[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A może założymy ciemne okulary, jakieś czapki i
pójdziemy do kina? zaproponował.
Odszukał dodatek informacyjny dołączany do gazety,
którą dostaliśmy dzisiaj rano i sprawdził repertuar kin.
Uświadomiłam sobie, że patrzę na własne zdjęcie umieszczone
na pierwszej stronie Metra.
Celowo nie zajrzałam rano do środka. Ze szpalty
spoglądała na mnie kobieta chuda, ciemnowłosa, z głęboko
osadzonymi oczyma, wyprostowana, z zaplecionymi na piersi
rękami. Zauważyłam z niepokojem, że na zdjęciu wyglądam na
więcej niż dwadzieścia cztery lata. Stojący obok Tolliver był
wyższy ode mnie, masywniejszy i miał ciemniejszą karnację.
Ale oboje sprawialiśmy wrażenie zagubionych.
Wyglądaliśmy jak uchodzcy ze środkowej Europy, którzy
porzuciwszy cały swój dobytek, uciekli przed jakimiś
prześladowaniami.
Chcesz poczytać? Tolliver wyciągnął gazetę w moją
stronę. Wiedział, że nie przepadałam za czytaniem artykułów o
nas, ale widać pomyślał, że tym razem mam na to ochotę, skoro
wpatruję się tak intensywnie w pierwszą stronę.
Uniosłam rękę w geście odmowy.
Podał mi więc tylko stronę z repertuarem kin. Zaczęłam
przeglądać tytuły. Oboje lubiliśmy kino akcji, science fiction oraz
filmy o szczęśliwych rodzinach. Jeśli groziło im jakieś
niebezpieczeństwo, oczekiwaliśmy zawsze, że uda im się wyjść z
tego bez szwanku i może uśmiercą przy okazji kilku typków spod
ciemnej gwiazdy. Nie znosiliśmy filmów o nieszczęśliwych
ludziach, którzy stają się jeszcze bardziej nieszczęśliwi, nawet
jeśli bohaterowie takich dramatów byli zwykle wspaniali. Nie
cierpieliśmy także melodramatycznych romansideł. No i filmów
zagranicznych. Nie potrzebowałam chodzić do kina, aby zgłębić
naturę ludzką czy sens życia. Wystarczyło mi to, co o tym
wiedziałam sama.
Bez trudu znalazłam odpowiedni film, co raczej nie było
zaskoczeniem, biorąc pod uwagę nasze wymagania.
Założyłam wełnianą czapkę, kurtkę oraz okulary. Tolliver
też się mocno okutał. Poprosiliśmy odzwiernego o wezwanie
taksówki. Całe szczęście trafił nam się kierowca milczek. Dobrze
prowadził i zawiózł nas pod multiplex na tyle wcześnie, że
zdążyliśmy kupić bilety i wejść na salę przed samą projekcją.
Uwielbiam multipleksy. Zapewniają anonimowość i
oferują tyle możliwości. Lubię obserwować nastoletnich
sprzątaczy w jaskrawych koszulkach i śmiesznych czapeczkach.
Tolliver pracował raz w takim kinie, w Texarkanie.
Przemycał mnie na ciemne sale, gdzie mogłam posiedzieć
spokojnie, zapominając o tym, co czeka na mnie w domu.
Byłam przeszczęśliwa, kiedy zaczęły się zwiastuny.
Siedzieliśmy, podając sobie popcorn (bez masła, słabo solony).
Zadowoleni oglądaliśmy historię ślicznej lekarki sądowej
w opałach, wiedząc, że w końcu wyjdzie z opresji cała i zdrowa
(mniej lub bardziej). Szturchaliśmy się znacząco, gdy miała
poważne problemy z określeniem przyczyny śmierci
przystojnego denata.
Ty załatwiłabyś to w sekundę szepnął Tolliver tak
cicho, żebym tylko ja mogła go usłyszeć.
Sala nie była szczególnie wypełniona, jak zwykle podczas
popołudniowych seansów w dni powszednie. Nikt nie rozmawiał
głośno, żadne dziecko nie płakało, więc dobrze się bawiliśmy.
Gdy film się skończył przestępca został zabity na kilka
sposobów, zanim ostatecznie przestał uciekać wyszliśmy z
kina, wymieniając uwagi na temat efektów specjalnych i
dywagując na temat dalszych losów bohaterów.
Uwielbialiśmy to robić. Jak potoczy się ich życie po
zakończeniu filmu? Wróci do pracy, nawet jeśli się zarzekała
powiedziałam. Umarłaby z nudów w domu po tych pościgach
i strzelaninach. Nie jest typem kury domowej, w końcu rąbnęła
tego gościa żelazkiem w głowę.
Nieee, myślę, że wyjdzie za glinę, zostanie w domu i
poświęci się gotowaniu rodzince obiadków. Nigdy już nie
zamówi chińszczyzny na wynos. Pamiętasz? Zdarła to menu ze
ściany koło telefonu.
Pewnie zacznie po prostu zamawiać pizzę.
Tolliver roześmiał się i wyłowił z kieszeni paragon za
poprzedni kurs, na którym znajdował się numer korporacji
taksówkowej.
Nagle ktoś chwycił mnie za ramię. Powiedzieć, że się
przestraszyłam, to mało. Odwróciłam się i spojrzałam prosto w
twarz kobiety, która mnie trzymała.
Miała na sobie obszerny płaszcz w krzykliwą kratę.
Ufarbowane na rudo włosy podpięła z boku, tak że wolno
puszczone końce opadały jej kaskadą loków na ramię.
Szminka wychodziła poza naturalny kontur ust, a kolczyki
przypominały kryształowe żyrandole skrzące się w
popołudniowym słońcu. Tolliver wykonał błyskawiczny zwrot,
odruchowo kierując rękę ku jej gardłu.
Muszę z tobą porozmawiać wydyszała nieprzytomnie.
Witaj, Xyldo. Starałam się mówić uspokajająco, tak
jak należy zwracać się do bardzo zdenerwowanych osób.
Xylda. Tolliver prawie warknął. Był gotów
zaatakować i nagle musiał się błyskawicznie opanować.
Wcisnął telefon do kieszeni, wkładając w ten gest więcej
siły niż było to konieczne. Co możemy dla ciebie zrobić? Skąd
się tu wzięłaś?
Znajdujesz się w niebezpieczeństwie wyrzuciła z
siebie.
Straszliwym niebezpieczeństwie. Musiałam cię ostrzec.
Jesteś taka młoda, kochanieńka. Nie wiesz, jak okrutny
może być ten świat. W rzeczy samej, wiedziałam. Nawet lepiej
niż bym chciała.
Jesteśmy młodzi, Xyldo, ale znamy życie. Usiłowałam
mówić łagodnie. Tam jest restauracja. Wejdziemy na filiżankę
czekolady lub kawy? Może mają herbatę?
Tak, świetny pomysł. Xylda różniła się ode mnie w
każdym calu. Była niższa, zwalista i o jakieś trzydzieści lat
starsza.
Siedziała w jasnowidztwie odkąd rzuciła prostytucję,
która była jej pierwszym zawodem. Xylda była od roku wdową.
Zmierć Roberta, który był jednocześnie jej menedżerem,
wytrąciła ją z równowagi. Nie wiedziałam, jak sobie bez niego
radzi. Potrzebowała, by ktoś kierował zarówno nią, jak i jej
sprawami. Osobiście nie zatrudniłabym jasnowidza z taką
aparycją, ale może przeceniałam ludzi. Taki sposób bycia oraz
strój utwierdzał niektórych klientów w przekonaniu, że mają do
czynienia z prawdziwym jasnowidzem. Miałam na ten temat
własne zdanie. Znałam wielu jasnowidzów, prawdziwych i
oszustów. Jedni i drudzy byli niestabilni emocjonalnie lub
autentycznie chorzy umysłowo. Za tego rodzaju talent płaci się
wysoką cenę. To raczej przekleństwo niż dar.
Spotkałam tylko dwóch jasnowidzów, którzy wiedli w
miarę normalne życie, ale to wyjątki. I oczywiście, Xylda się do
nich nie zaliczała. Zrezygnowany, posępny Tolliver poprowadził
Xyldę do kawiarni, gdzie pomógł jej zdjąć ohydne płaszczysko.
Gdy poszedł zamówić coś do picia, ja usadziłam ją przy stoliczku
tak daleko od innych gości, jak było to możliwe w tym małym
lokalu. Westchnęłam i postarałam się przywołać na twarz pełen
zrozumienia uśmiech.
Xylda ścisnęła moją rękę, a ja zagryzłam wargę, starając
się jej nie wyrwać. Nie przepadam za przypadkowym kontaktem
fizycznym, a ona dotknęła mnie już po raz drugi. Ale
powtarzałam sobie w myśli, że kobieta musi mieć powód, aby się
tak zachowywać.
Podczas poprzedniego spotkania Xylda powiedziała mi,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]