do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wędrownych włóczęgów, którzy nawet nie wiedzą, czego szukają.
Na ulicy widać było niewielu ludzi, paru chłopców na rowerach i dwie kobiety z tor-
bami na zakupy. Domy wydawały się martwe jak mumie, gdyż wszelkie oznaki życia
kryły się w ich wnętrzach. Wiedziałem, czemu tak było. Właśnie zbliżała się święta go-
dzina pierwsza, poświęcona tradycyjnie spożywaniu lunchu. W jednym czy dwóch do-
mach mogłem zobaczyć przez nie zasłonięte okno grupę ludzi wokół obiadowego stołu,
ale nawet to było niezmiernie rzadkie. Albo okna były przesłonięte dyskretnie nylo-
nową siatką, stanowiącą przeciwieństwo tak kiedyś popularnej koronki nottingham,
albo  co bardziej prawdopodobne  wszyscy jedli w  nowoczesnej kuchni, zgodnie
ze zwyczajem lat sześćdziesiątych.
Doszedłem do wniosku, że była to idealna pora do popełnienia morderstwa. Czy
morderca pomyślał o tym? Czy była to część jakiegoś planu? Doszedłem wreszcie do
146
numeru 19.
Podobnie jak wielu niedorozwiniętych członków społeczeństwa, przystanąłem i ga-
piłem się. W zasięgu wzroku nie było już widać żywej duszy.  Nie ma sąsiadów  rze-
kłem smutno.  Nie ma inteligentnych widzów.
Poczułem ostry ból w ramieniu. Myliłem się. Był sąsiad, bardzo użyteczny, gdyby
tylko potrafił mówić. Stałem oparty o skrzynkę pocztową domu numer 20, na której
siedział ten sam wielki, rudy kot, którego widziałem poprzednio. Zatrzymałem się i za-
mieniłem z nim kilka słów, usuwając najpierw figlarne pazury z mego ramienia.
 Gdyby koty umiały mówić  rozpocząłem konwersację.
Rudzielec otworzył pyszczek, wydając melodyjne miauknięcie.
 Wiem, że umiesz  odparłem. Wiem, że umiesz tak dobrze jak ja. Ale nie mówisz
moim językiem. Siedziałeś tutaj tamtego dnia? Widziałeś, kto wchodził albo wychodził?
Wiesz wszystko o tym, co się tu zdarzyło? Nie chciałbym mówić za ciebie, kocurku.
Kot obraził się. Odwrócił się tyłem i zaczął wymachiwać ogonem.
 Przepraszam Wasza Królewska Mość  powiedziałem.
Popatrzył na mnie chłodno przez ramię i zaczął się pracowicie myć. Sąsiedzi, pomy-
ślałem gorzko. Bez wątpienia, sąsiadów na Wilbraham Crescent brakowało. To, czego
potrzebowałem, raczej czego potrzebował Hardcastle, to miła, plotkująca, podglądająca
i wściubiająca nos starsza dama, z mnóstwem czasu do dyspozycji. Kłopot w tym, że
takie stare damy są dziś na wymarciu. Wszystkie siedzą w domach opieki, albo zajmują
szpitalne łóżka, potrzebne rzeczywiście chorym. Chromi, kulawi i starzy nie mieszkają
we własnych domach, doglądani przez wierną służbę czy głupkowatych, niezamożnych
krewnych, radych z posiadania przytuliska. To było powodem poważnego opózniania
się śledztwa.
Popatrzyłem na drugą stronę ulicy. Dlaczego tam nie ma sąsiadów? Czy nie mógłby
tu stać zgrabny rząd domków, zamiast wielkich, wyglądających niehumanitarnie, be-
tonowych bloków? Rodzaj ludzkich uli, zamieszkałych przez pszczoły robotnice, które
przebywały cały dzień poza domem i wracały wieczorem, aby wyprać bieliznę, zro-
bić makijaż i wyjść na spotkanie z chłopcem. Przez kontrast z nieczłowieczym cha-
rakterem tych bloków, nabrałem życzliwości dla wyblakłej wiktoriańskiej dystynkcji
Wilbraham Crescent.
