[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drzwi.
W progu stał Mike z niewielką paczką w ręku.
- Kupiłem ci na targu taką zwyczajną szatkę, bo wiem, że nie masz nic na zmianę. Powinnaś wziąć
prysznic i przygotować się do spotkania. Anno, co z tobą? - Podszedł do jej fotela.
Podniosła wzrok i uśmiechnęła się bezradnie.
- Nie mogę zebrać myśli. Trochę jestem zagubiona. Nie chciałabym wracać z Krzysztofem do Polski
tym samym samolotem. Nie wiem, co robić. Poradz mi.
Chłopak ukląkł i wziął ją za rękę.
- Nie myśl o tym, proszę. Ja już prawie wszystko załatwiłem. Morrison wyraził zgodę na moje krótkie
wakacje. Jadę do Polski razem z tobą. Odwiozę cię pod sam dom, jeśli mi pozwolisz. Możemy zresztą
zostać tutaj przez parę dni albo wyjechać jutro do Rzymu lub do Wenecji, czy ja wiem zresztą gdzie?
A może do Paryża, jeśli masz na to ochotę? Szkoda twoich wakacji. Wydałaś na podróż tyle pieniędzy
i nie masz z tego nic, poza zmartwieniami. Co o tym myślisz?
Anna uśmiechnęła się i położyła dłoń na ręku Mike'a.
- Jesteś naprawdę niezastąpiony. Chyba jednak byłabym marnym towarzyszem podróży. Jeszcze się
nie otrząsnęłam Z tego koszmaru.
- Ale pusty dom też nie jest najlepszym miejscem
na zmaganie się ze sobą i zmartwieniami. Nie podejmuj jeszcze ostatecznej decyzji. Ja tylko teraz, w
tej chwili, bardzo mi zależy... - Mike zaplątał się we własnych słowach. Nie chciał urazić Anny swoją
natarczywością. Spuścił więc głowę i milczał. Dziewczyna lekko musnęła ręką jego włosy i
powiedziała:
- Już ci mówiłam, że jesteś niezastąpiony. Ale zrozum, nie mogę ci ofiarować nic więcej prócz
przyjazni. A to, co chcesz dla mnie zrobić, odrobinkę wykracza poza te ramy. Ruszymy razem'w
podróż, spędzimy wspólnie kawałek wakacji, ty jako mój opiekun i pocieszyciel, a stąd już krok do...
- Niczego nie oczekuję. Nigdy nie byłem i nie będę natarczywy. Zaczekaj. To nie tak. Nie chcę
kłamać. Powiem wprost, bo każde niewłaściwe słowo zabrzmi teraz fałszywie. Podziwiam cię od
pierwszej chwili, od momentu, kiedy przestąpiłem próg twojego domu w Komorowie. Ta pełna
wdzięku chmurka nad twoim czołem, poważne spojrzenie i beztroski śmiech, nie wiem, nie mam
pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Myślałem o tobie niemal bez przerwy, wiedząc, że jesteś dla
mnie niedostępna, jako narzeczona mojego przyjaciela. Nie mam zamiaru dłużej tego ukrywać. Jesteś
dla mnie bardzo ważna, ważniejsza niż wszystkie inne dziewczyny, ale za nic nie chciałbym cię urazić
ani zranić, narzucając się z niewczesnymi wyznaniami. Potraktuj mnie jak opiekuna albo adoratora,
najlepiej jak przyjaciela, który pragnie jedynie tego, żebyś zaczęła się uśmiechać i cieszyć życiem.
Czy możesz to zrozumieć?
- Mike, dobrze wiesz, że zaledwie przed chwilą przeżyłam ogromny zawód. Zostałam oszukana przez
człowieka, który zapewniał mnie o swoim głębokim uczuciu przez cały miesiąc. Ciebie znam jeszcze
krócej i zrozum mnie, proszę, nie mam powodu, by nie zaufać ci od razu, ale przecież...
- Wszystko rozumiem. A jednak kiedy patrzę na ciebie, mam wrażenie, że znamy się od
niepamiętnych czasów. Być może wynika to stąd, że czekałem na ciebie przez całe życie. Nigdy nie
przypuszczałem, że spotkam taką istotę jak ty. - Mike ucałował rękę Anny z największą czcią. -
Pozwól mi troszczyć się o ciebie przez najbliższe dni, kiedy nie powinnaś być sama. Chcę, żebyś
odzyskała w pełni równowagę i spokój. Mnie wystarczy tylko możliwość patrzenia na ciebie,
rozmawiania z tobą i świadomość, że znów możesz być sobą. Kiedy będziesz zupełnie bezpieczna,
odejdę. Przysięgam, nie zamierzam cię zadręczać moim, jak widzisz, beznadziejnym uczuciem.
Zniknę natychmiast i pojawię się tylko na twoje wyrazne życzenie.
- Mike, jesteś niesamowity. Przecież od wielu lat mieszkasz w Stanach. Jak zamierzasz roztaczać nade
mną opiekę? Zresztą z pewnością masz tam jakieś dziewczyny. Bądz poważny. Twoje słowa mają dla
mnie ogromne znaczenie. Nie ukrywam, jestem troszkę próżna. Sprawiają mi przyjemność twoje
komplementy i zachwyty. Ale dobrze wiesz, że to igranie z ogniem. A ja jestem sama, zdana
wyłącznie na własne siły. Nie chcę ryzykować, że znów się zakocham, bo istnieje taka możliwość, a
potem zostanę sama.
- Istnieje taka możliwość? - Mike z promiennym uśmiechem chwycił Annę za obie ręce. - Precz z roz-
sądkiem. Jesteśmy dorośli i nigdy się nie dowiemy, czym jest prawdziwe szczęście, jeśli będziemy
unikali ryzyka. A cóż to za ryzyko? Wycieczka do Wenecji
i włóczęga po okolicznych wyspach z dobrym przyjacielem lub znajomym, jeśli wolisz, nie jest
niczym ryzykownym. Wszędzie są ludzie, a ja jestem niegroznym facetem, który nigdy nie był we
Włoszech. Obejrzymy razem jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie, a potem polecimy
samolotem do Warszawy. Nie bądz tak strasznie, przerazliwie rozsądna. Proponuję ci tylko parę dni
świetnej zabawy w moim towarzystwie. Oczywiście z osobnymi pokojami w hotelu. Przecież to
cywilizowany świat, o czym ci przypominam, gdybyś nie ufała mi do tego stopnia.
Rozmawiali tak prawie do wpół do czwartej. Opór Anny powoli tracił na sile. Nie miała ochoty
wracać z dalekiej podróży do pustego domu, który z oddalenia sprawiał wrażenie przygnębiającego
grobowca. Puste pokoje, uważne oczy babci spoglądającej z portretu, zaniedbany ogród i niepokojąca
cisza. Wszyscy znajomi rozjechali się w różne strony. Na dobrą sprawę nie miałaby nawet z kim
porozmawiać.
Mike nakłonił Annę, żeby wzięła prysznic i włożyła nową sukienkę. Zostało tylko pół godziny do
spotkania z profesorem.
O piątej po południu wszyscy stawili się w pokoju Morrisona. Profesorowie wciąż jeszcze byli w
nieco niedbałych, roboczych ubraniach. Krzysztof wszedł razem z Ritą. Anna odruchowo spojrzała w
ich stronę. Trzymali się za ręce jak para nastolatków. Tuż za nimi wbiegł do pokoju Carllson. Jego za-
zwyczaj grzecznie przylizane włosy, tym razem były w nieładzie. Stanął za krzesłem Rity i powiedział
jej coś na ucho. Z ogromnym trudem nakłonił ją do wyjścia na korytarz. Po pięciu minutach wrócili
razem.
Amerykanka była uśmiechnięta i odprężona. Usiadła teraz w innym miejscu, tuż obok Petera.
Konsul z dziennikarzem spózniali się nieco, więc zajęci rozmową profesorowie nie zwracali uwagi na
wędrówki młodzieży. Po chwili Krzysztof podszedł do Rity i teraz on zmusił ją do rozmowy na
osobności. Wyszli razem na korytarz, skąd docierały do pokoju odgłosy burzliwej rozmowy. Wkrótce
wrócili na swoje miejsca. Rita była zirytowana. Demonstracyjnie zajęła krzesło obok Petera.
Krzysztof z trudem panował nad sobą. Ręce mu drżały, a na twarz wystąpiły czerwone plamy.
Mike pochylił się w stronę Anny i cicho komentował:
- Zobacz, tam się odbywa targ. Peter miał zapewne więcej do zaofiarowania. Rozumiesz coś z tego?
Jestem pewien, że obiecał jej ślub po natychmiastowym rozwodzie z żoną, dom w Londynie, pozycję
towarzyską i zapewne dostęp do konta w banku. Krzysztof stracił przewagę. Patrz i baw się dobrze,
dziękując losowi, że w porę cię doświadczył, a właściwie uratował.
Na biurku profesora zabrzęczał telefon. Morrison zapewnił kogoś, że zaraz przekaże informację.
Odłożył słuchawkę i zakomunikował:
- Przyjechała żona Petera. Musi pan zaraz zgłosić się w recepcji. Chwilowo zwalniam pana z zebrania.
Proszę jednak wrócić tu najdalej za kwadrans.
Anglik zbladł jak płótno i natychmiast zerwał się z krzesła. Stracił pewność siebie. Na myśl o
spotkaniu z żoną najwyrazniej wpadł w panikę. Drżącym głosem przeprosił wszystkich i potykając się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]