do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mer i rozłączyła się. Kręciła się bez celu po swoim nowym
biurze, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ta winda jest za stara - oświadczyła Mary Ellen Cal-
houn, wkraczając bez uprzedzenia. - Każdy inwestor uzna
natychmiast, że nie stać cię na nic lepszego.
- Wręcz przeciwnie, babciu - odpowiedziała spokojnie
Pepper. - JesteÅ› w Anglii. Inwestorzy, widzÄ…c metalowe wy­
kończenie z czasów króla Edwarda, natychmiast stwierdzą,
że jesteśmy firmą z klasą.
144 SOPHIE WESTON
Nie rzuciła się jej w ramiona, ale zaprosiła do środka.
Mary Ellen rozejrzaÅ‚a siÄ™ krytycznie i wystudiowanym ru­
chem zdjęła rękawiczki.
- Porzuciłaś Calhoun Carter dla tego czegoś?
- Tak. Może podać ci kawę?
- Nie masz nawet asystentki? - spytała przez ramię.
- Jest w hurtowni - odparła i napełniła filiżanki. - Może
usiÄ…dziesz?
- Wpadłam tylko na chwilę. Przeczytałam gdzieś, że
otwierasz tÄ™ firmÄ™. Może to i dobry pomysÅ‚. ChcÄ™ ci zapro­
ponować układ.
Pepper spojrzała na nią podejrzliwie.
- Jaki?
- Wrócisz do Calhoun Carter. Ten twój biznesik też przej­
dzie w nasze rÄ™ce. Zainwestujemy odpowiedni kapitaÅ‚. Oczy­
wiście zatrzymasz rolę doradcy.
Pepper roześmiała się głośno.
- Babciu, ty się nigdy nie zmienisz. Nie chcę być doradcą.
ChcÄ™ zrealizować wÅ‚asny pomysÅ‚ i zobaczyć, co z tego wy­
niknie. Dziękuję za propozycję. Co słychać u ciebie?
Mary Ellen odstawiła kawę.
- Myślisz o nim poważnie?
- SÅ‚ucham?
- O tym z Oksfordu.
- Co?
- NaprawdÄ™ jesteÅ› dziecinna - mówiÅ‚a Mary Ellen. - Wy­
daje ci się, że rzucisz na kogoś urok, a on wpadnie w twoje
ramiona. Rzeczywisty świat to nie serial filmowy.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
- Parę tygodni temu przysłał e-mail do mojej firmy, py-
ZAKOCHANY PROFESOR 145
tając o ciebie. Dlaczego miałby to robić, gdyby nic wiedział,
że jesteś moją dziedziczką?
Nagle Pepper poczuła dla niej współczucie.
- Jeśli mówisz o Stevenie Konigu, to nasze kontakty nie
powinny cię obchodzić.
- Powinny, bo ja będę potem płacić rachunek. Ile on
będzie mnie kosztował?
Pepper roześmiała się głośno. Marry Ellen poczuła się
obrażona.
- Nie waż się śmiać. Zawsze dostawałaś ode mnie to, co
chciałaś - zawołała z furią.
- Nic, babciu. - Pepper odzyskaÅ‚a chÅ‚odny spokój. - Do­
stawałam wyłącznie to, co ty chciałaś mi dać. Nie życzę
sobie, żebyś kupowała rai mężczyzn, a Steven Konig nie jest
na sprzedaż.
- Każdego można kupić. To tylko kwestia ceny.
Pepper pokręciła głową.
- Jeśli naprawdę tak myślisz, to bardzo ci współczuję.
- Naprawdę wydaje ci się, że sama go zdobędziesz?
Jak? Nie jesteÅ› prawdziwÄ… kobieta, tylko dzieckiem, któ­
remu wydaje siÄ™, że już potrafi żyć w Å›wiecie doro­
słych. Brak ci choćby odrobiny wdzięku, jesteś gruba i nie
umiesz postÄ™pować z mężczyznami. Ten Konig to - jak sÅ‚y­
szałam - człowiek sukcesu, i do tego atrakcyjny. Nie masz
szans.
Pepper pomyślała o codziennych mailach od niego.
- Babciu, niewykluczone, że jednak siÄ™ mylisz - powie­
działa z przekonaniem i zdała sobie sprawę, że już najwyższy
czas na jej ruch wobec Stevena. Telefony to za mało.
- Przepraszam, babciu, ale mam mnóstwo pracy -powie-
146 SOPHIE WESTON
działa nagle, podała jej rękawiczki i odprowadziła do windy.
Następnie zadzwoniła do Oksfordu.
- Fantastyczna sprawa - powiedział Geoff, witając się
z niÄ… przy portierni.
- Mam nadzieję- stwierdziła. Nie była pewna, czy miała
dobry pomysł. - Nikomu nic powiedziałeś?
Uśmiechnął się.
- Nikomu, nawet facetowi z kamerą, który czeka w holu.
Chcesz się przebrać?
Skinęła głową. Najważniejszą częścią jej przygotowań był
zakup wspaniałej sukni. Co prawda wyniki odchudzania na
razie nie byÅ‚y imponujÄ…ce, ale przynajmniej nabraÅ‚a pewno­
ści siebie.
- Możesz tymczasem skorzystać z mojego pokoju. Ofi­
cjalnie nie ma ciÄ™ na liÅ›cie goÅ›ci. Konig powinien być zasko­
czony. Mam nadzieję, że co najmniej zemdleje - mówił
z uśmiechem.
- Też na to liczę - przyznała.
ROZDZIAA DZIESITY
Suknia rzeczywiÅ›cie byÅ‚a niecodzienna. Dla kobiety zwy­
kle ubierajÄ…cej siÄ™ w poważne kostiumy i bluzki z koÅ‚nierzy­
kiem, jedwabna suknia do kostek okazała się prawdziwą
odmianÄ…. Na dodatek kreacja byÅ‚a w kilku odcieniach czer­
wieni: od purpury, przez szkarłat, po wiśnię.
- To nie jest strój dla rudzielca - stwierdziła zaskoczona
Pepper, gdy Izzy znalazła tę suknię w pierwszej dostawie od
młodych projektantów.
- To jest strój dla osoby, która czuje się wystarczająco
kobieca, by ją nosić - oświadczyła stanowczo Izzy. Pepper
przymierzyła. Jedwab układał się doskonale. Natychmiast
podjęła decyzję.
- BiorÄ™ jÄ…!
Teraz szła wzdłuż zabytkowych murów z odsłoniętymi
ramionami, w czerwonych rękawiczkach do łokci, czując, że
każdy przygląda się jej płomiennej sukni.
- Musi mi się udać - powiedziała cicho.
- Jasne - potwierdziÅ‚ Geoff. Uroczysty obiad w colle­
ge'u miał zacząć się lada moment. Geoff był tak przejęty
nadchodzÄ…cym spotkaniem, że wÅ‚ożyÅ‚ na siebie frak, podob­
nie jak caÅ‚a grupa jego kolegów. Zaplanowali wszystko bar­
dzo szczegółowo. Usadzili Pepper na ławce przy bocznym
stole, jak najdalej od od tutejszych dygnitarzy i ich gości.
148 SOPHIE WESTON
Zapalono świece w lichtarzach, stojących na środku każdego
stołu.
- WyglÄ…da to bardzo archaicznie - stwierdziÅ‚a, rozglÄ…da­
jÄ…c siÄ™ po sali. BÅ‚yszczÄ…ce Å‚awy i stoÅ‚y, promienie zachodzÄ…­
cego słońca, wpadające przez witrażowe okna, płomyki świec
- wszystko tworzyło niezapomniany nastrój.
- Trzymamy się tradycji - zdążył szepnąć Geoff, nim
zabrzmiał gong. Wszyscy wstali. Na salę wkroczył zarząd
uczelni. Wszyscy w akademickich togach. Zajęli miejsca
przy głównym stole. Steven w tym stroju wyglÄ…daÅ‚ jak baj­
kowy czarodziej. Był wyraznie zmęczony i przybity.
- Zdaje się, że Konig wpadł w kłopoty. Zarząd ma do
niego pretensje, że nie zdobyÅ‚ funduszy na remonty - ode­
zwał się ktoś do Geoffa, który pytająco spojrzał na Pepper.
- Nadal chcesz mu pomóc? - spytaÅ‚. Skinęła gÅ‚owÄ…, ner­
wowo przełykając ślinę. Posiłek okazał się wyśmienity, ale
była zbyt przejęta, by skupić się na jedzeniu.
Gdy Å›wiece wypaliÅ‚y siÄ™ do poÅ‚owy, niektórzy goÅ›cie za­
częli żegnać się i opuszczać salę.
- Jak długo jeszcze? - spytała Geoffa.
- Teraz jest odpowiedni moment.
Wstała i ruszyła przez salę. W pierwszej chwili nikt nie
zwróciÅ‚ na niÄ… uwagi. Wszystkie panie byÅ‚y odÅ›wiÄ™tnie ubra­
ne. Jednak, gdy powoli podeszła do głównego stołu, ucichł
gwar. Nikt jej tu wcześniej nie widział. Nic wyglądała też na
studentkę. Czuła, że jej policzki zaróżowiły się i starała się
nie potknąć na wysokich obcasach. Stanęła naprzeciw Steve-
na, po przeciwnej stronie stołu. Patrzył na nią jak urzeczony,
nie poruszając się. Powoli zdjęła rękawiczkę i położyła ją na
stole.
ZAKOCHANY PROFESOR 149
- Zgodnie z tradycjÄ… wyzywam pana na sÅ‚owny pojedy­
nek w tej sali - powiedziała uroczystym tonem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl