[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedział, że w sumie nic by to nie pomogło.
Wrócił do pokoju. Kit była blada jak ściana. Boże, musiał
jej jakoś pomóc, a nie wiedział jak. Zaledwie kilka razy w
życiu czuł podobną frustrację i bezsilność. Jedyne, co mógł
zrobić, to czekać razem z nią.
Ona być może tego nie wiedziała, ale zdawał sobie sprawę
z tego, ile znaczył dla niej ten dom. Ciężko pracowała, żeby
zrobić z niego miejsce, które mogła nazywać własnym.
Otworzyła go, wpuściła do środka światło, ozdobiła z
nienagannym gustem. Odcisnęła na nim osobiste piętno. Nie
było tu już śladów jej ojca.
Niech licho porwie szeryfa.
Kiedy on był z Kit w chacie, ten służbista pracował nad
zdobyciem nakazu rewizji. Normalnie Des przewidywał z
wyprzedzeniem posunięcia swojego przeciwnika, ale tym
razem tak bardzo pochłonęła go Kit, że szeryfowi udało się go
zaskoczyć.
I co teraz zrobić?
- Wszystko będzie dobrze, Kit. Jeśli cokolwiek zniszczą,
będą mieli ze mną do czynienia.
Skrzyżowała ręce na piersi i kiwnęła drętwo głową.
- Na pewno masz rację. Wolałby, żeby wrzeszczała, a nie
przyjmowała wypadki z takim spokojem. Przeczesał włosy
zesztywniałymi palcami.
- To wszystko moja wina, przepraszam. Powinienem to
przewidzieć.
- To nie jest niczyja wina. Nie jesteś prorokiem.
- Ale jestem prawnikiem. Wiem, jak działa ta machina.
Wzruszyła ramionami.
- T o nic.
Z góry dobiegł głośny łomot. Kit spojrzała na sufit. Des
miał już dość. Ruszył w stronę drzwi.
- Des, nie. - Jej cichy, spokojny głos sprawił, że stanął jak
wmurowany. - Pozwól im pracować. Im szybciej się z tym
uporają, tym szybciej stąd znikną.
Jej opanowanie sprawiało, że on zupełnie tracił spokój.
- Powinnaś napić się kawy.
Tak naprawdę, to potrzebował się czymś zająć. Napełnił
filiżankę, po czym hojnie dodał do niej brandy. Kiedy się
odwrócił do Kit, musiał się zmierzyć z wbitym w siebie
chłodnym spojrzeniem zielonych oczu.
- Jesteś blada - powiedział, wyjaśniając dolanie brandy.
Wzięła od niego filiżankę z parującym płynem.
- Tobie też kawa by dobrze zrobiła.
- Masz rację. - Nalał sobie i zdążył wypić mniej więcej
jedną trzecią, kiedy w drzwiach stanął szeryf. - Już pan coś
znalazł?
- Nie, ale jeszcze nie skończyliśmy.
- Jeśli dotąd nie znalezliście narzędzia zbrodni, wątpię,
czy kiedykolwiek je znajdziecie. Pewnie wylądowało w
jednym ze stawów albo przysypał je świeży śnieg.
Moreno wzruszył ramionami.
- Znajdziemy. To może trochę potrwać, ale może pan być
pewien, że je znajdziemy.
- Czy ma pan ochotę na filiżankę kawy, szeryfie? -
odezwała się Kit.
Przez twarz Moreno przemknął wyraz zaskoczenia.
- Nie, dziękuję. W głowie Desa myśli galopowały w
szaleńczym tempie.
Może szeryf trochę zwolni, jeśli będą współpracować?
Wskazał na jedno z krzeseł przed biurkiem Kit.
- Proszę usiąść, szeryfie, a ja panu opowiem o naszym
śledztwie.
- Waszym śledztwie?
- Proszę usiąść. Niepewnym gestem Moreno przesunął
przeszkadzającą broń i usiadł.
- Słuchaj, Baron, może jest pan doświadczonym
prawnikiem, ale wątpię, czy pan wie cokolwiek o zasadach
prowadzenia śledztwa.
- Coś tam wiem. Spojrzał na Kit, żeby sprawdzić, czy nie
dzieje się z nią nic złego, po czym usiadł.
- Wątpię. Zdrowy rozsądek mi podpowiada, że jest pan
zbyt zajęty, by prowadzić dochodzenia. Ktoś to robi za pana.
- Zdrowy rozsądek - powtórzyła cicho Kit. - To niezły
pomysł.
Rzut oka na szeryfa upewnił Desa, że jej uwaga
zastanowiła przedstawiciela prawa. Szeryf pochylił się.
- Baron, nie ma pan doświadczenia w prowadzeniu
śledztw i chcę, żeby zostawił to pan mnie. Zbyt wielu ludzi
depczących sobie po piętach może tylko zaszkodzić.
Des skinął głową.
- 'Rozumiem, co ma pan na myśli. To może nam pan
powie, czego się pan dowiedział do tej pory?
- Jeszcze nie mogę ujawniać informacji. - Moreno
spojrzał na Kit. - Chcę, żeby przyjechała pani dziś po południu
do miasta, żebym mógł pobrać odciski palców.
Des był szybszy od niej. To on zareagował.
- Więc znalazł pan poważne dowody wskazujące na
pannę Baron?
- Mam ich wystarczająco dużo.
- Ma pan tylko poszlaki, dobrze pan o tym wie. Panna
Baron nie złoży odcisków palców do czasu, gdy będzie pan
miał coś konkretnego.
Moreno zmrużył oczy.
- Mogę postawić panu zarzut utrudniania śledztwa.
- Niech pan spróbuje. Na skroni szeryfa pulsowała żyła.
- Jeśli panna Baron nie przyjedzie do miasta w ciągu
następnych kilku dni, zdobędę nakaz aresztowania.
- Wie pan, że to niemożliwe.
- Mogę robić, co chcę.
- Tylko przez pewien czas. Obaj to wiemy. Więc niech
pan pozwoli, że pana ostrzegę. Szczerze odradzam
aresztowanie panny Baron.
- Niech mi pan nie udziela rad. Dwaj mężczyzni mierzyli
się wzrokiem. Kit odchrząknęła.
- Zapewniam pana, szeryfie, że utrudnianie śledztwa to
ostatnia rzecz, jakiej byśmy chcieli. Ja nie zabiłam Cody'ego
Inmana. Mamy nadzieję, że znajdzie pan tego, kto to zrobił.
Jeśli chodzi o niestawienie się na posterunku w celu złożenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]