[ Pobierz całość w formacie PDF ]
winna być zadowolona, że przez czas ich znajomości Carter nie spotkał się z żadną
inną kobietą, ale ją właśnie to najbardziej niepokoiło. Już od jakiegoś czasu starała
się znalezć w nim cokolwiek, co by jej się nie podobało. Bez skutku. Gdyby chciał
S
R
ją zaciągnąć do łóżka, Liberty natychmiast zerwałaby znajomość, ale Carter był do-
skonały. Dokładnie taki jak trzeba. Wspaniały.
Czy ja się w nim przypadkiem nie zakochałam? - pomyślała.
To pytanie już od jakiegoś czasu chodziło jej po głowie, a rozmowa z Jennifer
sprawiła, że nie dało się go dłużej zostawiać bez odpowiedzi. Na szczęście odpo-
wiedz była negatywna. Liberty nigdy by sobie nie pozwoliła na miłość do takiego
bawidamka jak Carter Blake. To byłaby głupota, a Liberty wcale nie była głupia.
Owszem, lubiła spędzać czas w towarzystwie Cartera, ale zakochać się? Nie ma
mowy!
Przyjęcie miało się odbyć za trzy dni. Liberty zdecydowała, że pojedzie, po-
nieważ obiecała to Jennifer, ale potem definitywnie zakończy tę niebezpieczną zna-
jomość. Lepiej niż ktokolwiek inny zdawała sobie sprawę, że wyłącznie dzięki Car-
terowi dotąd nie poszła z nim do łóżka. Co gorsza, Liberty już nie umiała sobie
wyobrazić życia bez Cartera. A przecież nie chciała tego. Ona nikogo do szczęścia
nie potrzebowała. Na wszystko umiała sobie sama zarobić. W niczym nie przypo-
minała swojej matki i nie chciała się angażować w związki, w których tylko jedna
ze stron może odnieść zwycięstwo, a druga traci wszystko, z szacunkiem do siebie
włącznie.
Trzeba jak najszybciej zakończyć tę znajomość, postanowiła Liberty. Na
przyjęciu jeszcze muszę być, ale dzisiejsze spotkanie mogę bez problemu odwołać.
Nawet powinnam. Ostatnio paskudnie zaniedbałam swoją pracę, a przecież nie mo-
gę sobie na to pozwolić, jeśli chcę kiedykolwiek zostać wspólnikiem w swojej kan-
celarii.
Carter przyglądał się słuchawce telefonu, jakby widział ją po raz pierwszy w
życiu.
Znowu musi dłużej zostać w pracy. Drugi raz w tym tygodniu. Kogo ona chce
oszukać?
Zerwał się na równe nogi, przemierzył gabinet tam i z powrotem. Przypo-
S
R
mniał sobie, że trzeba odwołać rezerwację stolika u Adama.
Zaraz, zaraz, a po co odwoływać?
Był głodny. Wprawdzie nie mógł zmusić Liberty, żeby razem z nim poszła na
kolację, ale on powinien zjeść coś dobrego. Dlaczego miał siedzieć w domu i słu-
chać, jak mu burczy w brzuchu?
Ledwo powiedział kelnerowi, że będzie tego wieczoru sam, a już po chwili z
kuchni wynurzył się Adam.
- Problemy? - spytał, siadając na pustym miejscu obok przyjaciela.
- Musi dziś dłużej pracować. - Carter się lekko skrzywił.
- I?
- I kropka.
- Jasne. - Adam skinął głową. - Ale uspokój się. Szkoda nerwów.
- Czy ty czasem nie powinieneś być teraz w kuchni? - zapytał poirytowany
Carter.
- Przyjąłem nowego kucharza - Adam się uśmiechnął. - Wreszcie mogę sobie
na to pozwolić. Będę miał trochę więcej czasu, co niedługo może mi się przydać.
Choćby w najbliższy weekend. Jak myślisz, mógłbym zostać na noc z soboty na
niedzielę.
- Mógłbyś - potwierdził Carter.
- Nie ciesz się aż tak bardzo - kpił z niego przyjaciel. A ponieważ Carter na-
wet się nie uśmiechnął spytał: - Co ci dać do jedzenia?
- Na przystawkę szynkę z groszkiem, a potem dorsza pod beszamelem - od-
parł Carter z tą samą jednostajnie ponurą miną.
- Robi się. - Adam zerwał się z krzesła.
Może i dobrze, że Liberty się wykręciła z dzisiejszego spotkania, myślał Car-
ter, czekając na zamówione dania. Od początku wiedziałem, że będę miał przez nią
kłopoty. Tak to jest, kiedy człowiek nie może zaspokoić pożądania.
Ale tu chodziło nie tylko o pożądanie. Carter doskonale o tym wiedział, tylko
S
R
nie bardzo chciał się przyznać. Gdyby sprawa była aż tak prosta, już dawno miałby
Liberty w łóżku i byłoby po krzyku.
Z każdą inną kobietą tak właśnie by zrobił i prędzej czy pózniej byłby o niej
zapomniał, ale nie z Liberty. Od niej chciał dużo więcej. Marzyła mu się prawdzi-
wa bliskość. Duchowa, emocjonalna i w końcu także fizyczna. Na końcu, nie na
początku znajomości. I, co gorsza, na zawsze.
Zastanawiał się nawet, czy możliwy byłby taki związek, jaki połączył jego
rodziców. Zdawało mu się, że ku temu idzie, więc czemu nagle Liberty się wycofa-
ła?
Jego ponura mina nie zachęcała do towarzyskiej pogawędki, toteż znajomy
kelner, który mu przyniósł jedzenie, bez słowa postawił talerze na stole i zniknął
szybciej, niż się pojawił.
Dopiero kiedy Carter zjadł wszystko co do okruszyny, Adam uznał, że można
się do niego znowu przysiąść.
- Niech mnie diabli porwą, jeśli pozwolę jej zniszczyć coś, co miało szansę na
rozwój - oznajmił przyjacielowi Carter. Najwyrazniej podjął jakąś decyzję. - I nic
mnie nie obchodzi ta jej zepsuta do szpiku kości matka. Liberty musi zrozumieć, że
nie jest do niej ani trochę podobna. Jest całkiem inna, a to, co nas łączy, jest zupeł-
nie nietuzinkowe.
- Co racja, to racja - przytaknął Adam.
Na to mógł sobie pozwolić bez ryzyka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]