do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gorączkowo.
- Nie możesz zaprzeczyć, prawda? - nalegał, owiewając
gorącym oddechem jej rozpaloną skórę. - Tak myślałem.
I znów ją pocałował. Tym razem bardziej zachłannie niż
poprzednio. Jeśli w ten sposób chciał sprawdzić jej reakcję,
otrzymał pożądaną odpowiedz.
- Nie! - Rozpaczliwie próbowała protestować, ale on objął
ją ramieniem i mocno przyciągnął do siebie, a potem wsunął
ręce pod bluzkę i z łatwością wynikającą z praktyki rozpiął
stanik. Usiłowała się wykręcić, ale to tylko sprawiało, że
pieszczota jego dłoni bardziej ją podniecała. Zamarła w
bezruchu i wykrztusiła: - Piran, przestań...
- Dlaczego? Przecież tego chcesz... Powiedz, że nie
chcesz, a przestanę, Carloto. - W odpowiedzi usłyszał tylko
cichy jęk przyzwolenia. - Tak myślałem. - Głos miał urywany,
chropawy, policzki zaś mocno zarumienione. Wyglądał
prawie tak samo jak dziewięć lat temu - był podniecony,
pożądał jej.
Nie, wcale nie jej pożądał, poprawiła się Carly. Pożądał
kobiety. Jakiejkolwiek kobiety. To była czysta chemia.
Do diabła, ona tak samo reagowała na niego! Przecież go
już nie kochała. W każdym razie nie tak jak kiedyś. To jej
zmysły go pożądały, nie ona!
Gdy ta prawda do niej dotarła, znalazła wreszcie siłę, by
go odepchnąć. Wyrywała się tak rozpaczliwe, że w końcu
spadła na podłogę. Natychmiast wstała i pobiegła na drugi
koniec pokoju.
Piran poderwał się na równe nogi i stał teraz; patrząc na
nią, nadal podniecony i lekko oszołomiony.
- Na litość boską, Carloto, nie zachowuj się jak
wystraszona dziewica!
Ciekawe, jak by zareagował, gdyby dowiedział się, że
naprawdę nią jestem? - pomyślała Carly, powstrzymując
histeryczny śmiech i niezdarnie usiłując zapiąć stanik.
Piran postąpił krok w jej kierunku.
- Trzymaj się ode mnie z daleka! - ostrzegła go ostro.
- Nie żartuj, przecież przed chwilą mnie pragnęłaś...
- Być może, ale teraz już nie! I nie zbliżaj się do mnie! -
dodała. - Mówię serio, Piran! Nawet nie próbuj! Jeszcze raz
mnie dotkniesz...
- Pocałujesz - poprawił ją drwiącym tonem.
- Dotkniesz, pocałujesz lub cokolwiek bądz, a
natychmiast odpłynę stąd następną łódką! I powiem Dianie,
dlaczego uciekłam.
Zauważyła, że Piran zacisnął szczękę, a na policzku drgał
mu mały mięsień.
- Podobało ci się to - powtórzył spokojnie.
Carly nie odezwała się ani słowem; patrzyła mu prosto w
oczy, gotowa podjąć walkę, gdyby próbował znów ją
napastować i skrywając ból pod maską wściekłości.
- Przypuszczam, że nadal czekasz na propozycję
małżeństwa?
- Masz cholerną rację - powiedziała, unosząc podbródek.
Małżeństwo...
O Boże, cóż za nim przemawia? %7ładen argument na rzecz
małżeństwa nie przychodził Piranowi do głowy, gdy
wieczorem, po zapadnięciu zmroku, przechadzał się samotnie
po plaży.
Małżeństwo jego rodziców z pewnością było grą pozorów.
Musiał być głupi i naiwny, żeby przez tyle lat niczego nie
zauważyć! Ale skąd mógł wiedzieć, że jego matka miała
kochanka? Skąd mógł wiedzieć, że ojciec był tego świadom,
ale wolał zatopić się w pracy, niż podjąć walkę?
Dopiero gdy Des osiągnął pełnoletność i stał się - jak
stwierdziła matka - wystarczająco dorosły, by zrozumieć
życie, powiedzieli synom prawdę. A potem matka odeszła, by
poślubić swego wieloletniego kochanka.
Chwała Bogu! - pomyślał wówczas zdesperowany i
zraniony Piran. Odwrócił się od matki i stanął u boku
poważnego, kochanego ojca.
A potem Arthur również go zawiódł.
Piran wprost nie mógł uwierzyć, gdy zaledwie pół roku po
rozwodzie, ojciec zadzwonił do niego i zaprosił na swój ślub!
- %7łenisz się? - Był naprawdę wstrząśnięty.
- Jestem zakochany - wyznał Arthur. Nawet przez telefon
sprawiał wrażenie odmłodzonego i szczęśliwego.
- Kim ona jest? - zapytał Piran.
- Ma na imię Sue. Jest tancerką.
- Tancerką? - Nawet teraz Piran nie potrafił opanować
zdziwienia. Nie mógł uwierzyć, że jego utytułowany ojciec -
profesor, doktor habilitowany, absolwent Oksfordu, wziął
sobie za żonę tancerkę z nocnego klubu! - Nie bądz idiotą,
tato! - zawołał wówczas zgorszony.
Pamiętał, jak jego dystyngowany ojciec gwałtownie
wciągnął powietrze w płuca, a potem odezwał się cichym
głosem:
- Postaram się zapomnieć, że kiedykolwiek to
powiedziałeś. A w towarzystwie swej macochy masz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl