[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaszło? zapytał Galiński z rezygnacją w głosie.
Kaczmarek podniósł głowę. Sprawiał wrażenie
oderwanego od rzeczywistości.
Nie miałem pojęcia, że Skolimowski ją zaatakował,
rozumiesz? Nie miałem o tym pojęcia! Kiedy ich
zobaczyłem, wyglądali tak, jakby między nimi trwała
jakaś nic nie znacząca sprzeczka. To wszystko.
Nie widziałeś jak ją popycha? Rozcięła sobie
nadgarstek.
Ależ skąd! Nie widziałem. Usłyszałem tylko
dziewczynę. Krzyknęła coś, wymachując rękoma.
Skolimowski stał przy niej... ale, na Boga, nie robił jej
krzywdy! Myślisz, że potrafiłbym przyglądać się bez
emocji jak ją tłucze?
Biolog, totalnie skołowany, wysunął dolną szczękę.
To wszystko było zawiłe jak kłębek wełny. Wierzył
Kaczmarkowi. Najdziwniejsze jednak, że wierzył także
Marysi Kryształowicz. Była przerażona. Błagała go
wzrokiem, aby nie wątpił w jej słowa. Kiedy przypomniał
sobie jak opowiadała o oczach Skolimowskiego,
przeszedł go lodowaty dreszcz. Kryształowicz nie
zmyślała, tego był pewien.
Z sali gimnastycznej dobiegały do nich krzyki
grających w kosza licealistów. Aplauz, jaki się rozniósł,
zwiastował przygniatające zwycięstwo jednej z drużyn.
Galiński nadał nie spuszczał wzroku z Kaczmarka.
Coś tu nie grało. Nie był pewny, co. Podświadomość
zachęcała go do zadania kolejnego pytania:
Podszedłeś do nich, prawda? Podszedłeś i
zapytałeś, czy wszystko w porządku. Wuefista skinął
głową, zasępiony.
Zgadza się. Dziewczyna wyszczerzyła zęby w
uśmiechu, a chłopak odparł, że ma dziś ciężki dzień. Nic
więcej nie pamiętam.
Tylko tyle?
Tylko tyle. Uznałem, że nie ma o czym mówić. Do
diabła, Dawid, czy na moim miejscu wypytywałbyś parę
szczeniaków, o co się kłócą i dlaczego stoją przy
żywopłocie jak dwa kołki? Zastanów się!
Co było dalej? spytał po dłuższej chwili Galiński.
Kaczmarek zawahał się. Przez moment było widać,
że pytanie bardzo go zaskoczyło. Spojrzał na Galińskiego
uważnie, jakby oczekiwał nagłej zmiany tematu. Jego
pociemniałe od emocji oczy patrzyły na biologa błagalnie.
Proszę cię, skończmy już rzekł. Jednak Galiński
był przekonany, że kolega nie powiedział mu
wszystkiego. Było coś jeszcze. Chciał wiedzieć, co.
Przypomnij sobie nalegał. Wydarzyło się coś?
Kaczmarek wstał i podszedł do biurka. Podniósł
telefon komórkowy, ale nawet nie spojrzał na ekran.
Co ci odbiło? palnął tak nagle, że słowa
zadudniły Galińskiemu w uszach. Bawisz się w
policjanta, do cholery? Wystarczająco wielu ich tu
ostatnio mieliśmy.
Po prostu pytam. Jestem ciekawski.
Może zbyt ciekawski.
Mężczyzna wyraznie zaczął unikać spojrzenia
Galińskiego. Powód wydawał się jasny zdrowy
rozsądek nakazywał wuefiście milczeć. Biolog zbliżył się
do niego, położył rękę na ramieniu i pochylił głowę tak,
jakby chciał wyssać z oczu kolegi całą prawdę.
Powiedz, czy było coś dziwnego w zachowaniu
Skolimowskiego? spytał podchwytliwie. Gesty,
zachowanie? Może było coś w jego oczach?...
Po tym pytaniu mężczyzna napiął mięśnie, jak gdyby
próbował okiełzać siłę, która wprawiała go w
zakłopotanie. Wciąż błądził wzrokiem po kantorku.
Oczach? Co masz na myśli, pytając o oczy?
Galiński zdjął rękę z ramienia kolegi.
Może ty mi powiesz? Nie przypominasz sobie?
Oczy... Oczy, oczy, oczy... Coś ci świta? Nastąpiła
pauza. Kaczmarek przeczesał ręką włosy, a potem odłożył
telefon na biurko i szybkim krokiem opuścił kantorek.
Galiński usłyszał jak pokrzykuje coś do uczniów,
odgwizduje koniec meczu i pozwala im rozejść się do
szatni. Kiedy wrócił, zamknął za sobą drzwi. Zaszeleścił
materiał dresu, zapiszczały podeszwy trampek.
Skoncentrowany, oparł się o ścianę.
Jego gęba zaraz eksploduje zagrzmiało w głowie
biologa. Rozproszy się, ejakuluje setkami słów.
Naprawdę chcesz tego słuchać?
Posłuchaj podjął wuefista. Kiedy ostatnim
razem mówiłem o tym, że coś wstąpiło w
Krzyżanowskiego...
Wiem, zachowałem się tak, jakbym ci nie uwierzył.
Bo nie uwierzyłeś. I wcale ci się nie dziwię. Tyle
tylko, że mówiłem prawdę. Znaczy wiem, co widziałem.
Jak to się ma do Skolimowskiego?
Kaczmarek wzruszył ramionami.
Po wczorajszej tragedii i naszej rozmowie
pomyślałem sobie, że to, co zobaczyłem, było skutkiem
zwyczajnego szoku. Rozumiesz wstrząs, osłabienie,
nerwy. Pomyślałem sobie, że najzwyczajniej w świecie
mi się przewidziało. Jak wiesz, napatoczyłem się na
Krzyżanowskiego zaraz po tym, jak zabił Romskiego...
Galiński skinął głową.
I tak nic nie rozumiesz Dawidzie głos był szorstki,
niezbyt przyjazny.
Ujrzałem zakrwawione ciało, leżące na posadzce.
Chcąc nie chcąc zwróciłem uwagę na zachowanie
Krzyżanowskiego. Wiesz, płakał, całkiem oszołomiony.
Tak, jakby nie wiedział, co się stało. Jakby nie zdawał
sobie sprawy z tego, co zrobił. Nagle przerwał. Galiński
nie wchodził mu w słowo.
Dawid, dlaczego zapytałeś o oczy? podjął po
chwili.
Popatrzyli po sobie i wreszcie biolog odrzekł:
Tu się dzieje coś dziwnego. Wrażenie, że jakaś
siła opanowała jego umysł było miażdżące. Kaczmarek
pokręcił głową.
Zaraz po tym, jak doszło do tragedii, Krzyżanowski
był przerażony, ale wydaje mi się, że było coś jeszcze.
Coś na kształt furii. A jego spojrzenie... Kiedy patrzył na
mnie... Czułem, że to już nie był on. Jakby na chwilę
zmienił się w jakąś paskudną dziką bestię przerwał, aby
zaczerpnąć tchu. Doprawdy nie wiem, co mam o tym
wszystkim myśleć.
W umyśle Galińskiego rozległ się śmiech. Z
początku był to cichy, niewinny chichot, lecz po chwili
przerodził się w głośny rechot. Ktoś kpił z niego,
wyśmiewał się. Tylko kto, do diabła? Skąd się wziął?
Ja wariuję, pomyślał nauczyciel, potrząsając głową,
jakby chciał wyrzucić z niej intruza.
Wszystko z tobą okej? zapytał Kaczmarek.
Galiński zamrugał.
Tak.
Dobrze się czujesz?
Taaa...
Dziwnie się wysławiacie. Jakbyście pozjadali
wszystkie rozumy.
Kim ty...
Nie mam czasu na te twoje durne pytania.
Kto tu jest? Kto jest w mojej głowie?
Też to widziałeś, Dawid, prawda? Głos wuefisty
wyrwał go z letargu. To spojrzenie. Musiałeś coś
zobaczyć, inaczej byś tak nie reagował.
Nie odpowiedział. Miał ochotę uciec z tego
pierdolonego kantorka. Wrócić do domu, zadzwonić do
Kaśki.
Tak... wreszcie wykrztusił. Masz racje. Ale
najpierw ty mi powiedz... Wyczułeś, że ze Skolimowskim
jest coś nie tak, prawda?
Wyczułem przytaknął Kaczmarek. Z jego oczu
również wyziewał chłód. Były... Nie wiem, jak mam to
powiedzieć. Były odblaskowo czerwone. Patrzyły na
mnie złowrogo i nakazywały, abym odszedł. Abym się
nie wtrącał... Poczułem się jak w jakimś horrorze klasy C.
Myślałem, że te dzieciaki robią sobie ze mnie jaja. Ze to
jakieś szkła kontaktowe, czy coś w tym rodzaju.
Co zrobiłeś?
Poprosiłem dziewczynę, aby się odsunęła, a potem
kazałem chłopakowi spierdalać.
I posłuchał.
Tak, ale zanim zareagował, powiedział coś, co
jeszcze bardziej przyparło mnie do muru.
Mianowicie?
Przez ułamek sekundy wszystko znieruchomiało jak
na filmowym kadrze. Galiński poczuł, że podnosi mu się
ciśnienie.
To brzmiało tak, jakby wypowiadał się nie tylko w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]