do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ech - przerwał mu mały bramkarz - gdyby był Paragon... - nagle urwał. Wśród otaczających ich
kibiców dojrzał znajomą sylwetkę. Uniósł się otwierając ze zdumieniem usta. Paragon, nie Paragon?
Zbliżający się do nich chłopiec mało przypominał wesołego kolegę z Gołębnika. Twarz
posiniaczona, ziemista, usmarowana kurzem i błotem, oczy zapadnięte...
- Paragon! - zawołał radośnie Perełka i rzucił się na spotkanie kolegi. Scena powitania była tak
zaskakująca, że nikt nie ruszył się z miejsca. Mały bramkarz ściskał Maniusia za szyję.
- Jesteś, bracie! Myśmy myśleli, że już po tobie. Paragon, kochany, żyjesz! - wykrzykiwał
radośnie.
Dopiero teraz chłopcy ławą okrążyli lewoskrzydłowego i gapiąc się nań ze zdumieniem i
radością, zarzucili go pytaniami:
- Gdzie byłeś? Co się z tobą stało? Jak ty wyglądasz?
Maniuś stał w środku. Pełnymi łez oczami wodził po twarzach kolegów, jakby nie dowierzał, że
znów jest między nimi. Gdy zobaczył Stefanka, uśmiechnął się żałośnie i zapytał:
- Panie Wacku, czy mogę zagrać? Stefanek przygarnął go do siebie.
- Ej, chłopcze, chłopcze, co ja z tobą mam!... - ujął go za ramiona i popatrzył prosto w oczy. -
Gdzie byłeś? - zapytał przeciągłym głosem.
Maniuś utkwił wzrok w ziemi.
- Nie mogę powiedzieć - wyszeptał.
- Powiedz mi tylko jedno. Czy to ty sprowadziłeś tych ludzi do pana Aopotka?
Chłopiec uniósł głowę i spojrzał trenerowi prosto w oczy.
- Nie ja - rzekł poważnie.
- Wierzę ci - trener uśmiechnął się, jakby w tej chwili oddalił od siebie wielką troskę. - No
dobrze. Przebieraj się, bo za chwilę zaczynamy grać.
 Huragan prowadzi 1:0...  Huragan prowadzi...
Ta jedna dokuczliwa myśl tkwiła w nim jak drzazga. Gdy wbiegł na boisko, zapomniał o
wszystkim: o ukradzionym samochodzie, o przysiędze złożonej Królewiczowi, o kopniaku Romka
Wawrzusiaka, nawet o bólu, który odczuwał niekiedy przy gwałtowniejszym ruchu - myślał jedynie o
meczu.
Młody Wawrzusiak widząc go na boisku przybladł lekko i ze zdumienia opuścił bezsilnie ręce.
- Skądżeś się tu wziął? - zawołał.
Maniuś zamiast odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Rozpoczynała się gra i jednocześnie z
widowni zerwał się akompaniament okrzyków:
-  Huragan !  Huragan !  Huragan !
Jak echo odpowiedział mu wrzask z drugiej strony boiska:
-  Syrenka !  Syrenka !  Syrenka !
Boisko ożyło. Dwudziestu dwóch graczy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ruszyło do
walki. %7łółta kula piłki potoczyła się po murawie boiska, ściągając na siebie tysiące par
roziskrzonych oczu.
Paragon, cofając się wzdłuż bocznej linii, śledził ją z wielkim natężeniem. Widział, jak atak
 Huraganu sunie na bramkę Perełki. Zakłębiło się pod bramką. Piłka zatrzepotała wśród nóg graczy.
Zmignął żółty sweter i mały bramkarz wyłuskał piłkę spod nóg przygotowującego się do strzału
Skumbrii.
Piłkę wybił Perełka. Szerokim łukiem przeleciała ponad głowami widzów i upadła blisko
Paragona. Ten zastopował ją dokładnie i wysłał przed siebie. Prowadził. Jego ruchy były płynne,
szybkie. Gwałtownym zwodem zmylił przeciwnika i spojrzał przed siebie. Aawa czarnych i
zielonych koszulek sunęła pod bramkę  Huraganu . Paragon w pełnym biegu posłał piłkę do
Mandżaro. Zrodek ataku musnął ją głową. Piłka zmieniła kierunek. Wpadła pod nogi Ignasia. Aącznik
strzelił błyskawicznie. Niestety, strzał o centymetry minął poprzeczkę.
 Dobrze jest - pomyślał Paragon cofając się na swoje pole. - Jeszcze kilka takich zagrań, a
wyrównanie gotowe .
 Huragan przypuścił nowy atak. Teraz Królewicz popisywał się piękną techniką. Przejął piłkę
od stopera, ładnie ją zgasił i zaczął prowadzić. Zdawało się, że piłka przykleiła się do jego zwinnych
nóg. Posłuszna każdemu ruchowi mknęła w stronę bramki. Wawrzusiak minął już dwóch graczy,
niedostrzegalnym kopnięciem posłał ją do Skumbrii. Ten strzelił!... Perełka wyciągnął się jak struna i
w ostatniej niemal chwili wypiąstkował ją na aut.
 Będzie korner - pomyślał Paragon.
Za chwilę lewo skrzydłowy  Huraganu ustawił piłkę w rogu, cofnął się kilka kroków, rozpędził
się i posłał piłkę w pole. Gracze jeden po drugim wyskakiwali ku niej by jej dosięgnąć. Wreszcie
upadła. Królewicz doskoczył do niej jakimś błyskawicznym kocim skokiem i strzelił z woleja...
Znowu aut!
Paragon dreptał niecierpliwie w miejscu. Niepokoiło go to oblężenie bramki.
- Wiara - zawołał do kolegów - grać, a nie spać! Kryjcie dobrze każdego!
Nie było czasu na rozmowy. Właśnie Krzyś Słonecki odebrał podanie obrońcy i przedłużył je na
lewe skrzydło. Maniuś złapał piłkę w powietrzu, zastopował i lekko wysłał przed siebie. Tuż przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl