyni nie
trzymała go na krótkiej smyczy, ten drań byłby naprawdę niebezpieczny.
- Możesz być pewien, że on jest diablo niebezpieczny.
- Znasz go. - To nie było pytanie.
Spojrzałam na Luthera.
- Muszę wiedzieć, gdzie Valentine ukrywa się za dnia.
- Dwie informacje za nic. Nie, raczej na to nie pójdę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]