do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zmywarki. Nawet go to bawiło. Matt wciąż nie przychodził, więc gdy skończyli sprzątać, Darcy
przeprosiła Clinta i poszła do swojego pokoju. Była zmęczona, bo przecież miała za sobą ciężki
dzień. Włączyła światło i bacznie się rozejrzała, potem zamknęła okno, starając się przy tym
wyzbyć wszelkich niepokojących myśli. Atmosfera w pokoju wydawała się jej dzisiaj wyjątkowo
przyjazna.
- Arabella? Jesteś tu? - wyszeptała. - Jeśli spotkała cię kiedyś jakaś krzywda, możesz mi o tym
powiedzieć.
Wokół panowała jednak niczym niezmącona cisza.
- Chciałabym ci pomóc, jeśli to możliwe. Nadal cisza, nawet nie poruszyła się firanka. A więc
żadnego znaku... Dawno już tak nie było, pomyślała Darcy. Zdecydowała się wyjść na balkon.
Oparła się o barierkę i patrzyła jakiś czas w bezkresną ciemność. Była piękna, ciepła noc, którą
rozświetlały tylko gwiazdy na niebie.
Wróciła do pokoju, rozścieliła łóżko i wzięła pod pachę swoją ulubioną, choć trochę spraną
koszulę nocną. A może przyjdzie Matt, przemknęło jej przez myśl, może raczej powinnam włożyć
coś bardziej seksownego? Wyjęła z szafy zwiewną, niebieską koszulkę i poszła do łazienki. Szybki
prysznic i już była gotowa do spania. Włączyła na chwilę telewizję i w pozie pełnej oczekiwania
usiadła na łóżku. Matt jednak nie nadchodził, wyglądało więc na to, że Darcy spędzi tę noc
samotnie.
- Nie rozumiem - powiedziała niespodziewanie dla samej siebie. - Przecież jestem pewna, że
potrzebujesz pomocy. Jesteś zła na Stone ów za to, co cię spotkało? To już nie są ci sami ludzie,
Arabello, nie oni cię skrzywdzili.
Darcy nasłuchiwała przez chwilę, ale wciąż nic się nie działo. Postanowiła więc, że się położy.
Mimo bardzo póznej pory Matt wciąż jeszcze stal na werandzie, rozkoszując się ciszą nocy.
Przepadał za tym miejscem, które, w taką noc jak ta, nabierało szczególnego, nieodpartego wprost
uroku. Kochał ten dom i tę ziemię, nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek mógł żyć gdzie indziej.
Cater i Clint, którzy jakiś czas temu pojechali pograć w bilard, wciąż jeszcze nie wrócili z gospody.
Pewnie dobrze się bawią, pomyślał Matt. Tak niewiele im potrzeba do szczęścia.
Raz jeszcze spojrzał na róje gwiazd, przeciągnął się w ciemności i w końcu wszedł do środka. W
domu panowała absolutna cisza, taka, która wywołuje gęsią skórkę. Wkrótce leżał już w swoim
łóżku, ale na darmo próbował zasnąć. Wstał więc i wyszedł na balkon. Może liczył po cichu na to,
że Darcy zostawiła otwarte drzwi? Były jednak zamknięte, choć może nie na klucz. Po krótkim
wahaniu nacisnął klamkę. Otwarte... Powinienem ją obudzić i skrzyczeć, przeszło mu przez myśl,
ale nie zrobił tego. Zamknął drzwi na klucz i podszedł do łóżka. W telewizji leciał jakiś western.
Może lepiej byłoby zostawić ją dziś w spokoju, miała za sobą taki ciężki dzień, mogła zginąć... Ale
okazało się to ponad jego siły. Wyglądała jak boginka otulona jedwabistym szalem rudych włosów.
Spała częściowo odkryta, a jej zmysłowe kształty rysowały się delikatnie pod długą, miękką
koszulą - smukłe nogi i krągłe biodra. Koszula była u góry rozchylona i odsłaniała kawałek piersi.
Och, jakże go pociągała, zapragnął położyć się przy niej i poczuć jej ciepło.
- Darcy... - szepnął cicho, marząc, by otworzyła oczy.
To wystarczyło, jakby czekała przez sen, kiedy wreszcie usłyszy swoje imię. Przeciągnęła się
słodko, zamruczała coś pod nosem i otworzyła oczy.
- Znowu nie zamknęłaś się na noc - próbował ją zbesztać, ale przemawiał niezwykle czule.
- Spodziewałam się, że może zechcesz mnie odwiedzić - szepnęła zaspana.
- Nie wiedziałem, czy powinienem cię budzić po tym wszystkim, co ci się przytrafiło.
- Czuję się naprawdę świetnie. - Usiadła na łóżku, zarzuciła mu ręce na szyję. - Mam ci to
udowodnić? - szepnęła mu wprost do ucha.
Gdy poczuł jej gorący oddech, przeszyła go fala podniecenia. Przyciągnął Darcy do siebie i
odnalazł jej usta. Były gorące i wilgotne.
- Kochana - szepnął. Zrzucił z siebie koszulę i przywarł mocniej do Darcy.
W ciemności dostrzegła jego błyszczącą, napiętą skórę i wstrząsnął nią dreszcz. Po chwili ich
ciała złączyły się w miłosnym uścisku. To ona dziś obsypywała go pocałunkami i pieszczotami, a
potem kochali się, kochali się do utraty tchu.
To była naprawdę cudowna noc, chyba najpiękniejsza w jego życiu. Już chciał coś powiedzieć,
zapragnął wyznać, jak bardzo jest mu bliska, lecz nagle poczuł przed nią lęk. A może nie tyle przed
nią, co przed tymi wszystkimi kłamstwami i niedomówieniami, którymi w przeszłości karmiły go
kobiety.
Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy, gładząc jego włosy.
- Nie musisz nic mówić - szepnęła. - Nie oczekuję od ciebie żadnych obietnic ani deklaracji.
- Darcy... ja... - kompletnie go zaskoczyła. Skąd wiedziała?
- Już dobrze - nie dala mu dokończyć. - Naprawdę nie musisz nic mówić.
- Więc bądz po prostu ze mną, Darcy. Zapadła cisza, po chwili Darcy zmorzył sen. We śnie, a
może w najgłębszym zakamarku duszy wiedziała, że jest dziś kimś innym. Znała tę kobietę z
poprzedniego snu, znała też już tę scenę, tylko widziała ją wtedy oczami mężczyzny. A teraz czuła,
że jest nią, usłyszała skrzypnięcie schodów i przeszył ją dreszcz, oznaka paraliżującego strachu.
Wytężyła słuch, jakby wzdragała się pojąć, dlaczego taki zwyczajny odgłos wprawił ją w panikę.
Dom był zawsze pełen ludzi, ale nie tej nocy. Nawet cieszyła się, że choć raz zostanie tu sama.
Wstała i na palcach podeszła do drzwi. Wyjrzała na korytarz, a potem po cichu wbiegła w
pośpiechu na drugie piętro, oglądając się nerwowo za siebie. U podnóża schodów dostrzegła jakiś
cień, jakąś postać. Serce waliło jej z przerażenia, aż zapierało jej dech w piersiach. Więc jednak
przyszedł do domu, no cóż, miał do tego prawo. Tak, miał do wszystkiego prawo, w odróżnieniu od
niej. Stał na dole i patrzył na nią, a po chwili się uśmiechnął. Uśmiechnął? Wzbudził tym w niej
odrobinę zaufania, więc poczuła podniecenie. Był taki piękny, przystojny, mógłby otumanić każdą
kobietę siłą swego pożądania. Uśmiech zniknął z jego twarzy, natomiast w jego rękach pojawił się
skórzany pas. Teraz dopiero zrozumiała, po co tak naprawdę tutaj przyszedł, choć przecież czulą
już wcześniej, że chce ją skrzywdzić. Z jej piersi wyrwał się okrzyk przerażenia, ale wiedziała, że
nikt nie nadejdzie z pomocą. Zupełnie nikt...
- Co chcesz zrobić? - zawołała, nie wierząc własnym oczom, gdy on stopień po stopniu zbliżał
się do niej. - Przecież mnie kochałeś i nadal jeszcze mnie kochasz! Nie możesz przecież, nie
możesz...
To były ostatnie słowa, jakie wyszeptała. Błaganie o litość, o łaskę życia, odwołanie się do ich
miłości. Potem zbiegła po schodach, dopadła swoich drzwi i próbowała je zamknąć. Na stole leżały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl