do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uczciwie przyznaję, że na początku naszej znajomości byłem przekonany, iż profesor jest 
eufemistycznie rzecz ujmując  ekscentrykiem przekraczającym nawet normy przyjęte na zapyziałych
uczelniach położonych tam, gdzie bociany nie dolatują. Z wyglądu robił wrażenie wielkiej klasy
niechluja ukrytego za bujną brodą, z zasady nie czesaną. Nie golił się z dwóch powodów  po
pierwsze oszczędzał na żyletkach, po drugie nie znosił krawatów.
Notabene prawie każdym jego zachowaniem kierowała chęć osiągnięcia podwójnego celu, o
czym dobitnie świadczy to, że był profesorem tak nauk humanistycznych, jak i ścisłych. Na
Uniwersytecie Miskatonic prowadził dwa przedmioty  fizykę kwantową i konwersatorium
indoeuropejskie. Takie właśnie, pozornie nie związane ze sobą umiejętności umożliwiły mu
dokonanie odkrycia, o którym chcę opowiedzieć, oraz pozwoliły teorię połączyć z praktyką, czyli
zbudować urządzenie, bez którego cała teoria byłaby kolejną naukową mrzonką.
Jako magistrant byłem blisko profesora i prawdę mówiąc byłem przy tym, gdy wpadł na pomysł,
który zaowocował słynnym odkryciem. Gdyby zostało ono właściwie wykorzystane, znacznie
zwiększyłoby sumę ludzkiej wiedzy, ale cóż... Było słoneczne czerwcowe popołudnie i przyznaję, że
drzemałem nad kolejnym zwojem z Morza Martwego, którego lektura była wybitnie usypiająca.
Obudził mnie chrapliwy wrzask odbijający się echem nawet od osłoniętych regałami ścian biblioteki.
 Neobican!  Profesor w stanie podniecenia miał skłonności do serbsko-chorwackiego. 
Neobican!
 Co jest tak wspaniałe, panie profesorze?  zdziwiłem się uprzejmie.
 Posłuchaj no tego cytatu z Edwarda Gibbona, jest zaiste inspirujący. Zwiedzał właśnie ruiny
Kapitolu, gdy był łaskaw zapisać, co następuje:  Gdy tak siedziałem wśród ruin Kapitolu, słuchając
śpiewu modlitw bosych kapłanów w świątyni Jupitera... przyszedł mi do głowy pomysł opisania
zmierzchu i upadku tego miasta.  Czyż to nie wspaniałe, mój chłopcze? Toż to dech zapiera, prawdę
mówiąc: oto mamy historyczny początek znanego i wielkiego przedsięwzięcia. Po dwunastu latach i
napisaniu pięciuset tysięcy słów Gibbon ukończył Zmierzch cesarstwa rzymskiego. Nadzwyczaj
inspirujące.
 Inspirujące?  spytałem tępo, czując, że ponownie ogarnia mnie senność.
 Osieł!  oświadczył dobitnie profesor, po czym dodał kwiecistą wiązankę babilońską,
zdecydowanie nie nadającą się ani do przekładu, ani do publikacji.  Nie masz poczucia
perspektywy? Nie rozumiesz, że każde wielkie wydarzenie w naszej historii musiało mieć jakiś
początek? %7łe ktoś kiedyś musiał powiedzieć coś, co jego albo innych natchnęło pomysłem?
 To raczej oczywiste  zauważyłem skromnie.
 Imbecyl! Nie rozumiesz nawet najogólniejszego zarysu pomysłu?! Pomyśl, niemoto: potężna
sekwoja o pniu tak szerokim, że przebito przezeń tunel, aby samochody mogły tam przejeżdżać,
kiedyś była drobiazgiem, na który żaden szanujący się pies nie zwróciłby uwagi!
Czy to cię nie fascynuje?
Wymamrotałem coś niewyraznie, że niespecjalnie, i ledwie profesor się odwrócił, ponownie
przysnąłem.
Przyznaję, że o całej sprawie nie pamiętałem, dopóki po jakichś dwóch tygodniach nie dostałem
zaproszenia do gabinetu profesora.
 Przypatrz no się temu  zagaił z dumą profesor, pokazując na zwykłe radio, tyle że z pękniętą
obudową i ze znacznie większą niż zwykle liczbą pokręteł i skal.
 Fajnie! To finałów posłuchamy sobie razem!
 Stumpfsinnig Schweinl  warknął, gdy odzyskał głos.  To nie jest jakieś tam głupie radio, ty
techniczny analfabeto! To całkowicie nowe urządzenie, które najpierw wymyśliłem, a teraz właśnie
skończyłem konstruować. To jest Temporalny Akustyczny Psychoenergetyczny Odbiornik, w skrócie
TAPO. Teorii i techniki nie będę ci tłumaczył, bo i tak słowa nie pojmiesz. Praktycznie urządzenie to
wychwytuje i wzmacnia głosy z przeszłości, dzięki czemu można je zapisywać. Słuchaj i podziwiaj!
Profesor włączył owo cudo techniki i przez dobrą chwilę dostrajał je, aż w końcu uzyskał coś,
co do złudzenia przypominało faceta z katarem, usiłującego udawać świnię z czkawką.
 I kto to mówi?  zaciekawiłem się.
 Protojapoński, przecież słychać  mruknął, nie odrywając rąk od pokręteł.  Mniej więcej
osiemnasty wiek przed naszą erą. Coś gadają o zbożach i barbarzyńcach. Widzisz, chłopcze,
największym problemem jest to, że muszę słuchać wszystkich tego typu bzdur, zanim trafi się okazja
na początek czegoś naprawdę ważnego. Ale muszę przyznać, że sporo ciekawostek już zapisałem: ta
sterta papieru, którą tu widzisz, to moje pierwsze sukcesy.
Jeszcze nieco fragmentaryczne, ale wiadomo: najtrudniejszy pierwszy krok. Udało mi się
dotrzeć do początków kilku naprawdę ważnych wydarzeń i dokładnie spisać, co, kto i kiedy
powiedział. Naturalnie przekłady są do poprawienia i wygładzenia językowego i historycznego, ale
tym możemy się zająć pózniej. Nareszcie badam coś naprawdę istotnego.
Obawiam się, że dobrowolnie wówczas zrezygnowałem z jego towarzystwa i wybrałem mecze
finałowe. To właśnie wtedy ostatni raz widziałem go żywego. Podobnie zresztą jak reszta ludzkości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl