[ Pobierz całość w formacie PDF ]
j¹c siê za gêst¹, kêdzierzaw¹ czuprynê.
Lenin obojêtnie wzruszy³ ramionami.
Towarzysz prezes zanadto sobie lekcewa¿y sytuacjê! zauwa¿y³ z³oSliwie Urickij. Tu
trzeba coS obmySleæ, postanowiæ radykalnie! Nie mo¿na siê bawiæ w têpienie innych socjali-
stów rêkami polskiego szlachcica Dzier¿yñskiego gdy wróg stoi na progu! Imperjalizm nie-
miecki jest silny i nie bêdzie robi³ ¿artów, gdy wkroczy do Piotrogrodu, spotykany entuzja-
stycznie przez ludnoSæ.
Tak! Towarzysz Urickij ma s³usznoSæ! podtrzyma³ go Kamieniew, porozumiewawczo
patrz¹c na Trockiego.
Lenin s³ucha³ uwa¿nie, a przed jego bacznym wzrokiem nie ukry³y siê najmniejsze odru-
chy wra¿eñ i niewypowiedzianych mySli towarzyszy.
Wyczuwam, ¿e towarzysz Urickij niezadowolony jest z mego zaufania do Dzier¿yñskie-
go? Nie chcê nieporozumieñ pomiêdzy nami. Dzier¿yñskiemu poleci³em dra¿liw¹ sprawê, aby
nie nara¿aæ was izraelitów na niebezpieczeñstwo. Posiadam informacje, ¿e gmina uprze-
dza³a was... Czy tak?
Milczeli chwilê, poczem skinêli g³owami.
No, wiêc z tem koniec? Chyba zrozumieliScie teraz? Dzier¿yñskiemu ufam, bo przypo-
mina mi piekieln¹ maszynê, na³adowan¹ nienawiSci¹.
To szaleniec, manjak! zawo³a³ Zinowjew histerycznym patosem. Czy wiecie, towa-
rzyszu, ¿e on szpieguje nawet nas?!
Lenin uSmiechn¹³ siê ³agodnie, co zmusi³o towarzyszy do szczególnej czujnoSci. Znali ten
uSmiech. Wzbudza³ obawê, ¿e w tej chwili spadnie ciê¿ki cios, nieodparty, niespodziewany i szybki.
Jednak Lenin zaSmia³ siê weso³o i rzek³:
Ten szalony Polak prosi³ mnie niedawno, abym wyznaczy³ nadzór nad nim samym. Taki
z niego fanatyk! Nikomu, nawet sobie nie wierzy!
Malinowskiego zwabi³ do siebie przed tygodniem i kaza³ zabiæ! zawo³a³ Urickij, tupi¹c
nogami. Zabi³, z pewnoSci¹, bo nikt nie widzia³ od tego czasu towarzysza Malinowskiego!
Lenin zmru¿y³ oczy i szepn¹³:
Trochê siê poSpieszy³... Trochê tylko... Tymczasem ten agent carskiej policji wiêcej nam
przyniós³ korzySci, ni¿ szkody... No, ale i tak, wczeSniej czy póxniej musia³ zgin¹æ... Wkrót-
ce nie by³by ju¿ nam potrzebny.
209
Machn¹³ niedbale rêk¹ i rzek³:
Towarzysze! Przez trzy dni, które pozostaj¹ nam do nowego roku, musicie tr¹biæ w pra-
sie we wszystkie tr¹by jerychoñskie, ¿e proletarjat musi chwyciæ za broñ i odeprzeæ germañ-
skich imperjalistów od czerwonej stolicy. Skierujcie na to ca³¹ energjê i zdolnoSci wasze!
PuSæ w ruch aparat agitacyjny!
Armja nie zechce podstawiaæ raz jeszcze swojej g³owy zauwa¿y³ Antonow ponuro.
Tak! mrukn¹³ Mura³ow. Wiedz¹ dobrze, ¿e zbraknie nam materja³Ã³w wojennych
i prowjantu. Na wojnê domow¹ pójd¹, biæ siê z wrogiem zewnêtrznym nie zgodz¹ siê!
PoSlemy tedy rozbójników zbrojnych, proletarjat rewolucyjny! zawo³a³ Lenin. Fran-
cuska rewolucja dowiod³a czego mo¿e dokonaæ nawet nieuzbrojony lud!
Trockij uSmiechn¹³ siê zjadliwie.
Francuska, nie rosyjska... sykn¹³.
Lenin nagle siê zaSmia³ tak szczerze, a¿ mu ³zy wyst¹pi³y na oczy.
Nic nie rozmiecie! mówi³, zanosz¹c siê od Smiechu. Przecie¿ przewidujê, ¿e je¿eli
Niemcy plun¹ z kulomiotów, nasze rewolucyjne dru¿yny rozprosz¹ siê, jak stado myszy!
Jednak wyst¹pienie nasze mieæ bêdzie skutki pierwszorzêdnej wagi. Pos³uchajcie!
Przechodz¹c od jednego do drugiego, chwytaj¹c za rêce i klepi¹c po ramionach, objaSnia³
przez Smiech:
Rewolucyjna armja wyst¹pi³a... Udekorujemy to urbi et orbi pompatycznie, ho, ho! po-
trafimy piêknie przybraæ ten fakt! Co z tego wyniknie? Zamilkn¹ nasi oszczercy socjaliSci
z dogorywaj¹cej po Kierenskim Radzie; zamySl¹ siê kontr-rewolucjoniSci, marz¹cy o stwo-
rzeniu nowej armji ochotniczej; przeci¹gniemy na swoj¹ stronê oficerów, których ju¿ nie pu-
Scimy potem; Francuzi i Anglicy odnios¹ g³owy i niezawodnie natr¹ z now¹ si³¹ na zacho-
dzie; Niemcy zmuszeni bêd¹ odci¹gn¹æ od naszego frontu kilka dywizyj i stan¹ siê bardziej
podatni do pokojowego z nami traktatu; nasze wyst¹pienie przeciwko Niemcom raz na za-
wsze rozwieje pod³e oskar¿enie nas o s³u¿bê na rzecz Germanji; gdyby tak by³o, musia³by
sztab Wilhelma opublikowaæ kompromituj¹ce nas dokumenty, czego nie mo¿e uczyniæ, bo
dokumentów takich nie posiada...
Wszyscy siê zdumieli.
By³ to plan szatañski, stworzony w proroczem zrozumieniu stanu rzeczy.
Machiaveli... pomySla³ Trockij, z szacunkiem patrz¹c na ¿Ã³³t¹ twarz i kopulast¹ czasz-
kê Lenina.
Niech ¿yje Iljicz! wrzasn¹³ namiêtny Gruzin Stalin.
Ten okrzyk podchwycili natychmiast Mura³ow, Piatakow, Dybienko i Antonow.
Po chwili i inni towarzysze przy³¹czyli swoje g³osy do gor¹cej, ¿ywio³owej owacji na czeSæ
tego mêdrca o twarzy mongolskiej i przebieg³ych, weso³ych oczach drobnego przekupnia.
Lenin Smia³ siê, umiejêtnie ukrywaj¹c swoj¹ radoSæ.
Czu³, ¿e odniós³ wielkie zwyciêstwo i, ¿e towarzysze, na których mu bardzo zale¿a³o, sta-
li siê w tej chwili jego ludxmi.
Chcia³ umocniæ swój triumf ostatecznie.
ZrozumieliScie mój plan? Zajmijcie siê nim starannie i szybko! Poniewa¿, jednak, nasza
czeka bêdzie mia³a du¿o pracy, mianujmy, towarzysze, Wo³odarskiego szefem wywiadu
politycznego, Urickiego kierownikiem zbrojnych siê tej instytucji, a Dzier¿yñskiemu od-
dajmy najbrudniejsz¹ robotê s¹d. Mówiê: najbrudniejsz¹, bo to i krwawe dzie³o i takie,
210
za które przeklinaæ nas bêd¹, poniewa¿ s¹d ten nie bêdzie normowany ¿adnem innem pra-
wem, oprócz osobistego przekonania prokuratora, sêdziego i... kata w jednej osobie. Zgoda?
Nie protestujemy! odezwali siê towarzysze.
Doskonale! Do roboty zatem! zakoñczy³ naradê Lenin.
Towarzysze wyszli, a on biega³ po pokoju, zaciera³ rêce i, mru¿¹c oczy skoSne, chytre,
Smia³ siê cicho, ur¹gliwie.
W trzy dni póxniej syrena, ustawiona na dachu Smolnego Instytutu, rycza³a d³ugo, grox-
nie, rzucaj¹c nowe has³o, poprzednio zapomoc¹ dzienników i agitatorów wbite w g³owy ro-
botników, ch³opów okolicznych i ró¿nych wyrzutków, wykolejeñców, zbrodniarzy, krêc¹cych
siê ko³o rz¹du proletarjatu .
Lenin nie pomyli³ siê.
Wszystko, przewidziane przez niego, dokonywa³o siê niby na rozkaz wprawnego re¿yse-
ra. Zmyli³, oszuka³, zwiód³ wszystkich: aljantów carskiej Rosji, Niemców, kontr-rewolucjo-
nistów, socjalistów, proletarjat i... w³asnych towarzyszy.
MySl¹c o nich, Lenin krzywi³ usta i szepta³:
Oni siê boj¹ konstytuanty, jako najwy¿szego wyrazu woli ludu... Teraz ten wyraz gniex-
dziæ siê bêdzie we mnie... Ja zaS rozpêdzê lub zgniotê konstytuantê, podpiszê pokój i zacisnê
wszystko w jednym roku... Nikt mi siê nie oprze teraz!
Postanowi³ zadaæ nowy cios sprzeciwiaj¹cym siê dyktaturze proletarjatu socjalistom. Kaza³
zwo³aæ wielki wiec informacyjny w mane¿u Michaj³owskim. Krzycza³y o tem wszystkie
dzienniki; czerwone afisze i plakaty, rozwieszone na ulicach nawo³ywa³y ludnoSæ na wiec,
wyznaczony na pierwszego stycznia r. 1918.
W wiljê tego dnia w gabinecie Lenina zjawi³ siê Wo³odarskij w towarzystwie nieznajome-
go cz³owieka o niespokojnych ruchach i biegaj¹cych oczach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]