[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pamieci niezyjacej kobiety. I dopiero niedawno doszedlem do wniosku, ze to byla najglupsza rzecz, jaka
moglem zrobic. Oto siedze na odcietej od swiata wyspie i nie mam wlasciwie zadnego celu w zyciu. Nie
powtarzaj moich bledów. Smierc Mietówki to tragedia, zgoda, ale nie koniec swiata. Kolo ciebie sa
ludzie.
- Tylko Mietówka mnie lubila. Tylko ona - rzekl chlopiec z gorycza.
- Nie tylko - zaoponowal Wiatr Na Szczycie, czujac sie jak przed skokiem do wyjatkowo zimnej
wody. - Gryf cie lubi. Interesujesz go. Zaprzyjaznilby sie z toba, gdybys dal mu szanse. Gdybys nie byl
taki kolczasty.
- Skad wiesz? - zapytal Promien, szeroko otwierajac oczy.
- Powiedzial mi - odparl mag, wstajac i kierujac sie do drzwi. Zerknal na niebo i pomyslal: ,,O Pani,
wybacz mi to klamstwo i spraw, by stalo sie prawda . Wychylil sie jeszcze zza framugi i rzekl
prowokacyjnie do zaskoczonego chlopca:
- Najwyzszy czas, zebys przestal sypiac z kotem, a zaczal z kobieta... albo z mezczyzna...
I odszedl, unoszac w oczach obraz zaszokowanego Promienia.
* * *
Smocze gody odbywaly sie zwykle na plazach lub skalach nadbrzeznych. Jednak z niewiadomego
powodu jakas smocza para zapragnela intymnosci. W ten sposób pomiedzy monumentalnymi pniami
draperiowców powstal skrawek wolnej przestrzeni wygnieciony wielkimi cialami. Zanim pomiazdzone
rosliny podjely wysilek, by powstac i na nowo rozrosnac sie, zakatek ten odnalezli Jagoda i Kamyk.
Bezlitosnie dokonczyli dziela zniszczenia, wycinajac krzewy i pnacza nozami. Uzyskali miejsce
odosobnienia, gdzie mogli przebywac razem, nie narazajac sie na ciekawe spojrzenia i niewybredne
zarty. Znalazlo sie tam wygodne rozwidlenie galezi, w którym przechowywali zwiniete maty. Tykwe z
przesianym piaskiem i plaska tace, na której go rozsypywali, by Jagoda mogla pisac. Jak dotad nikt nie
wpadl na trop ich kryjówki.
Jagoda przystanela za szerokim pniem drzewa. Ostroznie postawila na ziemi wyplatana torbe. Szybkimi
ruchami zrzucila wierzchnia odziez - smetne laszki przeznaczone do darcia po krzakach. Wydobyla
sandalki i równiutko zlozona jedwabna sukienke. Barwa moreli - w tym Kamykowi podobala sie
najbardziej. Jeszcze szarfa, jeszcze ulozyc faldy... Pospiesznie rozpuscila wlosy. Rankiem zaplotla
warkocz z wilgotnych pasm i teraz wlosy ulozyly sie jej w drobne fale. Sprawdzila efekt w lusterku,
poprawila naszyjnik z lsniacych kamyczków. Swietnie, nie moze byc lepiej. W koncu wylowila z torby
maly drewniany flakonik. Hojnie natarla dekolt perfumami o zapachu brzoskwini. Usmiechnela sie,
wspominajac uwielbienie Kamyka dla tych owoców. Nowa petla subtelnych sidel.
Zaledwie dziesiec kroków dzielilo ja od miejsca spotkania, Kamyk juz czekal. Niby obojetny, niby
niezalezny. W codziennym, skromnym stroju. Jagoda poslala mu promienny usmiech. Kogo on chce
oszukac? Ja, Obserwatorke czytajaca mysli? Och tak... oczywiscie nie dla niej wyczyscil dzis paznokcie
i nie dla niej ogolil sie ,,do drugiej skóry . I nie z powodu tego spotkania wlozyl ,,prawie najlepsza
koszule.
Slicznie wygladasz - przywital ja komplementem.
Owocowy aromat otaczal Jagode intensywnym oblokiem. Nozdrza Kamyka zadrzaly.
I pachniesz... smakowicie.
Szukal zródla zapachu. Wtulil nos w zgiecie jej szyi. Westchnela, czujac meskie dlonie wedrujace po
plecach. Cieniutki jedwab sukienki nie dzielil ich prawie. Kamyk pachnial swiezym potem. Po prostu
soba. Jak dobrze miec go tak blisko. Poprzednio nie byl tak smialy. Moze to dzis, teraz, Jagoda
wreszcie przestanie byc dziewczynka i stanie sie równa Srebrzance... i macosze. Juz po chwili jednak
zapomniala o swych malych ambicjach. Jak mogla uwazac Kamyka za zbyt skrepowanego i
pozbawionego polotu? Cóz za pomylka!
Do licha z sukienka! To sie zaszyje...
Nigdy nie podejrzewala...
Nie myslal o tym jeszcze przed chwila, a jednak...
Pragnela tego...
I on tego chcial... Bardzo.
Stalo sie. Od tysiecy, tysiecy lat powtarzana ta sama historia, a za kazdym razem tak samo zaskakujaco
nowa.
* * *
Trzymal ja w ramionach. Czul, jak jeszcze tlucze sie jej serce, tuz obok jego serca. Ciasno przytuleni,
najblizej jak mozna bylo. Patrzyl na biale pasemko wlosów, które opadlo na nos Jagody jak delikatny
splot pajeczyny. Podziwial dlugosc rzes. Dziewczyna wpatrywala sie w oczy chlopca, jakby widziala je
po raz pierwszy. Byly brazowe, oczywiscie. Ale dlaczego przedtem nie zauwazyla tych drobnych,
zlocistych prazków wokól zrenicy? Sprawialy, ze oko przypominalo pólszlachetny kamien, jeden z tych,
które Jagoda nazywala ,,tygryskami . Dobrze jej bylo w tych mocnych objeciach, lecz w koncu sie
rozwarly. Kamyk w gescie zaklopotania przeczesal wlosy palcami. Córka Slonego wyczula, ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]