Moje oko uchwyciło błysk światła gdzieś w połowie budynku-ula. To mnie zain-
trygowało. Patrzyłem nadal. Tak, pojawił się znowu. Otwarte okno i ktoś przez nie pa-
trzący. Twarz lekko zamazana przez coś trzymanego w ręku. Zwiatło błysnęło ponow-
nie. Zanurzyłem rękę w kieszeni. Przechowuję tam sporo rzeczy, które mogą się przy-
dać. Bylibyście zdziwieni, widząc to: kawałeczek przylepca, kilka niewinnie wyglądają-
cych instrumentów zdolnych otworzyć najdokładniej zamknięte drzwi, puszka szarego
proszku, której etykieta nie odpowiadała zawartości i rozpylacz, umożliwiający uży-
147
cie owego proszku. Parę małych gadżetów, których przeznaczenia większość ludzi nie
śmiałaby odgadnąć. Wśród innych przedmiotów miałem także lornetkę do obserwo-
wania ptaków. Powiększającą niezbyt silnie, ale wystarczającą do mego celu. Wyjąłem ją
i podniosłem do oczu. W oknie było dziecko, dziewczynka. Mogłem dostrzec długi war-
kocz przerzucony przez ramię. Trzymała niedużą, teatralną lornetkę i przyglądała mi się
z pochlebną uwagą. Może zresztą nie tak pochlebną, ponieważ wokół nie było niczego,
na co mogłaby patrzeć. W tej chwili nic się nie działo na Wilbraham Crescent. Ale oto
ulicą przejechał wolno bardzo stary rolls-royce z wiekowym szoferem. Kierowca wy-
glądał dostojnie, ale jego mina wyrażała dezaprobatę wobec życia. Przejechał koło mnie
uroczyście, jakby prowadził całą kolumnę samochodów. Zauważyłem, że moja nieletnia
obserwatorka skierowała teraz swoją lornetkę na niego. Stałem, zastanawiając się.
Wierzyłem zawsze, że jeśli czeka się dosyć długo, zasłuży się na błysk szczęścia.
Zdarzy się coś nieprzewidzianego, na co się nie liczyło. Czy to możliwe, że właśnie to
mi się przytrafiło? Znowu popatrzyłem na zwalisty budynek. Zapamiętałem pozycję
okna, policzyłem odległość od każdego końca i od dołu. Trzecie piętro. Potem posze-
dłem ulicą, aż dotarłem do wejścia. Dom miał szeroki opasujący go podjazd, z ładnymi
klombami w odpowiednio usytuowanych punktach.
Wiedziałem, że zawsze należy wykonać wszystkie ruchy w grze, więc poszedłem
podjazdem do bloku, popatrzyłem w górę, jakby zaskoczony, schyliłem się nad trawni-
kiem, udałem, że czegoś szukam, wreszcie wyprostowałem się i pozornie przełożyłem
coś z ręki do kieszeni. Potem obszedłem dom, aż trafiłem na wejście.
Przez większą część dnia był tam zapewne portier, ale w tej świętej porze między
pierwszą a drugą wejście do hallu było puste. Widać było dzwonek z wielkim napisem
PORTIER, ale nie zadzwoniłem. Znalazłem windę i nacisnąłem guzik na trzecie piętro.
Potem musiałem sprawdzić wszystko bardzo starannie.
Zlokalizowanie jakiegoś pokoju z zewnątrz budynku wydaje się łatwe, ale od we-
wnątrz staje się skomplikowane. Mam jednak sporo praktyki w tych sprawach i wie-
działem, że powinienem wybrać drzwi po prawej. Numer, na dolę i niedolę, był 77.
 Dobrze  pomyślałem.  Siódemka jest szczęśliwa. Jazda.  Nacisnąłem dzwonek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl