do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przed Panią i powiedziała wierszyk, ale mówiąc ciągle patrzyła na dziadka i wydawało mu
się, że do niego mrugnęła.
Podnieś ręce Jasna Pani,
Zerwij kwiatu białą kiść,
Róży kolec cię nie zrani,
Wszak cię chroni Złoty Liść.
 Cóż za dziwne i okropne wierszydło, Andreo!  zawołała Larysa.  Dotąd nigdy nie
układałaś wierszy. I czemu mam sama zrywać róże?  Nigdy tego nie robię. Przecież zawsze
mi przynosicie kwiaty.
 Chciałam ci zrobić przyjemność, Jasna Pani, i popisać się przed gościem.
 Gość może być najwyżej zdziwiony, a wcale nie zachwycony. W dodatku nie wie, o co
chodzi. A mnie się nie podoba, że raptem zaczęłaś mówić zagadkami. Ale spójrz, dobry
staruszku, liść, o którym mówi tak niezrozumiale Andrea mam wpięty we włosy. To jest liść
klonu zrobiony ze szczerego złota i malachitu. Dlatego jest złotozielony. Chroni rzeczywiście
przed nieszczęściem i każdą przykrością tego, kto go posiada. Ale tutaj tylko ja mam prawo
go nosić.
 A co by było  spytał dziadek  gdyby wziął go do ręki ktoś inny? Pytam z prostej
ciekawości, bo nigdy nie spotkałem się z tak cudownym przedmiotem.
 Nie radzę, spotkałaby go kara  odpowiedziała niechętnie i zaczęła opowiadać o swoich
wychowankach.
Ale dziadek nie słuchał. Zastanawiał się, co ten wiersz może oznaczać i czy rzeczywiście
Andrea chciała mu w ten sposób coś przekazać. Może chciała zwrócić uwagę na Złoty Liść, to
się udało i wyjaśniło się jego znaczenie. Trzeba wziąć to pod uwagę. Kwiatów sama Pani nie
zrywa, czemu więc Andrea ją do tego zachęcała? Wiedziała, że i tak tego nie zrobi. Co tam
jeszcze było? Coś o podniesieniu rąk. Spojrzał na ręce Pani. Po co ma je podnosić? Róże
rosną wszak nisko. Ręce, jak ręce  pomyślał. Może to wszystko nic nie znaczy? Ale miał
wrażenie, że czegoś jednak tu brakuje. Ach tak, dłonie. Długie, koronkowe, szerokie rękawy
zasłaniały dłonie Jasnej Pani.
 Muszę sprawdzić  pomyślał.  Jeżeli coś odkryję, to znaczy, że Andrea dużo wie i może
jest po naszej stronie. Udał więc, że ogląda kolorowe latarnie i przysunął się w stronę Larysy.
Podstęp udał się. Pani układała w wazonie kwiaty prawą ręką. Dłoń była biała i kształtna.
Chyba nic  pomyślał dziadek. Ale lewej dłoni nie mógł zobaczyć. W tej samej chwili Jasna
Pani zaczepiła lewym rękawem o gałązkę akacji tak, że się trochę odsłoniła lewa dłoń. To, co
zobaczył, zmroziło go do szpiku kości. Oto jej lewa dłoń była porośnięta czarną zwierzęcą
sierścią i miała tylko dwa grube, kosmate palce, zakończone długimi, zakrzywionymi
pazurami.
Dziadek usiadł na swoim miejscu. Był na tyle opanowany, że dalej rozmawiał całkiem
swobodnie, jakby nic nie widział. Ale już poznał prawdę:  Jasna Pani to wiedzma, która
przybrała postać pięknej kobiety i będzie usiłowała nie dopuścić do tego, aby odlecieli o
wschodzie słońca. A zatem Andrea chyba rzeczywiście im sprzyja.
25
A co ma zamiar zrobić wiedzma? Tyle niepewności. Udał wesołość, mówił o tym, że jutro
pójdą dalej w świat.
 Najważniejsze  myślał  nie zdradzić się tym, że coś wiem.
Tymczasem nastała noc. Zjawiła się Andrea niosąc ogromną tacę zastawioną
kryształowymi szklankami. Postawiła tacę na stole i powiedziała powolnym, śpiewnym
głosem:
Pijmy, pijmy
Napój z rosy,
Zpijmy, śpijmy,
Dziadku bosy,
Dzień jutrzejszy niedaleko,
A wczorajszy  hen za rzeką.
 Andreo  powiedziała Larysa  zadziwiasz mnie i niepokoisz. Znowu wiersz, chociaż ten
już bardziej mi się podoba. Przynajmniej zachęcasz naszego miłego gościa do wypicia napoju.
Czy wiesz, poczciwy staruszku, że w tych szklankach jest rzeczywiście rosa zbierana o świcie
i zmieszana z nektarem z kwiatów? Napój ma cudowne działanie wzmacniające. Na drugi
dzień jest się rześkim, wesołym i wszystko się udaje temu, kto go wypił.
To mówiąc zaśmiała się trochę jakby szyderczo.
 Andreo, przyprowadz dzieci.
Dziadek Wilk nie miał wątpliwości. Andrea wiedziała kim są i była po ich stronie, ale
oczywiście musiała udawać przed wiedzmą, że jest posłuszna. Niby zachęcała do picia
nektaru, a jednocześnie ostrzegała, że się po nim śpi. I wiedziała, że przybyli zza rzeki!
Tymczasem nadeszły dzieci. Dziewczynki wzięły każda swoją szklankę, powiedziały
 dobranoc i poszły pod opieką Andrei do pawilonu spać. Larysa podała szklankę Dankowi.
 Pij, chłopczyku, i wypocznij. Jak słyszę, jutro wybieracie się w daleką drogę na
zwiedzanie świata.
Danek grzecznie podziękował i zanim dziadek zdołał jakoś temu przeszkodzić  wypił całą
szklankę.
 I ty, dobry staruszku, pokrzep się. Oto twoja szklanka.
 A ty, Pani, nie pijesz?
 Ależ tak  i rzeczywiście wypiła do połowy swój nektar. A teraz ty  w głosie jej
zadzwięczało zniecierpliwienie.
W tym momencie Danek spadł z poduszki, na której siedział, bo zasnął nagle twardym
snem. Dziadek ułożył go obok siebie, przykrył poduszką i zgasił latarnie wiszące w pobliżu.
 Zwiatło lampy zawsze przeszkadzało mu w spaniu. Nie masz mi, pani, za złe, że
zgasiłem latarnie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl