do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Hmm... - Sage przypomniała sobie tę rozmowę, więc jej oskarżycielskie spojrzenie nieco
złagodniało. - Niewiele pamiętam.
Zlęczałam akurat nad pracą magisterską; byłam rozproszona i nie bardzo wiedziałam, o co ci chodzi.
Wiem jednak na pewno, że nie mówiłaś nic na temat lokatora, który ma zająć mój pokój.
- Wyczułam cię - wyjaśniła Laurie. - Skończyłam szybko rozmowę, bo wiedziałam, że myślisz o
czym innym. Nie sądziłam, że to dobry moment, by informować cię o Harlanie.
- Naprawdę nie sądziłaś, że zainteresuje mnie wiadomość o obcym człowieku rezydującym w moim
pokoju?
- Sage, nie mieszkasz w nim od kilku lat, odkąd wyjechałaś na uniwersytet! - Laurie zabrakło
matczynej cierpliwości. - Masz mieszkanie w Austin, a wkrótce wyjdziesz za mąż. Będziecie mieli z
Travisem własny dom.
Harlan głośno chrząknął. Stał oparty nonszalancko o ścianę, ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
Sage widziała, jak usilnie stara się zachować poważną minę i czuła, że bez drgnienia dłoni mogłaby
go zamordować.
- Zamężna czy nie, myślałam, że zawsze będę miała kąt w domu, w którym się wychowałam. -
Pomimo najszczerszych chęci ukrycia swych uczuć usłyszała, że z jej tonu przebija żal i uraza. Bo
właściwie czemu nie? Przecież zaczęto kopać pod nią dołki!
Laurie zmiękła i objęła córkę.
- Oczywiście, że masz pokój w domu - tłumaczyła delikatnie. - I zawsze będziesz miała. Nawet po
ślubie, jeśli zjedziesz tu z całą rodziną, znajdę miejsce, żeby was wszystkich ulokować. Ale już
niebawem dom będzie dla ciebie jedynie przystankiem. Przeniosłam twoje rzeczy do pokoju
gościnnego, żeby zrobić Harlanowi więcej miejsca. Inaczej cała ta przestrzeń pozostałaby nie
wykorzystana. Czy to nie brzmi rozsądnie?
Owszem, brzmiało, ale nadal było trudne do przyjęcia. Z
powodu Harlana. Gdyby ktokolwiek inny sypiał w jej łóżku, nie obeszłoby jej to. Ponieważ jednak
chodziło właśnie o niego, czuła, że za chwilę zacznie obgryzać paznokcie.
- Zastanawia mnie, gdzie Harlan planował się podziać, zanim zaczął wykorzystywać waszą
gościnność - wysyczała ze złością.
- Przede wszystkim: nigdy nas nie wykorzystywał. Sama zaproponowałam mu pokój. Nie chciałam,
żeby tkwił w tej przyczepie.
- W jakiej znowu przyczepie?
- Moja wywrotka ciągnie zwykle przyczepę. Streamline -
odezwał się wreszcie Harlan.
- Bez urazy, Harlan - wtrąciła Laurie, kładąc mu rękę na ramieniu. - Ale ten sprzęt ma już za sobą
okres świetności. Poza tym z pewnością nie chroni od wiatru. - Zwróciła się do Sage: - Tutaj jest mu
dużo wygodniej.
- Och, nie wątpię! - wybuchnęła dziewczyna głosem pełnym słodyczy, która mogłaby przyprawić o
ból zębów. - Nie wątpię, że jest szczęśliwy niczym prosię wylegujące się na słońcu. Ten pokój to
bardzo wygodne miejsce, a przynajmniej ja uważałam je za takie.
Laurie skarciła ją wzrokiem.
- Posłuchaj... - Harlan oderwał się od ściany. - Nie chcę być przyczyną kłótni rodzinnej. Zabiorę
zaraz rzeczy do przyczepy, a ty wrócisz do siebie.
- Bez łaski! - wycedziła przez zęby. - Jak słusznie powiedziała mama, ten dom to już dla mnie tylko
przystanek.
- Naprawdę? - Mówił rozwlekle, z powątpiewaniem.
- Naprawdę - odparowała. - A teraz, jeśli mi oboje wybaczycie, wezmę prysznic i pójdę spać. -
Ruszyła przed siebie, niezdarnie ciągnąc walizki. Czuła, że za chwilę urwą się jej ręce. Zatrzymała
się w połowie drogi do sypialni dla gości i dodała: - Chyba zachowałam prawo do korzystania z
łazienki. Czy też może nie?
- To nie jest zabawne, Sage - zauważyła matka.
- Cholera, chyba masz rację. - Zniknęła w sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.
Harlan gwizdnął.
- Przykro mi, że stałem się powodem tej awantury. Przepraszam, Laurie.
- Nie martw się. Załatwię to z nią jutro.
- Jeśli to coś zmieni w waszych stosunkach, z chęcią przeniosę się do przyczepy. Pewnie
rzeczywiście powinienem był tam po prostu zostać.
- Ależ skąd! - zapewniła go i poklepała po ramieniu. - Naprawdę cieszę się, że jesteś z nami. W
tobie cała nadzieja na uratowanie firmy.
W zamian mogę ci chociaż zaoferować pokój. To naprawdę niewiele.
- Obejrzała się w kierunku sypialni dla gości. - Przepraszam za Sage...
Jest dosyć... przewrażliwiona.
- Tak, to dało się zauważyć. - W jego uśmiechu nie dostrzegła goryczy.
- Dobranoc, Harlan.
-...branoc.
Harlan wszedł do sypialni, która przedtem należała do Sage Tyler. Czuł się fatalnie. Bawiło go
droczenie się z tą dziewczyną, ale przecież nie chciał jej zranić! A zwłaszcza nie po tym, co
przydarzyło się tego wieczora. To dziwne... Sage bardziej zdenerwowała sprawa pokoju niż
zerwanie z Bel - cherem.
- Tępy skurwysyn - powiedział pod nosem.
Zrzucił z nóg ciężkie kowbojskie buty.
Sage nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy, pomyślał, ale będzie jej lepiej bez Belchera. Pewnie
minie jakiś czas, zanim to sobie uświadomi, ale w końcu odetchnie z ulgą, że uniknęła w życiu
prawdziwego nieszczęścia.
Bez wątpienia tego wieczoru ucierpiała jej duma i dobre samopoczucie, ale w głębi duszy ulżyło jej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl