do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Hej, dzieci, tędy! - Od drzwi wejściowych rozległ się ten sam
dzwięczny głos, który usłyszeli w domofonie.
Alejka z bieluśkiego żwiru przechodziła w chodniczek z kwadratowych
płytek ceramicznych.
Drzwi uchyliły się z delikatnym dzwiękiem wschodniego dzwonka
chimer (takich zwisających swobodnie drewnianych pałeczek, które
grają przy najmniejszym poruszeniu wiatru) i wyszła z nich blada,
wychudła kobieta z fryzurą przypominającą kask astro-nauty - tak
starannie ułożone i wylakierowane były jej mocno natapirowane włosy.
W ręku trzymała dwie pary niebieskich, plastikowych klapek, ale gdy
zobaczyła dzieci, wydała krótki okrzyk, i zniknąwszy dosłownie na
moment, pojawiła się ponownie z trzecią parą.
O
o
o
domofonie odezwał się dzwięczny kobiecy głos.
Kiedy dzieci spytały o doktora Bowena,
elektryczny brzęczyk pozwolił im wejść na starannie utrzymaną alejkę
wysypaną białym żwirem.
- To cała rodzinka krasnali - Julia dostrzegła w ogrodzie przed
domem doktora kilka krasnoludków z cementu. Do tego była malutka
huśtawka z kokardkami przy sznurkach, okrągła studnia z
przymocowanym miniaturowym wiaderkiem i niby-taczka z drewna
wypełniona obficie barwinkiem.
- Hej, dzieci, tędy! - Od drzwi wejściowych rozległ się ten sam
dzwięczny głos, który usłyszeli w domofonie.
Alejka z bieluśkiego żwiru przechodziła w chodniczek z kwadratowych
płytek ceramicznych.
Drzwi uchyliły się z delikatnym dzwiękiem wschodniego dzwonka
chimer (takich zwisających swobodnie drewnianych pałeczek, które
grają przy najmniejszym poruszeniu wiatru) i wyszła z nich blada,
wychudła kobieta z fryzurą przypominającą kask astro-nauty - tak
starannie ułożone i wylakierowane były jej mocno natapirowane włosy.
W ręku trzymała dwie pary niebieskich, plastikowych klapek, ale gdy
zobaczyła dzieci, wydała krótki okrzyk, i zniknąwszy dosłownie na
moment, pojawiła się ponownie z trzecią parą.
o-
66
Na tropie mapy
Jason i Rick dyskretnie schowali się za Julią, pozostawiając jej zadanie
dyplomatycznego przedstawienia sprawy.
- Dzień dobry pani - zaczęła Julia. - Przepraszamy za najście.
Poszukujemy pani męża, żeby...
- Ależ kochani, żadne najście... - odpowiedziała kobieta. - Ale czy
nie zechcielibyście, moi mili, założyć klapek? Dopiero co
wywoskowałam podłogę.
- Naturalnie!
Pani Bowen przyglądała się uważnie, jak dzieci zdejmują swoje
sportowe buty i wkładają plastikowe klapki.
- Co ci się stało, kochanie? - spytała, przyglądając się z nieco
zmartwioną miną Jasonowi, a może raczej jego spodniom i koszuli
zielonym od trawy.
Chłopićc wyjaśnił jej z grubsza, co się zdarzyło. Pani Bowen pokiwała
głową ze współczuciem i wykrzyknęła:
- O, nieba! Zaczekaj chwileczkę!
I weszła do domu.
- Wygląda jak grzyb - szepnął Jason do Ricka, dając mu kuksańca w
bok. Rick nie pozostał dłużny.
- Chyba bardzo dba o porządek - szepnęła Julia, która zdążyła już
zerknąć do wnętrza domu. - Odbijam się w podłodze jak w lustrze.
Pani Bowen ukazała się z kitlem z białej fizeliny w ręce. Wręczyła go
Jasonowi, mówiąc:
O
o
4
- Zanim siądziesz, proszę cię, narzuć to na siebie.
Chłopiec włożył kitel, w którym wyglądał zupełnie
tak, jakby wchodził z wizytą do szpitala, po czym wszedł za pozostałą
dwójką do domu państwa Bowen, mrucząc przy tym pod nosem:
- Nic mi się nie stało przy tym upadku, ale dziękuję za
zainteresowanie...
Biel i czystość aż oślepiały. Dzieci - oswojone już z pokojami w Willi
Argo, z ich kamiennymi i murowanymi sklepieniami, z malowanymi
sufitami - były zaskoczone tymi klinicznie doskonałymi, nienaturalnie
czystymi ścianami i podłogami ze lśniącym parkietem.
Mebli było bardzo niewiele i zupełnie do siebie nie pasowały. Wiejskie,
rzezbione w kwiaty, drewniane krzesła, trochę jak z góralskiej chałupy,
stały przy stołach z lśniącymi blatami ze szkła i aluminium, jak u
weterynarza. Zamiast lamp z brązu, abażurów czy szklanych kloszy, jak
w Willi Argo, w narożnikach na sufitcie zainstalowane były świetlówki.
Doktor Bowen siedział w saloniku. Zagłębiony w tyrolskim fotelu,
czytał dowcipy w piśmie z krzyżówkami. Był to pan w starszym wieku,
o spojrzeniu zawiedzionego dziecka, któremu nie pozwolono taplać się
w błocie z kolegami.
Tak przynajmniej pomyślał sobie Jason.
68
-o
Na tropie mapy
O
- Dzień dobry, dzieci - powitał ich uprzejmie. - Jakie dobre wiatry
was tu przywiały?
Pani Bowen szczegółowo zrelacjonowała mu historię z rowerem, nie
dając dojść do słowa żadnemu z dzieci. Potem spojrzała na nich tak,
jakby oczekiwała z ich strony wyrazów uznania, że się tak dzielnie
spisała.
- A rower się rozbił? - spytał doktor z błyskiem zainteresowania w
oku.
- Leży w rowie przed domem.
- Całkiem nie do użytku.
- O, do licha, to szkoda.
- Ale mnie się nic nie stało - powiedział Jason.
- O, to widzę! Edno - zwrócił się do żony. - Czy my nie mamy w
garażu roweru, na którym jezdziła nasza córka?
Spojrzenie Edny było pełne niepokoju.
- Jasne, że mamy. Owinęłam go, żeby nic mu się nie stało.
- Nasza córka ma czterdzieści lat i mieszka w Londynie - wyjaśnił
doktor. - Nie przypuszczam, żeby go jeszcze używała. - Obrócił się
ponownie do żony: - Nie sądzisz, że moglibyśmy wypożyczyć go
dzieciom?
- Och - westchnęła tylko jego małżonka, której najwyrazniej nie
było to w smak.
- To wyciągnij go, Edno, w garażu tylko się kurzy.

Pani Bowen próbowała jeszcze oponować, ale jej mąż był nieustępliwy.
Posyłając mu spojrzenie z rodzaju  zamorduję cię, gdy tylko zostaniemy
sami", zakręciła się na pięcie i wyszła.
Jej ogromna fryzura trzęsła się jak galareta.
Pan Bowen odczekał, aż trzasną dwoje drzwi, i zwrócił się do dzieci:
- Mówicie zatem, że Nestor zle się czuje? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl