[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ju bardzo d ugi czas pi wiat I tylko mnie spoczynku brak. Bo w podczerwieni dobrze wida , e noc jest dzisiaj
obrzydliwa.
Zrobi przerw , by zebra artystyczne i emocjonalne si y i podej do drugiej zwrotki.
Le , chc usn , prawie krzycz , Ci gle robotoowce licz . Dobranoc twe mnie nie wykiwa, Bo noc jest dzisiaj
obrzydliwa.
- Marvin... - wysycza jaki g os.
Robot uniós g ow nag ym szarpni ciem, o ma o nie zrywaj c skomplikowanej sieci elektrod cz cych go z
centralnym krikkitskim komputerem wojennym.
Otworzy si luk inspekcyjny i do rodka zajrza a nachalna g owa. Poszturchiwa a j druga, która nieustannie rzuca a
bardzo nerwowe spojrzenia to w jedn , to w drug stron .
- Ach, to ty - wymamrota robot. - Od razu mog em si domy li .
- Cze , ma y. - Zaphod by bardzo zdziwiony. - To ty piewa ?
- Obecnie - potwierdzi Marvin gorzko - jestem w formie tryskaj cej intelektem.
Zaphod wysun g ow przez luk i rozejrza si .
- Jeste sam? - zapyta .
- Tak. Zm czony tu oto siedz , zgryzota i n dza jedynymi mymi towarzyszami. Oczywi cie tak e moja kolosalna
inteligencja. I niesko czona ilo k opotów. I...
- No tak - przerwa Zaphod. - Powiedz, jak zosta w to zapl tany?
- Tak - odpar Marvin i pokaza swoj mniej zniszczon r pl tanin elektrod, które czy y go z krikkitskim
komputerem.
- W takim razie - powiedzia niemile dotkni ty Zaphod - musz przyzna , e uratowa mi ycie. Dwa razy.
- Trzy - poprawi Marvin.
Jedna g owa Zaphoda odwróci a si (druga patrzy a akurat orlim wzrokiem w nieodpowiednim kierunku) i zd a
jeszcze zobaczy , e stoj cy za nim mierciono ny robot-zabójca nagle zamar i wypu ci k b dymu. Robot zatoczy si do
ty u i waln plecami o cian . Zsun si po niej, przewróci na bok, odrzuci g ow do ty u i zacz rozpaczliwie ka .
Zaphod zndw spojrza na Marvina.
87
- Musisz mie niesamowite nastawienie do ycia - powiedzia .
- Lepiej nie pytaj... - odpar Mandn.
- Nie mam zamiaru - rzek Zaphod. Nie pyta . - No to, patrz pan... - ci gn - masz tu fantastyczn robot .
- Mog wi c za , e oznacza to - Mandn do sformu owania tego szczególnie logicznego twierdzenia potrzebowa
mobilizacji jedynie dziesi ciotysi cznomiliono-biliono-triliono-kwadrylionowej cz ci swego potencja u umys owego - i nie
masz zamiaru mnie st d wyci gn , ani nic w tym stylu.
- Ma y, sam wiesz, jak ch tnie bym to zrobi .
- Ale nie zrobisz.
- Nie.
- Rozumiem.
- Robisz dobr robot .
- Jasne, dlaczego przerywa akurat w momencie, gdy nienawidz swej roboty?
- Musz znale Trillian i ch opaków. Masz mo e jaki pomys , gdzie mog by ? Wiesz, przeszukanie ca ej planety
mog oby chwil potrwa .
- S bardzo blisko - powiedzia smutno Mandn. - Mo esz ich obejrze na monitorze, je li ci si chce.
- Lepiej pójd po nich - o wiadczy Zaphod. - Mo e potrzebuj pomocy, wiesz?
- Mo e by oby lepiej - w zatroskanym g osie Marvina nagle pojawi si autorytarny akcent - gdyby obejrza ich na
monitorze. Ta m oda dama - doda znienacka - jest jedn z najmniej nie wiadomie nieinteligentnych organicznych form ycia,
z jakimi nie by em w stanie, ku zupe nemu brakowi rado ci z mej strony, unikn spotkania.
Zaphod potrzebowa kilku chwil, by przebi si przez spl tany labirynt zaprzecze i z zaskoczeniem wyj z
drugiego ko ca.
- Trillian? Przecie to dziecko. Rezolutne, tak, ale pobudliwe. Wiesz, jak jest z kobietami... No, mo e i nie wiesz.
Wydaje mi si , e nie wiesz. Je li za wiesz, to nie chc nic na ten temat s ysze . W cz foni .
- ...ca kowicie manipulowani.
- Co? - zapyta Zaphod.
Zaphod s ysza g os Trillian. Odwróci si w kierunku, ekranu.
ciana, przy której ka robot z Krikkit, poja nia a i pokazywa a scen rozgrywaj si w innej, nieznanej cz ci
krikkitskich robocich stref wojennych. Wygl da o na to, e widz jak sal narad - Zaphod nie by w stanie dok adnie tego
rozpozna z powodu kaj cego robota, który zas ania cz obrazu. Spróbowa odsun go na bok, robot by jednak ci ki ze
zgryzoty i chcia ugry , Zaphod patrzy wi c na to, czego nie zas ania metalowy korpus.
- Pomy lcie o tym - mówi g os Trillian - e wasza historia jest ci giem dziwnie nieprawdopodobnych wydarze .
Zawsze rozpoznam nieprawdopodobne wydarzenie. Wasze ca kowite odci cie si od Galaktyki by o od pocz tku dziwne.
ycie na zewn trznym obrze u z wielk chmur py u wokó ... To ukartowana sprawa. Jasne jak s ce.
Zaphod prawie wariowa z rozczarowania, e nie widzi ca ego ekranu. G owa robota zakrywa a tych, z którymi
rozmawia a Trillian, jego wielozadaniowa maczuga bojow a zakrywa a drugi plan, a okie r ki, ktdr przycisn do czo a w
tragicznym ge cie, zakrywa Trillian.
- Ten statek, który rozbi si na waszej planecie ci gn a. - To przecie nie do wiary, nie? Czy macie poj cie, jak
nieprawdopodobne jest, by dryfuj cy statek kosmiczny przeci przypadkiem orbit planety?
- Co? - zgrzytn z bami Zaphod. - Na wielkiego Zarkwona, ona nie ma zielonego poj cia, o czym mdwi. Widzia em
ten statek. To atrapa. Bez najmniejszej w tpliwo ci.
- Te pomy la em, e to atrapa - rozleg si z ty u g os Marvina.
- Jasne, atwo ci tak gada , bo przed chwil o tym powiedzia em. Mimo wszystko nie rozumiem, co to ma mie
wspólnego z czymkolwiek.
- Szczególnie za nieprawdopodobne jest - ci gn a Trillian - e przeci akurat orbit jedynej planety w Galaktyce,
czy, o ile wiem, w ca ym wszech wiecie, której mieszka cy byliby do g bi wstrz ni ci jego widokiem. Wiecie, jak wielki ma
88
to wspó czynnik nieprawdopodobie stwa? Ja te nie, taki jest wielki. Powtarzam: to ukartowana sprawa. Wcale nie by abym
zaskoczona, gdyby statek by jedynie atrap .
Zaphodowi uda o si odsun na bok maczug bojow robota. Okaza o si , e zas ania a Forda, Artura i
Slartibartfasta, którzy wygl dali na zdziwionych i zdezorientowanych ca sytuacj .
- Popatrz! - rzuci podniecony Zaphod - ch opcy trzymaj si fantastycznie. Ra ta ta! Dajcie im popali !
- A co z technik - pyta a Trillian dalej - któr byli cie w stanie wytworzy z dnia na dzie ? Wi kszo ludów
potrzebowa aby tysi cy lat, zanim by im si uda o. Kto dostarczy wam koniecznych wiadomo ci, stale aktualizowa wasz
wiedz . Wiem, wiem - odpar a na obiekcje kogo , niewidocznego - wiem, e nie zdawali cie sobie sprawy z tego, co si dzieje.
Dok adnie do tego zmierzam. Nigdy niczego nie zauwa yli cie. Tak samo oszustwa z bomb supernow .
- Sk d o niej wiesz? - zapyta kto niewidoczny.
- Wiem. Oczekiwali cie, e uwierz , i jeste cie na tyle inteligentni, by wynale co tak b yskotliwego, i
równocze nie za g upi, by zauwa , e wynalazek popchnie was na skraj przepa ci? To nie tylko g upie, lecz
nieprawdopodobnie ograniczone.
- Co to za zabawka ta bomba? - spyta z podnieceniem Zaphod Marvina.
- Bomba supernowa? To ma a, bardzo ma a bomba...
- No?!
- ...która mog aby zniszczy wszech wiat. Dobry pomys , gdyby mnie zapyta . Nie udaje im si doprowadzi do
tego, by dzia a.
- Czemu nie, je li to tak inteligentna zabawka?
- Jest inteligentna - wyja ni Marvin - a oni nie. Uda o im si tylko j zaprojektowa , zanim zamkni to ich w pow oce
zwolnionego czasu. Ostatnie pi lat sp dzili na jej budowie. Uwa aj , e im si uda o, ale to nieprawda. S tak samo g upi jak
wszystkie inne organiczne formy ycia. Nienawidz ich.
Trillian mówi a dalej.
Zaphod próbowa odci gn robota z Krikkit na bok, ten jednak zacz wierzga i zawarcza , potem wstrz sn nim
kolejny napad szlochu. Chwil pó niej upad twarz na pod og i nic go nie powstrzymywa o przed dawaniem tam upustu
uczuciom. Trillian sta a na rodku pokoju, miertelnie zm czona, jednak z dzikim arem w oczach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]