do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przykro mi, Ce Nedro, ale to przekracza nasze możliwości. Za tę barierę nie potrafimy
sięgnąć.
Mała księżniczka jęknęła i rozpłakała się gorzko. Ciocia Pol objęła ją i pocieszająco
przytuliła do siebie.
Lecz Garion już szedł. Z absolutną jasnością wiedział, czego oczekiwała od niego
jaskinia. Zareagował bez namysłu. Nie biegł, nawet się nie spieszył. Spokojnie wyminął stół i
ruszył w stronę kominka.
Hettar siedział na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i trzymał na kolanach nieruchomego
zrebaka. Ze smutkiem pochylił głowę, a jego kosmyk włosów opadał na podłużny, lśniący
pyszczek zwierzęcia.
- Daj mi go, Hettarze - poprosił chłopiec.
- Garionie! Nie! - usłyszał za sobą niespokojny głos cioci Pol.
Hettar podniósł głowę. Jego jastrzębia twarz wyrażała głęboki smutek.
- Pozwól mi go wziąć, Hettarze - powtórzył Garion spokojnie.
Algar bez słowa podniósł drobne, bezwładne ciało, wciąż jeszcze mokre i połyskujące w
blasku ognia. Podał je chłopcu. Garion przyklęknął i ułożył zrebaka na ziemi, tuż przed
kominkiem. Dotknął palcami maleńkiej piersi i nacisnął delikatnie.
- Oddychaj - szepnął.
- Próbowaliśmy tego, Garionie - rzekł smutnie Hettar. - Wszystkiego próbowaliśmy.
Garion zaczął koncentrować swą moc.
- Nie rób tego, Garionie! - zawołała stanowczo ciocia Pol. - To niemożliwe, a próbując
tylko sobie zaszkodzisz.
Garion nie słuchał. Jaskinia przemawiała do niego zbyt głośno, by słyszał coś poza tym.
Wszystkie myśli skupił na wilgotnym ciele zrebaka. Potem wyciągnął prawą rękę i ułożył dłoń na
gładkim, kasztanowym barku. Miał wrażenie, że widzi przed sobą ślepy mur - czarny i wyższy
niż cokolwiek innego na świecie, nieprzebity i cichy ponad ludzkie rozumienie. Pchnął na próbę,
ale mur nawet nie drgnął. Garion nabrał tchu i rzucił się do ataku.
- %7łyj - powiedział.
- Przestań, Garionie!
- %7łyj - powtórzył, wytężając wszystkie siły w starciu z czernią.
- Już za pózno, Pol - usłyszał głos pana Wilka. - Za bardzo się zaangażował.
- %7łyj - powiedział jeszcze raz.
Poczuł, jak wylewa się z niego fala tak potężna, że pozostawiła go zupełnie bez sił.
Jaśniejące ściany zamigotały i nagle zadrżały, jakby ktoś uderzył w dzwon ukryty głęboko w
sercu góry. Dzwięk wibrował, wypełniając całą komorę rezonującym brzmieniem. Zwiatło w
ścianach rozbłysło oślepiająco i w jaskini zapanowała jasność dnia.
Ciało pod dłonią chłopca zadrżało i zrebak wciągnął do płuc pierwszy niepewny oddech.
Garion słyszał zdumione westchnienia przyjaciół, gdy poruszyły się cienkie, patykowate nóżki.
yrebak raz jeszcze nabrał powietrza i otworzył oczy.
- Cud - oznajmił zduszonym głosem Mandorallen.
- Może nawet coś więcej - odparł pan Wilk. Wpatrywał się badawczo w twarz Gariona.
yrebak szarpnął się, niepewnie kołysząc głową na słabej jeszcze szyi. Instynktownie
obejrzał się na matkę i podszedł do niej, szukając pokarmu. Nim dotknął go Garion, sierść konika
miała jednolity, głęboki brązowy kolor. Teraz znaczyła ją na barku biała, jaskrawa łatka,
dokładnie taka duża, jak znamię na dłoni chłopca.
Garion powstał chwiejnie i potykając się minął przyjaciół. Stanął przy lodowatym zródle
tryskającym w ściennej niszy i ochlapał wodą twarz i szyję. Potem przyklęknął; przez długą
chwilę dyszał ciężko i dygotał. Nagle poczuł, że ktoś ostrożnie, nieśmiało dotyka jego łokcia.
Obejrzał się. Mocniejszy już nieco zrebak stał obok i spoglądał na niego z uwielbieniem w
błyszczących oczach.
Rozdział IX
Burza ustała następnego ranka. Wicher ucichł, ale jeszcze przez dzień zostali w jaskini, by
klacz wróciła do zdrowia, a nowo narodzony zrebak nabrał sił. Dla Gariona uwielbienie małego
zwierzaka było nieco krępujące. Miał wrażenie, że dokądkolwiek pójdzie, wszędzie śledzą go te
łagodne oczy. yrebak bez przerwy trącał go pyskiem. Inne konie także spoglądały na chłopca z
rodzajem niemego szacunku. Wszystko to budziło zakłopotanie.
Rankiem, gdy zbierali się do drogi, starannie usunęli z jaskini wszelkie ślady swego
pobytu. Sprzątanie odbyło się spontanicznie, nie wynikało z niczyjej sugestii czy wspólnej
decyzji. Bez żadnych komentarzy wszyscy zabrali się do pracy.
- Ogień ciągle się pali - burczał Durnik, zaglądając zza wrót do wnętrza jasnej kopuły.
- Sam zgaśnie, kiedy wyjdziemy - uspokoił go Wilk. - Zresztą i tak nie mógłbyś go
zgasić, choćbyś nie wiem jak próbował.
Durnik ponuro kiwnął głową.
- Chyba masz słuszność - zgodził się.
- Zamknij drzwi, Garionie - poleciła ciocia Pol, kiedy wyprowadzili konie na skalną
półkę.
Trochę zakłopotany, Garion pociągnął za krawędz wrót. Wprawdzie Barak, mimo swej
siły, nie potrafił ich poruszyć, lecz pod dotknięciem chłopca przesunęły się bez oporu.
Wystarczyło jedno lekkie szarpnięcie. Dwa brzegi zetknęły się z potężnym, głuchym hukiem,
pozostawiając tylko ledwie widoczną szczelinę.
Pan Wilk przyłożył dłoń do poczerniałego żelaza, wpatrzony w pustkę. Potem westchnął
cicho, zawrócił i poprowadził ich drogą, którą tu przybyli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl