do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wzgórza widocznego nad blankami murów.
I wówczas zobaczyła to zwierzę. Poruszyło ją to tak bardzo, że uniosła się na
czubkach palców i wychyliła przez okno. Bała się, że jeśli choć na chwilę spuści z
niego wzrok, wielkie zwierzę zniknie. Wydawało się, że zwierz na nią patrzy.
Madelyne wiedziała, że z jej umysłem dzieje się coś równie niedobrego jak z
umysłem Adeli. Dobry Boże, to stworzenie przypominało wilka. I było wspaniałe!
Madelyne kilka razy potrząsnęła głową i nadal patrzyła, zahipnotyzowana tym
widokiem. Kiedy wilk odchylił głowę do tyłu, pomyślała, że zawyje. Nie dobiegł do niej
żaden dzwięk, możliwe, że zagłuszył go wiatr i bębniący o deszcz.
Nie wiedziała, jak długo stała przy oknie i obserwowała zwierzę. Celowo zamknęła
oczy, a kiedy je otwarta, wilk nadal tam był.
 To tylko pies  wymruczała.  Tak, pies, nie wilk  dodała.  Bardzo duży pies.
Gdyby była przesądna, pomyślałaby, że to zły znak. Zamknęła okiennice i wróciła do
łóżka. W myślach pojawiły się obrazy dzikiej bestii i długo nie mogła zasnąć.
Powtarzała sobie uparcie, że nie widziała żadnego wilka. Kilka razy budziła się w
nocy, zmarznięta. Poczuła, jak Duncan otacza ją ramieniem i przysunęła się, żeby
się trochę ogrzać. Uśmiechnęła się do tego zabawnego snu i ponownie zasnęła.
Rozdział 10
Madelyne przysięgła sobie, że jeśli dożyje do dojrzałego wieku trzydziestu lat, nigdy
nie zapomni tygodnia, który nastąpił po jej decyzji udzielenia pomocy Adeli.
Ten tydzień był niepodobny do innych, z wyjątkiem może najazdu księcia Wilhelma,
ale wtedy me było jej jeszcze na świecie, więc to się nie liczyło. Cały ten tydzień
zmienił jej łagodną naturę i zniszczył zdrowy rozsądek. Madelyne nie wiedziała,
czego bardziej żałować, uznała, że obu tych rzeczy.
A wszystko dlatego, iż panowało tu takie napięcie, że i święty zgrzytałby zębami.
Główną przyczyną była oczywiście rodzina Wextonów.
Madelyne otrzymała zezwolenie na spacerowanie po zamkowych gruntach w
towarzystwie żołnierza, który chodził za nią jak mówiący cień. Udało się jej nawet
zdobyć od Duncana pozwolenie na karmienie zwierząt resztkami. Kiedy żołnierz
dowiedział się, że jej prośba została wysłuchana, porozmawiał w jej imieniu z ludzmi
obsługującymi most zwodzony. Madelyne wychodziła teraz za mury, aż na szczyt
wzgórza, z torbą pełną mięsa i ziarna. Nie wiedziała, co jada jej dziki pies, więc żeby
go zwabić, wynosiła mu jedzenie do wyboru.
Jej cień, przystojny żołnierz o imieniu Anthony narzekał że chodzą tak daleko.
Sugerował. by jezdzili konno, ale Madelyne sprzeciwiła się temu, chodzili więc
pieszo. Powiedziała mu, że spacer dobrze mu zrobi. Prawda wyglądała jednak tak,
że Madelyne chciała ukryć brak umiejętności jezdzieckich.
Kiedy wróciła, Duncan już na nią czekał. Nie sprawiał wrażenia zadowolonego.
 Nie dałem ci zezwolenia na wychodzenie poza mury - powiedział z naciskiem.
Anthony przyszedł jej z pomocą.
 Dałeś jej, panie, zezwolenie na karmienie zwierząt  przypomniał Duncanowi.
 Tak, właśnie tak było  potwierdziła Madelyne ze słodkim uśmiechem i tak
miękko, żeby go uspokoić.
Duncan skinął głową, patrzył jednak na nią lodowatym wzrokiem. Madelyne
pomyślała że pewnie chce się jej pozbyć. Nawet na nią nie krzyczał. Po prawdzie,
rzadko podnosił głos. Nie musiał. Jego wielki wzrost sprawiał, że natychmiast
przyciągał uwagę, a jego niezadowolona mina, taka jak w tej chwili, zupełnie
wystarczała. Nie musiał krzyczeć.
Madelyne już się go nie bała. Na nieszczęście musiała sobie o tym przypominać kilka
razy dziennie. Wciąż nie miała dość odwagi, żeby zapytać o to, co miał na myśli,
mówiąc, że należy do niego. Odkładała tę konfrontację, ponieważ tak naprawdę bała
się, co usłyszy w odpowiedzi.
Poza tym, powtarzała sobie, ma na to dość czasu, zanim Adela poczuje się lepiej i
odnajdzie swoje miejsce w życiu. Z upływem czasu stoczy każdą bitwę, która ją
czeka.
 Poszłam tylko na szczyt tego wzgórza  odpowiedziała w końcu.  Martwiłeś
się, że ruszę pieszo do Londynu?
 Jaki cel mają te spacery?  zapytał Duncan ignorując jej wzmiankę o ucieczce.
Pomyślał sobie, że to zbyt niedorzeczny plan, by się tym zajmować.
- Karmię wilka.
Jego reakcja sprawiła jej satysfakcję. Po raz pierwszy nie zdołał zapanować nad
wyrazem twarzy. Popatrzył na nią ze zdumieniem. Madelyne uśmiechnęła się.
 Możesz się śmiać, jeżeli chcesz, ale widziałam albo dużego psa, albo dzikiego
wilka, i poczułam, że moim obowiązkiem jest go karmić, dopóki pogoda się nie
poprawi na tyle, by znowu mógł polować. Zamierzam oczywiście dokarmiać go przez
całą zimę, ale z nadejściem wiosny, z pierwszym podmuchem ciepłego wiatru, mój
wilk z pewnością będzie mógł sam zadbać o siebie.
Duncan odwrócił się do niej plecami i odszedł.
Madelyne miała ochotę się roześmiać. Nie zabronił jej spacerów poza twierdzę. Było
to jej zwycięstwo i mogła się nim rozkoszować.
W głębi ducha Madelyne wiedziała, że w pobliżu zamku nie ma już tego dzikiego
psa. Co noc wyglądała przez okno i patrzyła w kierunku miejsca, gdzie zobaczyła to
zwierzę po raz pierwszy. Nigdy więcej go nie widziała. Pies odszedł i czasami, w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl