do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

47
wydawała się tu pasować. Zmierć też, w jakiejś niewyczuwalnej formie, była blisko.
Podniósł się sztywno, pomógł Mali i razem z innymi zaczęli wysiadać z ciężarówki. Powietrze przesiąknięte było
zapachem morza. Wziął głęboki wdech. To rzeczywiście już blisko, pomyślał. Morze. Katedra. I usiłujący je
rozdzielić Glimmung. Tak jak niegdyś Bóg, pomyślał. Rozdzielający jasność od ciemności, czy jak tam było. I wodę
od lądu.
- Bóg w Genesis też był bardzo faustowski - powiedział do pajęczaka. Mali ziewnęła.
- Dobry Boże; teologia w środku nocy. - Drżała i rozglądała się wokół w wilgotnym nocnym powietrzu. - Nic nie
widzę. Jesteśmy w samym środku niczego.
Na nocnym niebie Joe dostrzegł zarys jakiejś kopuły. Oto ona, powiedział do siebie.
Przyjechały kolejne ciężarówki. Ze wszystkich wychodziły istoty różnych gatunków. Niektóre pomagały innym;
czerwona galaretka, na przykład, miała kłopoty z zejściem, póki nie pomógł jej stwór przypominający grozną,
przerośniętą kulę bilardową.
Nad nimi pojawił się wielki, oświetlony poduszkowiec, który powoli opadał pośrodku grupy.
- Witam - rozległ się głos. - Jestem waszym środkiem transportu do pracy. Wsiadajcie na mnie ostrożnie, a was tam
zabiorę, jeśli łaska. Witam, witam.
I ja cię witam, pomyślał Joe i wraz z innymi wsiadł na pokład.
We wnętrzu kopuły geodezyjnej przywitało ich stadko robotów. Joe nie mógł uwierzyć. Androidy!
- Tutaj są legalne - powiedziała Mali. - Wreszcie zdaj sobie sprawę, że nie jesteś na Ziemi.
- Ale Edgar Mahan udowodnił, iż syntetyczne formy życia nie mogą istnieć - dziwił się Joe. - %7łycie musi brać się z
życia, a zatem przy kontroli samopro-gramujących mechanizmów...
- Właśnie patrzysz na około dwadzieścia z nich - powiedziała Mali.
- Dlaczego wmawiano nam, że nie można ich stworzyć? - zapytał Joe.
- Ponieważ na Ziemi jest już i tak dość bezrobotnych. Rząd zafałszował dowody i dokumenty naukowe, by
stwierdzić, że robotów zrobić się nie da. Poza tym trudno je zbudować i są drogie. Dziwi mnie widok aż tylu. Jestem
pewna, że to wszystkie, jakie ma. To jest - poszukała słowa - prezentacja dla nas. Pokazówka. By zrobić wrażenie.
Jeden z robotów, widząc Joego, ruszył ku niemu.
- Pan Fernwright?
- Tak - odparł Joe. Rozejrzał się po korytarzach, drzwiach i górnym oświetleniu. Wszystko było solidnie wykonane,
praktycznie i niezawodnie. Bez żadnych defektów. Było oczywiste, że pojazd dopiero wybudowano i jeszcze nigdy z
niego nie korzystano.
- Jestem zadziwiająco szczęśliwy, że pana widzę - powiedział robot. - Na mojej klatce piersiowej ujrzy pan zapewne
plakietkę ze słowem Willis. Zaprogramowano mnie do reagowania na instrukcje rozpoczynające się tym słowem. Na
przykład, gdy zechce pan zobaczyć swój warsztat pracy, wystarczy powiedzieć:  Willis, zabierz mnie do warsztatu
pracy", a z przyjemnością pana tam powiodę. Z moją i miejmy nadzieję, pańską przyjemnością.
- Willis - zapytał Joe - czy są tu dla nas jakieś kwatery? Czy jest na przykład pokój dla pani Yo-jez? Ona jest
zmęczona; powinna się wyspać.
- Dla pana i panny Yojez przygotowano trzypokojowy apartament - oznajmił Willis. - To wasza prywatna kwatera.
- Co? - zapytał Joe.
48
- Trzypokojowy apartament.
- To znaczy prawdziwy apartament? Nie zwykły pokój?
- Trzypokojowy apartament - powtórzył z cierpliwością robota Willis.
- Zabierz nas tam - nakazał Joe.
- Nie - powiedział Willis. - Musi pan powiedzieć:  Willis, zabierz nas tam".
- Willis, zabierz nas tam.
- Tak, panie Fernwright. - Robot poprowadził ich holem ku windom.
Po przyjrzeniu się apartamentowi, Joe położył Mali do łóżka. Zasnęła jak dziecko. W ich apartamencie nawet łóżko
było wielkie. Wyposażył go ktoś z dobrym gustem, a meble wyglądały na solidną robotę. Ledwie mógł w to
uwierzyć. Rzucił okiem na kuchnię, na pokój dzienny...
I właśnie tam, na stoliku do kawy, natknął się na dzbanek z Heldscalli. Wiedział o tym, gdy tylko go zobaczył. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl