[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to uczucie. O trzeciej nad ranem, gdy nie mogła spać, duchy ludzi,
których zabiła gnijące postaci, kości lśniące w blasku księżyca
siadały w nogach łóżka i patrzyły na nią pustym, pełnym
dezaprobaty wzrokiem. Koszmary były karą.
Jaka kara spotka ją za to, co planowała zrobić?
Z zaskoczeniem stwierdziła, że nie dba o to. Po prostu
chciała zakończyć tę sprawę raz na zawsze.
Co pomyśli Baldwin?
Wierciła się na krześle i bawiła włosami.
Baldwin też zabijał. Doskonale wiedział, jak wielkim
ciężarem dla duszy jest odebranie życia drugiemu człowiekowi.
Nie łagodzi go ani przebaczenie, ani żadne usprawiedliwienie. Czy
będzie miał jej za złe, że wzięła sprawy w swoje ręce? Będzie ją
podziwiał? Czuła, że myślą podobnie, aczkolwiek nigdy go o to
nie spytała. Nie potrafiła, nie mogła powiedzieć tego na głos. Nie
Baldwinowi.
Wolałaby użyć któregoś z zapasowych pistoletów. Miała
kilka niezarejestrowanych sztuk broni, które idealnie by się
nadawały. Nie chciała kalać służbowego pistoletu prywatną
krwawą zemstą. Bo przecież jeżeli uda jej się wcielić plan w życie,
nadal będzie miała pracę i obowiązki, wciąż będzie nosiła
odznakę. I codziennie będzie musiała dotykać broni, wiedząc, co
nią uczyniła. Z zimną krwią zabiła człowieka. Nigdy nie zdoła o
tym zapomnieć. Może właśnie taka jest stosowna kara?
Z daleka czy z bliska? Zmusiła się do absolutnej szczerości.
Jasne, że z bliskiej odległości. Chciała patrzeć Naśladowcy w oczy,
kiedy będzie umierał. Tylko wtedy zyska pewność, że to
rzeczywiście koniec.
Zignorowała nagłe uderzenie adrenaliny. Poczuła mieszaninę
pożądania i strachu na samą myśl, że miałaby stanąć oko w oko z
Naśladowcą. Nie poznawała siebie. Ale to on ją do tego
doprowadził. Do tego, że z całego serca zapragnęła śmierci
drugiego człowieka i była gotowa złamać wszelkie zasady
obowiązujące ją jako istotę ludzką i policjantkę. Przysięgała bronić
i służyć, a nie szukać zemsty.
Raniąc najdroższe jej osoby, przekroczył granicę. To było&
nie do przyjęcia. Naśladowca postanowił pójść tą drogą, a Taylor
była jedyną, która mogła go powstrzymać, zanim stanie się
krzywda kolejnym osobom z jej otoczenia. Fitz, Sam, Lincoln,
Marcus, a nawet McKenzie, oni wszyscy byli kimś więcej niż
kolegami i koleżankami, więcej niż przyjaciółmi. Byli jej rodziną,
tak jak Baldwin, a może nawet bardziej.
Wytropić sukinsyna. Znalezć go i doprowadzić do kilku
bezcennych minut sam na sam. Wtedy koszmar dobiegnie końca.
Musiała zaplanować operację w najmniejszych szczegółach.
Nie mogła sobie pozwolić, by agenci federalni zaglądali jej przez
ramię. Wolała liczyć na funkcjonariuszy własnej służby, na
przyjaciół, którzy w razie potrzeby przymkną oko.
Sięgnęła po telefon i wybrała numer domowy swojego
byłego szefa Mitchella Price a.
Odebrał po trzecim dzwonku.
Witam, panno Jackson! Jak się pani miewa w ten piękny
wieczór?
Dziękuję, niezle. Wiesz, że znalezliśmy Fitza?
Tak, słyszałem. Byłem u niego w szpitalu. Biorąc pod
uwagę, co go spotkało, trzyma się całkiem niezle. Muszę ci się
przyznać, że postanowiłem to uczcić.
Taylor uśmiechnęła się pod nosem. Faktycznie mówił jak
wstawiony facet. Na szczęście ubzdryngolił się na wesoło.
To słychać.
Aż tak?
Nieee, skąd. Znam cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że wy,
Irlandczycy, zawsze mówicie w taki sposób.
Aha. To dobrze. Jak ci mogę pomóc? Czyżbyś w końcu
postanowiła zdradzić policję i dołączyć do mojej radosnej
kompanii?
Raczej nie. Chciałam z tobą porozmawiać o interesach.
Muzyka grająca w tle ucichła. Price odchrząknął i odezwał
się poważnym głosem:
Zledztwo czy ochrona?
Mówiąc szczerze, to drugie. Baldwin tak bardzo się o mnie
boi, że chce ustawić armię agentów przed moimi drzwiami. A ja
bym wolała, żeby nikt mi nie przeszkadzał. Mam coś do zrobienia
i nie chcę, żeby chodzili za mną faceci w czerni.
Chyba nie wybierasz się na łowy, co?
Price znał ją zbyt dobrze, dlatego odparła wymijająco:
Jesteśmy niemal pewni, że następny ruch Naśladowcy
będzie związany ze mną. Potrzebuję dodatkowego wsparcia,
osobistej ochrony. Nie masz wolnych dwóch ludzi? Nie
pożyczyłbyś mi ich na tydzień?
Tylko tydzień?
Jeśli sprawa potrwa dłużej, będzie to znaczyć, że się
pomyliłam odparła łagodnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]