[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czym z miną doświadczonej mężatki dodała: - Miłości nie
należy się bać.
- Bać się miłości? - spytał zaskoczony. - Niczego bar
dziej nie' pragnę niż miłości, Honor.
- No cóż, zatem nie pozostało ci nic innego, jak przyjąć
to, co zgotował ci los. Nic więcej cię chyba nie trapi?
- Nic, pani.
Nic więcej, pomyślał, prócz myśli o tym, jak zapanować
nad egoizmem i udowodnić Julianie, że jej szczęście jest mu
droższe niż własne. A to wcale nie było takie łatwe dla ko
goś, kto nie zwykł zaprzątać sobie głowy cudzymi troskami.
Gdy o północy przyszła pora pasterki, na zamku zapano
wał poważniejszy nastrój. Otuleni w opończe i futra ludzie
brnęli przez zaśnieżony dziedziniec do świeżo ukończonej
kaplicy, by wysłuchać kazania i modlić się o zbawienie
duszy.
Juliana szła za innymi ze ściśniętym sercem. Choć Ian
przez cały wieczór śmiał się i żartował, jego oczy pozosta
wały poważne i smutne. Był zupełnie inny niż wówczas, kie
dy go poznała. Nie wiedziała, co się z nim stało, ale czuła,
że wydarzyło się coś strasznego.
Przez cały czas, który spędzili razem, żadnym słowem,
gestem ani nawet spojrzeniem nie pokazał po sobie, że za
mierza poprosić ją raz jeszcze o rękę. Zachowywał się tak,
jakby ledwo co się spotkali, jakby ich nic nie łączyło. Juliana
czuła, jak strach chwyta ją za gardło. Co pocznie, jeśli nie
RS
będzie jej chciał? Co się z nią stanie, jeżeli nie zechce jej
poślubić nawet wtedy, gdy dowie się o dziecku i posagu, któ
ry otrzymała od Alana?
Ledwo słuchała ojca Dennisa, który przez długie nocne
godziny recytował na zmianę to grozne, to budzące nadzieje
łacińskie słowa Pisma, podczas gdy zgromadzeni klękali lub
wstawali z klęczek w stosownych chwilach.
Ciepłe ramię Iana tuż obok jej ramienia dodawało Julianie
otuchy i pomagało znieść długie godziny czuwania. Kilka ra
zy zdawało się jej, że zapadła w drzemkę, opierając głowę na
jego ramieniu.
Ilekroć na niego spoglądała, miał tę samą smutną i pełną czu
łości minę. Czy jest jeszcze dla nich nadzieja? Tak, zadecydo
wała. Powinni mieć nadzieję i modlić się o jej spełnienie.
W końcu przez okna wdarły się do kaplicy pierwsze pro
mienie słońca, rzucając blask na zgromadzonych tu ludzi.
W ciągu nocy, w trakcie jednej z trzech kolejnych mszy, któ
re odprawił ojciec Dennis, ustała śnieżyca i wiatr rozgonił
chmury.
W końcu jutrznia dobiegła końca wraz z radosnym błogo
sławieństwem, którym obdarzył swe owieczki ojciec Dennis.
Zgromadzeni wstawali z miejsc. Ian usłyszał ciężkie westchnie
nie wyczerpanej wielogodzinnymi modlitwami Juliany.
Gdy wracali przez dziedziniec do zamku, ujął ją pod rękę.
a ona z ulgą przyjęła tę pomoc.
- Czy będziesz przy wręczaniu podarków? - spytała.
- Już mi to Kit przykazała, choć i tak bym przyszedł -
odpowiedział. - Gdy tylko przyjechałem, powiedziała mi, że
ona i mały Adam mają piękny prezent dla Dzieciątka.
- I na pewno wie już, o jaką łaskę będzie prosić niebo
w zamian - zaśmiała się Juliana.
RS
- Nie sobie chce Kit wyprosić w niebie łaskę - powie
dział Ian, ujmując jej dłoń. - Matka poradziła jej troszczyć
się o innych. Kit wyznała mi, że będzie prosić Boga o życz
liwość dla swej najukochańszej przyjaciółki.
- Jakie to słodkie z jej strony! -wykrzyknęła. - Czy po
wiedziała ci, kto to jest?
Ian wzruszył ramionami.
- Myślę, że kicia, którą jej dałem w zeszłym roku. Mała
nie widzi świata poza tą rozpieszczoną kotką.
- To prawda - przyznała Juliana. - Dzieci są takie otwar
te w swoich uczuciach, prawda? Szkoda, że z wiekiem traci
my zdolność do takiej szczerej, nie zatrutej zwątpieniem mi
łości.
Popatrzył na nią pytająco.
- Czy ty umiałabyś tak kochać, Juliano?
Nienawidził samego siebie za to, że przysparza sobie
udręki, ale nie potrafił się powstrzymać przed zadaniem tego
pytania.
Juliana spojrzała mu prosto w oczy.
- Umiałabym - odpowiedziała po prostu. -I tak właśnie
kocham.
Ian poczuł, że ściska mu się serce. Wiedział, że Juliana
mówi prawdę. Jakże mogłaby myśleć o życiu klasztornym,
w którym nie ma niczego prócz służby, pokuty i wyrzeczeń,
gdyby nie kochała Boga czystym i szczerym sercem. Choć
graniczyło to z bluznierstwem, poczuł ukłucie zazdrości.
- Godna pochwały jest taka miłość do Boga. Bo nie wąt
pię, że tak Go właśnie kochasz.
Juliana nie odpowiedziała. Szła po zaśnieżonych scho
dach z pochyloną głową, wsparta na ramieniu Iana, a on
chciał chwycić ją w ramiona i krzyczeć, że kocha ją ponad
wszystko i pragnie jej bardziej niż nieba. Dlaczego ona nie
RS
czuła tego samego? Rozum kazał mu milczeć, bo nawet gdy
by zdobył jej, tak upragnione, wyznanie miłości, cóż za przy
szłość ich czekała?
Ustawiona obok kominka szopka wywołała pomruki po
dziwu. Ian poczuł się dumny, bo on także miał swój udział
w powstaniu zbożnego dzieła. Co roku przywoził swym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]